[ Pobierz całość w formacie PDF ]
..Oczywiście w nieunikniony sposób wzrok Larsa w pewnej chwili padł naCandamira, który leżał na swoim kocu z zamkniętymi oczami.Starał się nie myśleć ozapachu pieczonego mięsiwa unoszącym się dziś w izbie intensywniej niż zwykle.Kobiety przygotowały wspaniałą ucztę: była wołowina, kilka kur, ubili nawet barana ipiekli na rożnie.Pustkę w żołądku Candamir poznał już w przeszłości i umiał nad tympanować.Powstrzymywanie głodu przy tak uwodzicielskich zapachach wydawało mu sięjednak równie niemożliwe, jak wtedy Haconowi zimą w spichlerzu w Elasundzie.- Hacon! - warknął Lars ze środka izby.- Chodz, uczyń nam ten zaszczyt i zjedz znami! Przyprowadz ze sobą też mojego niewolnika.Niech nam usługuje.- O, potężny Tyrze - wyszeptał pod nosem Candamir, ale zaraz się podniósł.Hacon poszedł za jego przykładem.Machnął do Larsa ręką na znak, że sięzgadza, umył sobie dłonie w misce z wodą stojącej obok posłania i szepnął do brata:- Uważaj z tymi łańcuchami.Jeśli teraz się rozerwą, wszystko przepadło.- Wcześniej otworzył ogniwa nie bardziej, niż to było konieczne dla pózniejszego ichrozgięcia, ale łańcuchy potrafią być nieprzewidywalne i rozerwać się same w najmniejodpowiedniej chwili, jeśli mają słabe punkty, naturalne czy celowo zrobione.- Myśl otym, że po powrocie do domu najesz się do woli.Bo jeśli teraz zrobisz jakiś błąd.Candamir skinął głową i wstał na nogi, żeby nie kazać Larsowi czekać, a takżeżeby uciec od napomnień Hacona.Bracia weszli jeden za drugim w krąg światła.Hacon usiadł niezręcznie międzyGunnarem a jednym z byłych parobków Olafa.Candamir stanął przed Larsem i gapił sięna swoje bose stopy.- Przynieś mi miodu - polecił Lars, chociaż jego kufel był jeszcze do połowypełny.- Nawet niezły.Twoja śliczna królowa go zrobiła, co? Tak sądzisz?- Całkiem możliwe - odpowiedział Candamir, który już się nauczył, że Lars nie damu spokoju, dopóki nie dostanie odpowiedzi na takie pytanie.Lars opróżnił kufel potężnym łykiem i podał Candamirowi.Ten go wziął i zaniósłdo miejsca pod lewą ścianą, gdzie stały dzbany i talerze.- Przynieś swojemu bratu kawałek pieczeni! - zawołał za nim Lars.- Przecieżmusi mieć siły.Co chcesz zjeść, Haconie? Kawałek baraniny? Może kuraka?- Obojętnie - odparł słabo Hacon.Candamir napełnił kufel miodem, wziął jeden z czystych talerzy stojących wniewysokim stosie na ziemi i nałożył soczysty kawałek wołowej pieczeni.Musiał staleprzełykać, bo w ustach gromadziło mu się za dużo śliny, a jego głód przechodził wświdrujący ból, utrudniający stanie w pozycji wyprostowanej.Ręka, którą kładł mięso natalerz, drżała.Candamir w myślach obrugał sam siebie, nazwał się żałosnym słabeuszemi nakazał swojej ręce spokój.Nie całkiem mu się udało, ale drżenie zmalało.Palce otarłzaś o spodnie, zamiast je oblizać.Z tego był naprawdę dumny.Przyniósł Larsowi jego kufel, a Haconowi talerz, żadnemu z nich nie patrząc wtwarz.Hacon miał wzrok tak samo odwrócony jak on.Natomiast Lars błyszczącymioczami śledził każdy krok Candamira.- Czy wiesz, dlaczego dziś wieczór świętujemy? - zapytał zadowolony. Candamirowi odgadnięcie odpowiedzi nie sprawiło żadnej trudności.Wiedziałjednak doskonale, że jeśli powie na głos to, co podejrzewa, jego słowa zabrzmiąobrazliwie, dlatego tylko pokręcił głową.- Wyruszamy jutro na wybrzeże - zwierzył się mu Lars.- A pojutrze ranowypływamy w morze.Przypuszczam, że przed wieczorem dotrzemy do ujścia, a potempowiosłujemy w górę rzeki.Zobaczymy, co tam twoi szanowni sąsiedzi mają wstodołach!Hacon odsunął od siebie talerz z nietkniętym jedzeniem.Teraz jego gardło byłojuż ściśnięte na amen.Lars znów pociągnął łyk i trochę miodu spłynęło mu z kącika ust i spadło nabrodę.Był pijany  I dobrze - pomyślał Candamir.Wypij jeszcze kilka kufli, Larsie.Tymmniejsza będzie szansa, że nas usłyszysz, kiedy dzisiejszej nocy będziemy się stądwymykać.Tym dłużej też potrwa, zanim się rano obudzisz i zauważysz naszezniknięcie..- Nic nie powiesz? - zapytał Lars.- Nawet się nie skrzywisz?Po raz pierwszy Candamir spojrzał mu w oczy.- Oby twoje łupy były tak bogate, jak na to zasługujesz.Siedzący przy stole mężczyzni wydali z siebie wściekłe pomruki, a Larszmarszczył czoło.Zrozpaczony Hacon starał się niemym spojrzeniem przywołać brata dorozsądku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl