[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta Która Stoi ZPięścią siedziała niepomna na wszystko, gdy maleńki gość napuszył się, nadął pierś i raptem wzleciałjak pocisk, w prostej linii do wyjścia.W okamgnieniu już go nie było.Z czasem Wierzgający Ptak doszedłby do pewnych wniosków co do wagi i znaczenia przylotuwróbla oraz roli, jaką Ta Która Stoi Z Pięścią odegrała w jego wyczynach.Nie było czasu, byprzespacerować się i przeżuć to w myślach, lecz Wierzgający Ptak w pewien sposób poczuł sięumocniony tym, co zobaczył.- 57 - Zanim zdążył coś powiedzieć, podniosła głowę.- Czego ode mnie chcesz? - spytała.- Chcę słyszeć słowa białego żołnierza, lecz moje uszy ich nie rozumieją.Stało się.Twarz Tej Która Stoi Z Pięścią przygasła.- Boję się go - powiedziała.- Stu białych żołnierzy na stu koniach ze stu strzelbami.to jest coś, czego należy się bać.Ale on totylko jeden człowiek.Nas jest wielu i to jest nasz kraj.Wiedziała, że ma rację, ale słuszność nie zwiększała ani trochę jej poczucia bezpieczeństwa.Poruszyła się z zakłopotaniem.- Nie pamiętam białego języka - powiedziała bez przekonania.- Jestem Komanczem.Wierzgający Ptak przytaknął.- Tak, jesteś Komanczem.Nie proszę cię, żebyś została kimkolwiek innym.Proszę cię, żebyśpostawiła swój strach na drugim miejscu, a swój lud na pierwszym.Spotkaj się z białym człowiekiem.Spróbuj odnalezć z nim swój biały język, a gdy to się stanie, wszyscy troje odbędziemy rozmowę,która przysłuży się wszystkim ludziom.Myślałem o tym bardzo długo.Pogrążył się w milczeniu i w całym wigwamie zapadła cisza. Rozejrzała się wokół, zatrzymując wzrok tu i ówdzie, jakby upłynęło wiele czasu, odkąd widziała tomiejsce po raz ostatni.Nigdzie nie odjeżdżała, ale w myślach Ta Która Stoi Z Pięścią robiła jeszczejeden krok ku pożegnaniu z życiem, które tak szczerze ukochała.- Kiedy się z nim zobaczę? - spytała.Cisza znów wypełniła wigwam.Wierzgający Ptak powstał.- Udaj się w ustronne miejsce - pouczył ją - z dala od obozu.Usiądz na chwilę i spróbuj przywołać zpamięci słowa twojego dawnego języka.Szła ze spuszczonym podbródkiem, gdy Wierzgający Ptak odprowadzał ją do wyjścia.- Schowaj głęboko swój strach, a wszystko będzie dobrze - powiedział, gdy wynurzała się zwigwamu.Nie był pewien, czy dosłyszała tę ostatnią radę.Nie odwróciła się do niego, a teraz oddalała się już.4.Ta Która Stoi Z Pięścią zrobiła to, o co ją poproszono.Z pustym dzbanem na wodę opartym o biodro udała się głównym szlakiem nad rzekę.Było już kołopołudnia i poranna krzątanina, ludzie czerpiący wodę i myjący się, konie, rozradowane dzieci,wszystko to niemal znikło.Szła powoli, rozglądając się po obu stronach szlaku za rzadko uczęszczanądróżką, która zawiodłaby ją do miejsca odosobnienia.Serce zabiło jej szybciej, gdy dostrzegłazarośniętą ścieżkę, która wychodziła z głównego szlaku i biegła zaroślami o sto jardów od rzeki.Nikogo nie było w pobliżu, ale pilnie nadsłuchiwała, czy ktoś nie nadchodzi.Nic nie usłyszawszy,ukryła nieporęczny dzban pod krzewem dzikiej wiśni i wślizgnęła się w gęstą zasłonę starej ścieżkidokładnie w chwili, gdy nad samym brzegiem wody odezwały się głosy.Pośpiesznie przedarła się przez plątaninę gałęzi zwisających nad ścieżką i ulżyło jej, gdy po kilkujardach wydeptana dróżka rozrosła się w szlak w całym tego słowa znaczeniu.Teraz poruszała się złatwością, a głosy dobiegające z głównego szlaku wkrótce zamarły w oddali.Poranek był śliczny.Lekkie powiewy wyginały wierzby na kształt kołyszących się tancerzy, skrawkinieba nad głową były koloru jaskrawoniebieskiego, a jedynymi dzwiękami były odgłosy królika lubspłoszonej jej krokami jaszczurki.Był to dzień stworzony do uciech, ale w sercu Tej Która Stoi ZPięścią nie było radości.Było ono jak marmur poprzecinany długimi żyłkami goryczy i zwolniwszykroku, biała dziewczyna Komanczów dała się ponieść nienawiści.Część jej skierowana była przeciw białemu żołnierzowi.Nienawidziła go za to, że przybył do ichkraju, za to, że jest żołnierzem, za to, że się narodził.Nienawidziła Wierzgającego Ptaka za to, żepoprosił ją, by to zrobiła, i za to, że wiedział, iż nie może mu odmówić.I nienawidziła Wielkiego Duchaza to, że jest tak okrutny.Wielki Duch złamał jej serce.Ale nie wystarczało mu zabić czyjeś serce.- 58 - Dlaczego wciąż mnie ranisz? - pytała.- Przecież już jestem martwa.Stopniowo zaczynały trzezwieć jej myśli.Lecz jej gorycz się nie zmniejszy łaj zastygła w cośtwardego i łamliwego.Odnajdz swój biały język.Odnajdz swój biały język.Doszło do niej, że ma już dość bycia ofiarą, i to ją rozgniewało.Chcesz mojego białego języka, pomyślała w narzeczu Komanczów.Dostrzegasz we mnie z tegopowodu jakąś wartość.Więc odnajdę go.A jeśli w konsekwencji stanę się nikim, będę największymnikim.Będę nikim, którego popamiętacie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl