[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Serce mi załomotało.Potarłem szyję tuż pod szczęką, gdzie moje tętno usiłowałoprzebić się na powierzchnię za pomocą karabinu maszynowego.I poszedłem powiedziećrodzicom, że ich plany na moją przyszłość zamierzam wyrzucić do kosza.MABKiedy tylko znalazłam się sama w samochodzie, zrzuciłam sandały.Dalejprowadziłam na bosaka.Wjeżdżając na wiadukt nad autostradą, dodałam gazu.Kombizaterkotało.Przez okno zaskrzeczały na mnie dwa kruki.Wystawiłam rękę na zewnątrz ipoczułam uderzenie gorącego wiatru, który przepłynął przez cały samochód i wywiał ze mniewzbierający ni stąd, ni zowąd chichot.Dawno nie było mi tak lekko na sercu.Ostatni raz chyba kiedy tańczyłam z Arthuremi babcią, tuż przed jej śmiercią.Rozpaliliśmy wtedy przy ogrodzie wielkie ognisko, doktórego wrzucaliśmy nasze życzenia, żeby poszybowały aż do gwiazd.Była Donna, a także Faith z Elim i dziećmi.Przyjechali nawet Nick i Silla, bo mieliakurat przerwę w zajęciach.Pazdziernikowe powietrze pachniało cydrem i intensywnymdymem drzewnym.Zmiałam się tak bardzo, że następnego dnia gardło odmówiło miposłuszeństwa i ledwie byłam w stanie mówić.Nauczyłam Hannah odczytywać jej imię zezmiennych wzorów, w jakie układały się czerwonozłote liście klonu.Kiedy zaszło słońce,Nick puścił w obieg swoją piersiówkę z whisky.Wzniósł toast za zdrowie Reesea, boprzypadała akurat piąta rocznica jego śmierci.Palący alkohol sprawił, że łzy napłynęły mi dooczu.Po niebie krążyły kruki.Silla splunęła w ogień, a kiedy buchnął mocniej, złapała w ręcejeden z płomieni, wyciągając go z ogniska niczym linę, i rzuciła nim w górę, do swojegouskrzydlonego brata.Wszystkim było ciężko.Trudno zapomnieć o przeszłości i o tym, że poznaliśmy się zpowodu mojej matki.Zresztą kiedy przyjeżdżała Silla, nikt nie wspominał słowem oJosephine. Kruki złapały koniec ognistej liny i poleciały w różne strony, rozdzielając wstęgę nadwanaście nitek.Potem splotły ją w siateczkę i spuściły na nas.Każdy złapał brzeg tej sieci,nawet mała Hannah, która nauczyła się już, że najpierw trzeba zanurzyć ręce w ziemi.Aączyła nas wszystkich cienka siateczka ognia.Jej żarząca się moc przebiegła przez mojedłonie, serce i stopy, by w końcu wniknąć w ziemię.Byłam wtedy wśród bliskich.Gdybym chciała, mogłabym rzucić się ku niebu iposzybować razem z krukami.Zdążyłam już minąć połacie magicznej ziemi i dotrzeć do ukrytej furtki, kiedypostanowiłam, że roześlę zaproszenia do wszystkich znanych nam czarowników.Urządzęletnie święto, podczas którego poznają nowego Diakona.Będziemy wylegiwać się na słońcu,grillować, grać w gry i dużo się śmiać.Zaproszę też Willa.I może jego znajomych.Kombi zatrzymało się na placyku pod domem.Wysiadłam, zastanawiając się, jakzapytać Donnę, kiedy powinnam do niego zadzwonić.Gdybym odezwała się za wcześnie,mógłby pomyśleć, że za bardzo mi zależy, z kolei za pózno - wyszłoby na to, że golekceważę.Nie miałam pojęcia, gdzie leży granica.Weszłam do domu.W przedpokoju stała Donna ze wzrokiem wbitym w wiszący naścianie telefon.Tarcza do wykręcania numeru była wysłużona wieloletnim używaniem,dziesiątki palców wytarły lakier ze słuchawki.Nie ruszałam się.Czekałam.Donna puściła ręce luzno wzdłuż boków; lniane rękawy bluzki sięgały niemal dopołowy dłoni.Po jej plecach spływał warkocz.Miała na sobie swoje ulubione spodnie: luzne,dziurawe na kolanach dżinsy, a także kalosze.Sięgnęła po telefon, zacisnęła dłoń nasłuchawce i zdjęła ją z widełek.Zamarła z ręką w pół drogi między ścianą a uchem.Sznurdyndał, poza tym wszystko tkwiło nieruchomo.W końcu Donna odwiesiła słuchawkę, odwróciła się i skierowała do kuchni.Podreptałam za nią.Po drodze rzuciłam gorzkie spojrzenie w stronę telefonu.Zatrzymałam się między przedpokojem a kuchnią, jedną rękę opierając o łukowate przejście.- Wszystko w porządku? - zapytałam cicho.Donna obróciła się na pięcie.W dłoni trzymała nóż do masła.- O, Mab.Tak.- Gdzie Lukas?Wskazała nożem sufit.- W wannie.Spaliliśmy wszystkie liście z małego ogródka.Był cały usmarowany.- Co chcesz na obiad? - Podeszłam do zlewu i umyłam ręce.Zachodziłam w głowę,jak przejść do jej niedoszłej rozmowy telefonicznej. - Możemy upiec szaszłyki.Mamy pomidory, zieloną paprykę i resztę mięsa z gulaszu.Za oknem ogród niknął w wydłużonych, fioletowych cieniach.- Rozstawię odstraszacze komarów.Wytarłam dłonie w zatkniętą za uchwyt piekarnika ściereczkę.Donna stanęła zamoimi plecami.- W niedzielę Silla ma uroczyste zakończenie szkoły.Dobry nastrój, w jakim tu przyjechałam, powrócił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl