[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Diaz!  wrzasnął naraz Brown.Mitchell odwrócił głowę.W samą porę, by dojrzeć, jak Diaz, która właśnie straciła gruntpod nogami, koziołkuje w dół wzgórza.Pamiętała, by złożyć ręce na piersiach.Jednak choćzapobiegało to złamaniom, przyśpieszało też staczanie się po zboczu.Zjechała ponaddwanaście metrów, aż wreszcie zatrzymała się bez ruchu, leżąc twarzą w dół.Mitchell bez namysłu ruszył jej na pomoc.Ramirezowi i Brownowi rozkazał, by zostalina miejscu i go osłaniali.Dwukrotnie omal nie przewrócił się, poślizgnąwszy się na ukrytympod śniegiem lodzie.Dotarł do niej wreszcie.Obawiał się najgorszego.Chwycił ją za ramiona i powoliostrożnie odwrócił na plecy.Zamrugała i zaczęła kaszleć. Mitchell odetchnął z ulgą. Teraz mam u ciebie dwa piwa  oznajmił.Potem chwycił ją za rękę i pomógł jej wstać.Razem ruszyli z powrotem pod górę, gdzie czekali na nich Ramirez i Brown.Brnęli przed siebie, kierując się na drzewa.Znieg był coraz głębszy.Sięgał już do połowyłydek.Pokrywała go gruba warstwa lodu.Aydki i ścięgna Mitchella płonęły żywym ogniem.W duchu dziękował wszystkim swoiminstruktorom, którzy zmuszali go do forsownego treningu.Zwiększyli tempo.Byli już rzut kamieniem od drzew, kiedy Brown zgłosił kontakt zwrogiem. Widzę sześciu na szczycie wzgórza.Nie, siedmiu! Idą na nas! Alicia  odezwał się Mitchell  tu już nie ma żartów, wyciągajmy nogi! Tak jest!Pobiegli do drzew.Tam przystanęli, by złapać oddech. Teraz przyda się nam twoja pomoc  powiedział Mitchell, zerkając na niąporozumiewawczo.Ujęła w dłonie karabin, by sprawdzić, czy nie uszkodziła go podczas upadku. Jestem gotowa  odparła. Zdejmij pierwszego.To im da do myślenia. Patrzcie i uczcie się.Dla każdego żołnierza to najgorszy koszmar znalezć się naprzeciw wprawnego snajpera.Zmierć przychodzi wówczas niespodziewanie, niby kara wymierzona boską ręką.Spadamorale.Strach osiąga poziom gorączkowej paranoi.Mitchell wycelował, ale nie otwierał ognia.Patrzył tylko przez celownik, jak strzela Diaz.Idący na czele oddziału talib padł w śnieg.Na ten widok pozostali rzucili się na ziemię.Pewnie żałowali, że nie mają czekanów, żeby się okopać.Zaczęli coś krzyczeć o snajperze.Mimo wyraznych rozkazów nie zamierzali się podnieść Ramirez, Brown! Do helikoptera!  zakomenderował Mitchell. Kapitanie  zaoponowała Diaz  kolejny strzał, nawet z tłumikiem. Wiem  uciął  ściągnie na nas ich uwagę.Ale potrzebuję jeszcze jednego strzału. Zrozumiałam.Mitchell poświęcił kilka cennych sekund, żeby po raz ostatni sprawdzić dane z drona.Potem odesłał go w kierunku granicy, gdzie odbierze go personel wsparcia.Nie miał nawet zamiaru mówić Diaz, ilu rebeliantów wspina się na wzgórze. Wygląda na to, że szykują się do ataku  zakomunikowała Diaz.Mitchell przykucnął u jej boku. Strzelasz i od razu zwiewamy.Gotowa? Chwilka, niech mi wejdzie na linię strzału.Już prawie.Karabin Diaz wydał z siebie stłumiony odgłos wystrzału.Lecący z prędkością poddzwiękową pocisk dosięgnął stojącego na jego kursie taliba.Ten nie zdążył nawetmrugnąć.Padł trupem.Mitchell i Diaz wybiegli zza drzew. Tylko na tyle pana stać?!  krzyknęła Diaz, biegnąc u jego boku. Szybciej!Mitchell uśmiechnął się pod nosem. To już trzy piwa.Ostatnie za obrazę honoru  mówiąc to, przyśpieszył.Buty ślizgały siępo ukrytych pod śniegiem kamieniach i lodzie.U podnóża wzgórze opadało bardziej stromo, zmuszając ich do schodzenia krok po kroku,aż znalezli się w dolinie.Mitchell zaryzykował spojrzenie przez ramię.Widok, jaki ujrzał, zaparł mu dech w piersi.Biegli wreszcie po płaskim gruncie.Przed nimi rozciągał się piarg z popękanych iskorodowanych głazów.Kolejne wyzwanie.Mitchell zwolnił, aby ominąć kilka co większychskał. Dalej, kapitanie.Jesteśmy prawie na miejscu!  krzyknęła Diaz. Nie jestem ślepy  odburknął Mitchell. Tylko nie patrz za siebie. ROZDZIAA 13Północno-zachodni Waziristangranica afgańsko-pakistańskastyczeń 2009 Boże. wykrztusiła Diaz. Mówiłem ci, żebyś nie patrzyła za siebie  ofuknął ją Mitchell. To właśnie sprawiło, że się obejrzałam.Black hawk oznaczony zielonym kolorem na wyświetlaczu Mitchella rozpętał istną burzęśnieżną, która błyskawicznie ich pochłonęła.Igiełki lodu kłuły Mitchella w nos, uszy ipoliczki.Znosił ból bez słowa skargi, jako że strumień powietrza z rotora pomógł im ukryć sięprzed wrogami.Zcigający ich talibowie, schodzący ze wzgórza długim wężem niczymrzymska armia, stracili swoje cele z oczu.I tak jednak zdecydowali się otworzyć ogień, stawiając wszystko na jedną kartę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl