[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwotnyzespół biologów wznowił działalność w Lądowisku, by określić naturę tworów.Kitti Ping iWind Blossom zastosowały specjalistyczne metody do zbadania obcych form życia, gdy tylkodostarczono próbki.Niestety, biorąc pod uwagę ryzyko, z jakim je zdobywano, zbyt wiele ichobumarło w metalowych bądz plastikowych pojemnikach.Najwyrazniej po około dwudziestuminutach gorączkowa aktywność, tysięczne podziały pojedynczej nici w olbrzymie, wijącesię  kiełbaski , zanikała.Twory rozwijały się, czerniały i zamieniały w całkowicie pozbawionążycia, lepką, zwęgloną masę, zamkniętą w twardszej skorupce.Kapitan Mayflower, który trałował na postrzępionym północnym krańcu Opadu,przypadkowo odkrył kawałek Nici w pojemniku z przynętą, zamkniętym szczelną pokrywą, i powiadomił o znalezisku bazę.Powiedziano mu, aby w miarę możliwości utrzymywał twórprzy życiu, karmiąc go umiarkowanie, póki ślizgacz nie zabierze go do Lądowiska.Zanim to się stało, Nić trzeba było przechowywać w największej silikonowej beczcena pokładzie Mayflower.Ongola przywiózł szczelnie zamkniętą beczkę, używając długiegostalowego kabla, przyczepionego do inżynieryjnego ślizgacza.Załoga odważyła się wyjść napokład, dopiero gdy ujrzała, jak maszyna znika na horyzoncie.Kapitan ze zdumieniemdowiedział się, że jego zachowanie uznano za akt niesłychanego bohaterstwa.Zanim pulsująca forma życia dotarła do Lądowiska, była już na dobry metr długa, wprzekroju zaś miała dziesięć centymetrów.W dodatku zdążyła się zwinąć, tak żeprzypominała kawałek cumy.Podwójnej grubości płyty z przezroczystego tworzywasilikonowego, ciasno spięte metalowymi paskami, spleciono w klatkę, której podstawęwmontowano w podłogę.W klatce pozostawiono kilka wąskich, szczelnie zamykanychprześwitów.W szczycie wycięto dziurę wielkości beczki, uchylono pokrywę i przy pomocyzdenerwowanych ochotników okropny twór został przerzucony z beczki do klatki.Gdy tylkoznalazł się w środku, górny otwór natychmiast zapieczętowano.Jeden z mężczyzn odszedł w kąt i zwymiotował.Inni odwrócili twarze.Jedynie naTarvim i Mar Dooku stworzenie, wijące się pośrodku plastikowego sześcianu w poszukiwaniujedzenia, zdawało się nie robić żadnego wrażenia.Nienasycony twór pulsował tłustymi, stłumionymi barwami: zgniłe zielenie, matoweróże, czasami powierzchnię przecinał pasek żółci.Przez gruby, czysty plastik kontury Nicibyły nieapetycznie rozmazane.Zewnętrzna powłoka stworzenia zdawała się grubieć.Prawdopodobnie skorupa powstawała w miarę obumierania, przynajmniej tak domyślali sięobserwatorzy, gdyż podobne szczątki znajdowano w skalistych miejscach, gdzie organizmginął z głodu.Wnętrze stworu ewidentnie rozkładało się równie gwałtownie, jak początkowopowstawało.Czy ta rzecz istotnie żyła? A może to tylko jakiś złowrogi chemiczny twór,pochłaniający wszystko co żywe? Z pewnością apetyt miał nieposkromiony, chociaż sam aktpożywiania się najwyrazniej stał w sprzeczności z fizycznym uorganizowaniem stworu,jakiekolwiek ono było, gdyż pochłonięty pokarm przyspieszał jego destrukcję.- Tempo wzrostu ma zadziwiające - odezwała się Bay bardzo opanowanym głosem.Pol chwalił ją potem za to mówiąc, że dała przykład innym, zaszokowanym widokiemobrzydliwej poczwary.- Czegoś takiego można by się spodziewać pod mikroskopem, ale niew makrokosmosie.Skąd to się wzięło? Z przestrzeni kosmicznej?Po tym zadziwiającym pytaniu zapadła głucha cisza.Obecni w pokoju wymienilispojrzenia, zaskoczeni i zakłopotani sugestią Bay. - Czy mamy jakieś dane na temat występowania komet w tym systemie? - zapytał MarDook głosem pełnym nadziei.- Może to ta ekscentryczna planetoida? Coś przywleczonego zobłoku Oort? Trzeba też pamiętać o wirusowej teorii Hoyle a-Wickramansingha.Nigdy jejcałkowicie nie zdyskredytowano.- Trudno to coś nazwać wirusem, Mar - powiedział Bili Duff sceptycznie.- A pozatym, czy ktoś na Ceti III nie podważył tej starej teorii?- Skoro spada z nieba - wtrącił Jim Tillek - dlaczego mielibyśmy wykluczaćkosmiczne pochodzenie? Nie tylko ja zauważyłem, że ta czerwona poranna gwiazda nawschodzie ostatnio jakby pojaśniała.Czy to nie zadziwiający zbieg okoliczności, że taplanetka o zwariowanej orbicie wchodzi w głąb układu w tym samym momencie, gdy to cośspada na ziemię? Może ona jest zródłem? Mamy na jej temat jakieś dane? Czy w ogóle coświemy o podobnych zjawiskach?- Zapytam Cherry.Nie.- Bill Duff poprawił się, zanim ktokolwiek zdążył muprzypomnieć, że sędzina jest niedysponowana.- Sam znajdę informacje i przyniosę kopię dozbadania.- Pospiesznie opuścił pokój, jakby szczęśliwy, że znalazł wiarygodną wymówkę.- Przyniosę próbkę fragmentu, który dotyka niższej szczeliny - odezwał się KwanMarceau, po czym szybko pozbierał niezbędne wyposażenie jak ktoś, kto nie chce się zadługo zastanawiać nad tym, co zamierza zrobić.- Czy prowadzimy notatki na temat.pochłanianej materii? - zapytała Bay.Nieodważyła się powiedzieć  pokarmu , przypomniawszy sobie, czym odżywiały się twory,odkąd zaczęły opadać na Pern.- Tak.Trzeba ocenić częstość.pobierania materii - Pol z wdzięcznością uchwycił sięeufemizmu - wystarczającą dla utrzymania.organizmu przy życiu.- I sprawdzić, jak umiera - dodała Kitti głosem niemal obojętnym, choć pobrzmiewaław nim satysfakcja.- I dlaczego wszystkie Nici obumarły po pierwszym zanieczyszczeniu - powiedziałPhas Radamanth, wyciągając zdjęcia ZBO ze sterty wydruków.- Ale czy naprawdę wszystkie obumarły? - zapytała Kitti.Rano, gdy naukowcy pracujący całą noc nie dostarczyli żadnego raportu, ludziezaczęli szemrać.Rozlegały się wciąż zaszokowane szepty przy porannym kubku klahu; plotkiprzesiąkały do wszystkich biur i pospiesznie zasiedlanych domostw opuszczonych sektorówmieszkalnych.Na Placu Ogniskowym poprzedniego wieczoru rozpalono olbrzymi ogień,który wciąż płonął.Nasmołowane i gotowe do zapalenia pochodnie leżały stertami w każdymzakątku, a przez cały dzień do stert dokładano nowe egzemplarze. Wiele z lżejszych ślizgaczy, zaparkowanych w Lądowisku, potrzebowało nowychosłon kabiny.Ludzie w maskach i grubych rękawicach roboczych uprzątali szczątki Nici.Skrzydlatych sprzymierzeńców obdarzono nowym, pełnym respektu tytułem: ognistesmoki.Nawet ci, którzy wcześniej sarkali na stworzonka, teraz nosili dla nich w kieszeniachprzysmaki.Lądowisko było upstrzone smoczkami o okrągłych brzuszkach, śpiącymi wsłońcu.W porze obiadowej stare kuchnie komunalne zaczęły wydawać posiłki, a plotkikrążyły z wielką intensywnością.Wczesnym popołudniem Ted Tubberman w towarzystwieinnego malkontenta, obaj z twarzami pokrytymi smugami i ściągniętymi z bólu,przyprowadzili pod drzwi laboratorium grupę ludzi, którzy utracili swych bliskich.Paul i Emily wyszli do nich wraz z Phasem Radamanthem i Mar Dookiem.- No i? Odkryliście już, co to takiego? - zapytał Ted.- To złożona, ale logiczna sieć filamentów, analogiczna do ziemskich organizmówmikorytycznych - zaczął Mar Dook, urażony tonem Tubbermana, choć jednocześnie pełenzrozumienia dla jego bólu.- To bardzo niewiele wyjaśnia, Mar - odparł Ted, wojowniczo wysuwając podbródek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl