[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A po zmierzchu obrywali po głowie i tracili portfele -z parku było blisko do akademików uniwersytetu, nowych naiwnych nigdy nie brakowało.Tego dnia park przypominał jednak scenografię do Doktora Żywago.Dzień rozpoczął się na dobre, niebo jednak bynajmniej nie pojaśniało-ciemne i ponure wisiało nad ziemią i sypało śniegiem.Logan szedł w towarzystwie posterunkowego okutanego jak Eskimos.Skurczybyk wykorzystywał sierżanta w charakterze wiatrochronu.Zmierzali w stronę niskiego, betonowego budynku w samym środku parku.Jego na—wietrzną ścianę pokrywała biała, lodowa skorupa.Na zimę toalety publiczne zamykano i każdy, kogo przypiliło, musiał odcedzać kartofelki za krzakiem.Obeszli budynek od tyłu, zadowoleni, że osłania ich od wiatru, i stanęli przed wejściem do ulokowanej w małej wnęce części dla kobiet.Drzwi były uchylone, drewno w miejscu zamknięcia połupane i rozszczepione.224Solidna mosiężna kłódka zwisała bezużytecznie z wyłamanego skobla.Logan pchnął drzwi i wszedł do środka.Miał wrażenie, że w toalecie jest jeszcze zimniej niż na dworze.Dwóch umundurowanych policjantów pilnowało trójki dzieci w wieku od sześciu do dziesięciu lat.Para z ich oddechów mieszała się w powietrzu.Dzieciaki na przemian wyglądały to na znudzone, to znów na podekscytowane.Jeden z policjantów spojrzał na Logana.- Trzecia kabina - powiedział.Sierżant skinął głową i poszedł się rozejrzeć.Peter Lumley nie żył - Logan wiedział to w chwili, gdy otwierał pomalowane na czarno drzwi kabiny.Leżał na podłodze, skulony wokół muszli klozetowej, jakby chciał się do niej przytulić.W zimnym świetle ogniście rude włosy miały blady matowy odcień; na woskowej zsiniałej skórze piegi prawie znikły.Podwinięta koszulka zasłaniała buzię i ręce dziecka,odsłaniając brzuch i plecy.Poza nią chłopiec był nagi.-Biedny maluch…Logan zmarszczył brwi.Nie mógł podejść bliżej, żeby nie ryzykowaćzatarcia śladów, ale było oczywiste, że Peterowi niczego nie brakowało.W toaletach robił się tłok.Insch - czerwony na twarzy i klnący na czym świat stoi - zjawił się zaraz po lekarzu i ludziach z ekipy kryminologicznej.Chłopcy z biura identyfikacji ofiar zgodnie z poleceniem przyszli wcywilnych ubraniach, piechotą, zostawiwszy furgonetkę ze sprzętem naparkingu przy katedrze Świętego Makarego, gdzie nie zwracała uwagi.Inspektor otrząsnął śnieg z butów.Wszyscy włożyli białe kombinezony, trzęsąc się i narzekając na wściekły ziąb.•Co mamy? - spytał Insch, kiedy lekarz dyżurny ściągnął kombinezon izaczął myć ręce w umywalce.•Chłopiec nie żyje, nie wiem od jak dawna.Zamarzł na kość.Przy takiej pogodzie trudno stwierdzić, kiedy nastąpiło stężenie pośmiertne.•Przyczyna śmierci?Lekarz wytarł ręce o podszewkę kurtki.•Królowa Zimy będzie musiała to potwierdzić, ale moim zdaniemuduszenie.•Tak jak poprzednio.- Insch zniżył głos, żeby żywe jeszcze dzieci go nie usłyszały.- Są ślady gwałtu?Lekarz skinął głową.Insch westchnął.- No właśnie.- Lekarz owinął się, opatulił i pozapinał kolejne warstwy ciepłego ubrania.- Jeśli już nie jestem potrzebny, spadam w jakieś cieplejsze okolice.Na przykład na Syberię.225Po stwierdzeniu zgonu ludzie z ekipy w rękawiczkach zaczęli oglądaćwszystko, co znaleźli w pobliżu: zbierali włosy i włókna, szukali odcisków palców.Fotograf pstrykał bez ustanku, kamera rejestrowała wszystko i wszystkich.Tylko ciało pozostawało nietknięte.Nikt nie chciał się narażać na gniew pani patolog - od czasu powrotu Logana do służby Isobel wypracowała sobie naprawdę niezłą reputację.•Dziś mija tydzień, prawda? - spytał Insch.Stali pod ścianą i przyglądali się ekipie w akcji.Logan przytaknął.Inspektor wygrzebał z kieszenipaczkę galaretek i puścił je wkoło.- I to jaki tydzień, psiakrew - dodał, żując.- Nie myślał pan o tym, żeby iść na urlop? Statystyki miałybyszanse wrócić do normy.•Bardzo, kurwa, śmieszne.- Logan schował ręce do kieszeni.Nie chciałnawet myśleć o tym, jak ojczym Lumleya przyjmie wiadomość ośmierci chłopca.Insch ruchem głowy wskazał trójkę dzieci, stojących przy wejściu.Powoli siniały z zimna.•Co z nimi?•Mówią, że lepili bałwana.- Logan wzruszył ramionami.- Któremuśzachciało się siku, przyszli tutaj i znaleźli zwłoki.Spojrzał na dzieci: dwie dziewczynki, ośmio-i dziesięcioletnia, i chłopiec, najmłodszy, sześć lat.Rodzeństwo.Identyczne zadarte nosy i duże, piwne oczy.•Żal mi ich - stwierdził Insch.•A mnie nie.Jak pan myśli, jak się tu dostali? Śrubokrętem wyłamaliskobel.Patrol złapał ich na gorącym uczynku.- Logan wskazał dwóchzmarzniętych posterunkowych.- Gówniarze by uciekli, gdyby ci dwaj się nie napatoczyli i ich nie złapali.Insch przeniósł wzrok na policjantów.- Patrol? Tu, w Seaton? W taki dzień? - Zmarszczył brwi.- Dziwne,nie uważa pan?Kolejne wzruszenie ramion.- Tak mówią.-Hm…Posterunkowi niepewnie przestępowali z nogi na nogę.•Myśli pan, że ktoś widział, jak podrzucano ciało?•Wątpię.•Ja też.- Ciała nie podrzucono, tylko je tu schowano.Dzieciaki musiały sięwłamać.Drzwi zostały zamknięte na kłódkę już po umieszczeniu zwłokw kabinie.Czyli, że to morderca założył kłódkę.Myślał pewnie, że to bez-226pieczna kryjówka, że będzie mógł spokojnie wrócić po ciało, kiedy przyjdzie mu na to ochota.Nie wziął jeszcze trofeum.Inspektor uśmiechnął się złowrogo.- To znaczy, że wróci.A my możemy go złapać.Zjawiła się doktor Isobel MacAlister: weszła do ubikacji w grubym,wełnianym płaszczu, niosąc ze sobą tuman śniegu.Była w paskudnym humorze.Stanęła w drzwiach i jednym spojrzeniem ogarnęła sytuację; nawidok Logana spochmurniała jeszcze bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl