[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z jakiegoś powodu pomyślała o Meliu, możedlatego, że swoją gibkość zawdzięczała jego szkoleniu.Gdy dotarła do plątaniny kruchychgałęzi, stanowiącej gniazdo, mogła myśleć już tylko o tym, jak się do niego wdrapać.Przywarła do gniazda, dysząc i usiłując znalezć porządny uchwyt dla rąk.Wtem zzajego krawędzi uniosła się ptasia głowa.Znajdowała się w odległości ręki, groteskowa, zzakrzywionym dziobem.Ptak otworzył go i zaskrzeczał.Mena widziała, że coś z tą głową jestnie tak, lecz nie miała czasu pomyśleć, co.Spodziewała się, że ptak odleci i w pośpiechuporuszała się mniej płynnie.Cofnęła się jak najdalej mogła.Gniazdo zakołysało się pod jejciężarem, trzasnęły mniejsze i większe gałęzie.Znalezienie dobrej pozycji, by mogła uwolnićprawą rękę i dobyć szabli, trwało absurdalnie długo.Kiedy jednak Mena poczuła w dłonibroń, wiedziała, co ma robić.Zamachnęła się z całej siły; szabla ugodziła ptaka w szyję, leczpod takim kątem, że klinga nie wbiła się głęboko.Wyszarpnęła ją wciąż zaskoczona, że mana to czas i cięła powtórnie.Tym razem kąt i siła były odpowiednie.Głowa ptaka upadłaobok jego ciała.Po kilku chwilach Mena znalazła się w gniezdzie i patrzyła na drgające ciałostworzenia.Uświadomiła sobie, co się w nim wydawało dziwne.Ptak był ledwie opierzony,zle uformowany i żałosny, nie większy od sępa.Dorosłe orły morskie były dwa albo trzy razywiększe.To wcale nie była Maeben, tylko jej pisklę.Mena pomyślała o żartobliwej uwadze otym, co zdolna jest kochać tylko matka, lecz nie wypowiedziała jej na głos.Usiadła naprzeciwko martwego pisklęcia, myśląc, jakie to wszystko dziwne,zdumiona, że naprawdę się tu znajduje, w gniezdzie orła morskiego wysoko nad lasamiUvumalu, z obnażoną szablą w dłoni, kołysząc się na szczycie skrzypiącego, wiekowegodrzewa, szarpanego podmuchami wiatru.Kim jest? Kiedy się stała tą osobą? Pomyślała, żemoże to wszystko jest szaleństwem.Sama stworzyła tę skomplikowaną sytuację.Widziaładwie ścieżki prowadzące w przyszłość: jedna kończyła się w tym gniezdzie, a druga wiodła wnieznane.Każda z tych dróg wydawała się jej nie do przyjęcia.Uświadomiła sobie, że może po prostu zejść na dół.Odebrała bogini jej dziecko.Niech się przekona, jakie to uczucie.Mena może chwycić linę i znalezć się pod drzewem,zanim jeszcze na las spadnie ulewa, która była coraz bardziej wyczuwalna.Może wrócić dodomu z poczuciem, że czegoś dokonała, że wymierzyła karę i przypieczętowała ją krwią.Może, ale tego nie zrobi.Jeszcze nie skończyła.Zanim dosłyszała bicie skrzydeł wśród świstu wzmagającego się wiatru, zmieniłapozycję.Teraz półsiedziała, wsparta o krawędz gniazda, z martwym pisklęciem na kolanach,opartym na piersi.Było oczywiście bezgłowe, ale Mena jedną ręką przytrzymywała odciętączęść na właściwym miejscu.Tak przygotowana, patrzyła na powracającą matkę z nadzieją,że dzięki oszustwu zbliży się na tyle, by mogła zadać cios.Drapieżnik pojawił się na tle chmur.Tuż przed wylądowaniem ptak rozpostarłskrzydła, jakby chciał przesłonić całe niebo.Gniazdo zachwiało się pod jego ciężarem, akruche gałązki pękały w uścisku szponów.Orlica była ogromna.Chyba dorównywaławzrostem Menie.Maeben.Nie było wątpliwości, że to Maeben.Dziobem mogła zmiażdżyćtwarz Meny, a jej szpony były ostrymi sztyletami, których jednym pociągnięciem mogła jąwypatroszyć.Mena to wiedziała, a jednak cieszyła się, że w końcu staje z nią twarzą w twarz.Przepełniały ją emocje, lecz nie był to strach.Nigdy nie czuła większej nienawiści, niż w tymmomencie.Być dzieckiem porwanym przez tego potwora.tylko dzieckiem.Zaczekaj, pomyślała.Zaczekaj, aż się zbliży.Przez chwilę panowała cisza, a potem orlica wrzasnęła.Krzyk był ostry i przenikliwy,nie taki jak wołanie pisklęcia.Maeben trąciła je, cofnęła się i znów przybliżyła, wiedząc już,że coś jest nie tak.Mena odepchnęła martwe pisklę i zamachnęła się, celując w głowę ptaka.Mogławtedy zakończyć całą sprawę, ale szabla zahaczyła o gałąz i tylko musnęła dziób.Maeben wzniosła się z wrzaskiem w powietrze, dając upust swemu oburzeniu.Wrzasnęła jeszcze raz i to tak wściekle, że Mena zamknęła oczy.Miała wrażenie, że dzwiękten rozorał jej twarz tak, jak mogły to zrobić szpony.Otworzyła z powrotem oczy.Orlica całą swą siłą i ciężarem runęła na nią, szponami do przodu.Mena cofnęła sięchwiejnie, zawadziła o coś piętą i wypadła z gniazda.Usiłując się czegoś chwycić, puściłaszablę, kiedy spadała, palcami lewej ręki natrafiła na linę.Włókna rozdarły je dłoń, śliskie ijednocześnie szorstkie.Chwyciła linę drugą ręką.Szarpnęło nią i zatrzymała się.Wtedy pękłoto, co trzymało hak.Mena spadała przez kilka gorączkowych sekund, aż uderzyła w gałąz.Tazłamała się niemal natychmiast, lecz na tyle spowolniła upadek, że dziewczyna zdążyłazerknąć w dół i chwycić się gałęzi pod nią.Uderzyła w nią piersią, zakręciła się wokół niej ispadła na splecione gałęzie poniżej.To ją zatrzymało.Lina opadła tuż obok i jeden z hakówwbił się jej w nogę.Chciała krzyknąć, lecz wydarzenia następowały tak szybko po sobie, że nie mogła nato tracić czasu.Uderzone wściekłym podmuchem wiatru i kroplami deszczu niczymlodowatymi kamykami, drzewo wychyliło się bardziej niż dotąd.Wzdłuż przegniłego pniarozeszły się drgania.Mena poczuła, że pękł gdzieś poniżej i za chwilę drzewo się przewróci.Maeben znów uniosła się w powietrze i, bijąc skrzydłami, usiłowała zaatakować Menędziobem i szponami.Dziewczyna wyszarpnęła hak z nogi i cisnęła nim w głowę ptaka.Nietrafiła, ale hak wraz z liną poszybował za drapieżnika, nad jego skrzydłem.Lina na momentzawisła w powietrzu.Wielki ptak trzepotał skrzydłami; skupiony na swej ofierze, szukałdogodnej chwili do ataku, nie zważając na powolny ruch drzewa.Wydawało się, że chwila tabędzie trwać wiecznie.Wtedy drzewo nagle runęło.Mena poczuła, że oddala się od orlicy.Spadała wraz zpniem, lecz nie spuszczała z niej wzroku.Zobaczyła, jak lina się napina, a jej koniec, któryzaczął opadać za ptakiem, przyśpiesza, ciągnięty przez drzewo.Lina się naprężyła.Wcięła sięw skrzydło, przeorała pióra i kość, a hak wbił się w ciało orlicy przy stawie barkowym.Lina której drugi koniec zaplątał się w gałęzie walącego się olbrzyma szarpnęła Maeben w dół zogromną siłą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Cassutt, Michael & Goyer, Dav
- Beckett Simon, Dav
- Language and the Internet DAv
- John Ringo & Dav
- Chris Barber, Dav
- Tom Clancy & Dav
- Leonard Dinnerstein, Dav
- R. Catley, Dav
- William W. Falk Rooted in Place, Family and Belongings in a Southern Black Community (2004)
- Joachim M. Werdin Inedia Styl życia bez jedzenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl