[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Połóż się do łóżka, ogrzej się trochę.Jeszcze raz dotknęła mokrej bluzy, spojrzała na dłonie iujrzała z przerażeniem, że całe są we krwi.Skierowała wzrok na Bastiena.Musiał wcześniej wytrzećręce, ale ciągle dało się dojrzeć na nich ciemne plamy.Dopiero teraz spostrzegła mokrą plamę na jego czarnejkoszuli.Wiedziona impulsem dotknęła jego piersi, poczułabicie jego serca.- Jesteś ranny? - zapytała.- Twoja koszula.Bastien pokręcił głową.- To krew Maureen.Oboje mamy na sobie krew Maureen.Te rzeczowe słowa przepełniły miarę.- Zdejmij to ze mnie! - zawołała z płaczem, szarpiąc bez-radnie bluzę.- Proszę.ja.ja już nie mogę! Nie wytrzymam!- Pierwsze otępienie minęło i Chloe była teraz na skraju histe-rii.Wróciła z niebytu do koszmarnej rzeczywistości.Miałakrew zabitej kobiety na rękach.Czuła, że jeśli nie pozbędzie242się natychmiast zakrwawionej bluzy, stanie się z nią cośstrasznego.- Uspokój się.- Bastien chwycił za dół bluzy i ściągnąłją z Chloe.Zobaczył czarny koronkowy stanik, smugi krwi najasnej skórze i zaklął głośno.Chloe nie była w stanie dobyć słowa.Niesko-ordynowanymi, gwałtownymi ruchami szarpała na sobiespodnie, usiłując przy tym chwycić oddech.Bastien wziął jąna ręce i zaniósł do łazienki.Postawił ją w bieliznie pod prysz-nicem, odkręcił wodę i sam też wszedł do kabiny.Zaczął ją myć, mydlił ciało, a Chloe łkała i teraz szarpałajego ubranie.Bastien rozebrał się, zrzucił koszulę, spodnie,próbując jednocześnie przytrzymywać Chloe jednym ramie-niem.Wyjęła mu mydło z ręki i zaczęła z gorączkowym zapamię-taniem i pośpiechem mydlić mu tors.Koniecznie chciała zmyćdo końca ślady krwi, śmierci, zbrodni.- Dość.- Bastien ujął Chloe za nadgarstek, mydło upa-dło na kafelki, a on przygarnął ją do siebie i tak stali przezchwilę w strugach ciepłej wody, nadzy, złączeni w kurczowymuścisku.Muszę wszystko zmyć, wszystko usunąć, zlikwidować,myślała histerycznie.Woda nie pomoże, nie wystarczy.Mydłoto za mało.Potrzebowała czegoś więcej, a erekcja Bastienawskazywała, że on czuje podobnie.Może w innej sytuacji niezareagowałby na jej nagość, ale teraz pragnął jej równie moc-no, jak ona jego.Obydwoje szukali zapomnienia.Całkowitego, absolutnego243zapomnienia.Dotknęła go i spojrzała mu w twarz.- Proszę - szepnęła.- Ja chcę.- Wiem.Bastien nie zakręcił nawet wody.Wziął Chloe na ręce izaniósł do sypialni.Bastien obrócił się na plecy.Dał Chloe to, czego tak roz-paczliwie potrzebowała, czego on sam potrzebował niemal jaktlenu.Nie pocałowali się ani razu w czasie tego krótkiego aktu,który odbywał się jakby w transie.Ale tu nie chodziło o poca-łunki, pieszczoty, czułość.Chodziło o powrót do życia.O seks iponowne narodziny, o cierpienie i żądzę.Wystarczyło, by spoj-rzał teraz na Chloe, i znowu wzbierało w nim pożądanie.Zastanawiał się, czy mogliby być razem, czy pragnęli sie-bie nawzajem wystarczająco mocno, czy też potraktowali seksjako rodzaj narkotyku, broni, narzędzia.Nigdy się tego niedowie.Jeszcze tego wieczoru wykona zlecone zadanie, potemwsadzi Chloe do samolotu.Przeżyje, musi przeżyć, choćby poto, by wyekspediować ją bezpiecznie do domu.A potem sięzobaczy.Albo go zlikwidują, albo zostawią w spokoju.Prysznic ciągle był odkręcony.Hotel Denis miał nie-ograniczone zasoby cieplej wody, jak przystało na miejsce takekskluzywne.Bastien spojrzał jeszcze raz na śpiącą głębokim,spokojnym snem Chloe.Zazdrościł jej, że może trwać, chociażprzez chwilę, w błogiej nieświadomości.On miał zbyt wielespraw na głowie.Musiał zapewnić jej bezpieczeństwo, wypeł-244nić misję.Nie mógł zanurkować pod kołdrę, wziąć Chloe w ramionai zapomnieć o wszystkim.Otulił ją starannie, nachylił się, pocałował ją i wyszedł.Chloe otworzyła oczy z wysiłkiem, niemal wbrew sobie.Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jest.Wydawa-ło się jej, że w swojej sypialni, ale nie, na pewno nie u siebie wdomu.Coś się nie zgadzało.Uchylone drzwi prowadzące dodrugiego pokoju, dochodzący zza nich stłumiony głos - towszystko było obce i niezwykłe.Czuła się dziwnie, rozluznio-na, a równocześnie spięta.I wtedy sobie przypomniała.Wszystko, w naj-drobniejszych szczegółach.Gwałtownym gestem zasłoniłausta, tłumiąc jęk.Co ona najlepszego zrobiła?Spała z Bastienem.Znowu.Ale to było nic w porównaniuz krwią, śmiercią i grożącym jej niebezpieczeństwem.Z sąsiedniego pokoju dochodził jego spokojny, przytłu-miony głos.Bastien rozmawiał przez telefon.Może powinnapodejść do drzwi, posłuchać, o czym on mówi, ale wiedziała,że tego nie zrobi.Musi się wykąpać, zmyć Bastiena ze swojegociała, potem znajdzie jakieś ciuchy, ubierze się i ucieknie.W łazience nie było śladu po czarnym stroju, w który wy-posażyła ją Maureen.Bastien musiał go usunąć, dzięki Bogu.Wzięła szybki prysznic, owinęła się ręcznikiem i wróciła dosypialni.Zrzuciła ręcznik, który wydał się jej za mały, owinęłasię dla odmiany prześcieradłem i tak odziana, niczym w rzym-skiej todze, podeszła do drzwi.245Ciekawość wzięła jednak górę i Chloe na moment zatrzy-mała się, nastawiając uszu.- Wszystko już przygotowane - mówił Bastien chłod-nym, wypranym z wszelkich emocji tonem.- Ja dotrzymamsłowa, ty postaraj się zrobić to samo.Jeśli wydarzy się cośnieprzewidzianego, cokolwiek, natychmiast się wycofuję.Ro-zumiesz? - W głosie Bastiena zabrzmiała wyrazna pogróżka iChloe przeszedł dreszcz.Bastien zamilkł, ona czekała na na-stępne słowa, wytężając słuch.- Zgoda, o ile dotrzymasz warunków - powiedział.- Janie blefuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Golon Anne & Golon Serge Angelika 05 Bunt Angeliki
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (07) Moreta Pani Smoków z Pern
- Anne McCaffrey Statek 2 Statek bliŸniaczy
- Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
- Katherine Anne Porter Biały koń, biały jeŸdziec
- Golon Anne & Golon Serge Angelika Droga Do Wersalu
- Golon Anne & Golon Serge Angelika 12 Droga nadziei
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (15) Niebiosa Pern
- Anne McCaffrey Cykl JeŸdŸcy smoków z Pern (09) Narodziny Smoków
- Anne Dunan Page The religious culture of the Huguenots, 1660 1750 (2006)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- boszanna.htw.pl