[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po jakichś trzystu metrach Rob wreszcie się zatrzymał.Być możenagle przypomniał sobie, że Chandler jest żywą istotą i ta podróż możezle odbić się na jego kondycji fizycznej.Zdjął go z pleców i oparł okamienną ścianę.Przypatrywał mu się uważnie.Nerwowo potrząsałgłową, jakby miał wyrzuty sumienia, że potraktował swojego pasażeratak obcesowo. Pan Chandler oddycha?  zapytał. Nie dusi się? Tutaj powinnobyć sporo powietrza.Może trochę zatęchłe, ale nie zaszkodzi.Stareturbiny wciąż działają.Zadbali o to dawno temu, tamta rasa.Chandler próbował skupić wzrok na twarzy robota.Najchętniejpowiedziałby mu w tej chwili coś dosadnego.Chciał wrzasnąć, żeby gostąd zabierał i to jak najprędzej, nic go nie obchodziło to, że najciemniejjest pod latarnią.On przecież panicznie bał się ciemności! Jednak były totylko marzenia.Teraz nie potrafił nawet groznie spojrzeć.Poza tymwidok za plecami Roba odwrócił jego uwagę.W oddali pojawił sięnieregularny zarys, pozornie niepowiązanych ze sobą linii i kształtów.Fosforyzujące kontury wyłaniały się z głębi, powoli wychodząc napierwszy plan.Znalezli się w okrytej potężnym sklepieniem jaskini.Było to niesamowite wrażenie.Ogromu przestrzeni, jaka roztaczała sięprzed nimi, Michael nie potrafił ogarnąć.Miał wrażenie, że zarazoderwie się od skały i runie w dół. Patrzył na miasto.Właściwie jego ruinę.Rumowisko, z któregodumnie sterczały resztki kamiennych wież i dachów.Zagruzowane ulice,biegnące w regularnych liniach na północ i południe, wschód orazzachód.Budynki, w których ziały wielkie wypalone pod wpływemniewyobrażalnej temperatury dziury.Widział przewrócone ściany,przeorane płace i podwórka.Nad miastem rozciągała się różowa łuna.Wydawało się, że budynki dalej płoną, a ulice wciąż są świadkamitragedii, która miała tu miejsce wiele setek lub tysięcy lat temu.Wrzeczywistości miasto było zupełnie wymarłe.Panowała w nim grobowacisza, niezakłócona nawet najmniejszym szmerem. Jesteśmy w podziemnym mieście. Rob patrzył w dół z równąfascynacją, co Michael. Najciemniej pod latarnią! Tu się ukryjemydopóki nie stanie pan na nogi.Tutaj nas nie odnajdą!Chandler znów powędrował na barki robota.Przynajmniej tymrazem był wdzięczny że nie musi dalej patrzeć na przerażające zgliszcza.Poczuł ponownie ból w żebrach i stracił przytomność. CZZ 3 ROZDZIAA 24Wydawało mu się, że już tutaj był.Nie potrafił tylko określićczasu.Pozostawało wrażenie deja vu, niemal namacalne wspomnienie,którego kiedyś doświadczył.Znał te zasłony, jedwabne kotaryoddzielające go od celu podróży Zdzierał je, jedna po drugiej.Delikatnyzapach pozostawał mu na dłoniach, twarzy i ubraniu.Chandlera uderzył przepych sali.Tak jak wtedy.Wydawało się,dawno temu.Widział te same, nałożone na siebie grubymi warstwami,puszyste dywany.Mieszaninę wzorów i odcieni.To samo złudzenieciągłego ruchu i falowania podłogi.Wreszcie zdarł ostatnią jedwabną chustę.Zmrużył oczy odruchowooczekując oślepiającego światła, którego zródło znajdowało się zaprzeszkloną ścianą.Nic takiego jednak nie nastąpiło.Deja vu minęło.Zobaczył coś zupełnie innego.Zobaczył ją.Siedziała oparta o jedną zwielkich poduszek, zdobionych perłami i cekinami.Parującą filiżankępodniosła wolno do ust, przełykając gorący płyn.Jabłkowy zapachmikstury dotarł do nozdrzy Chandlera.Zaschło mu w ustach.On takżeodczuwał pragnienie.Christina odstawiła filiżankę i spojrzała w jego stronę.Nieuśmiechała się.Dziwny wyraz jej oczu zmroził Michaelowi krew wżyłach.Dziewczyna wstała.Wolno uniosła się z poduszek i kuszącokołysząc biodrami ruszyła w jego stronę.Dopiero teraz dostrzegł, żeubrana była w przezroczystą suknię.Delikatna, jedwabna siateczka,przylegała do jej ciała, znacząc krągłości ramion, piersi i bioder.Czułciepło i zapach jej ciała.Teraz w jego żyłach nie płynęła krew, leczroztopiony ołów.Zatrzymała się na wyciągnięcie ręki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl