[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałam tak wiele razy insynuować, że chce być sama, ale ty nawettego nie zauważyłeś.Nie dbałeś o to.- Dawałaś mi insynuację?- Pewnie.Dziewczyny tak robią.Wiem, że nie masz zbyt wiele doświadczeniaw odrzuceniu, ale każda każda dziewczyna wie jak pozbyć się niechcianychchłopaków.Myślę, że to część naszego DNA. - Och.- mruknął Jacks w udawanym grymasie.- Wiesz co mam na myśli.- powiedziała Maddy i poczuła jak się rumieni.- Musisz rozumieć jak przewidywalni są dla mnie ludzie.Każdego dnia, każdyrobi to, co chcę.Uśmiechają się, mówią tak i robią cokolwiek chcę.Albo boją się mnie,albo są zauroczeni mną, lub są dobrze opłaceni.Kiedy byłem na coś wściekły, zawszedostawałem od ludzi to, co chciałem.Zdałem sobie z czegoś sprawę.Działałaś w tensposób, ponieważ nie traktowałaś mnie jak kogoś sławnego.Po prostu jakkogokolwiek innego.- urwał.- Nigdy nigdy nie widział mnie we mnie, Maddy, nieVivian, nikt.Madison wzruszyła ramionami.- Nie robiłam tego świadomie.Nie wiedziałamnigdy o co chodzi w tym wielkim zainteresowaniu Aniołami.- Wiem.- odpowiedział Jacks i zaśmiał się.- Bardzo wyraznie mi touświadomiłaś.- Przewrócił się na macie, próbując ułożyć się wygodnie i skrzywił się.- Boisz się?Jackson otworzył oczy i spojrzał na ciemny dach siłownie.- Nie wiem.Niesądzę.Maddy podniosła się lekko.- Może jakoś znajdziemy prawdziwego mordercę iudowodnimy, że jesteś niewinny.I wyjaśnimy, że to nie było porwanie.Uwierzą mi.Zrobią to.To wszystko może się wyjaśnić.- Nadzieja była na krawędziach jej głosu.- To nie przejdzie.Wciąż będzie nielegalne ocalenie.Nie przestaną.NUAwymyśli coś innego.Zawsze tak robią.- Ale to sprawi.że będziesz mniej zle postrzegany, jeżeli dowiedzą się chociażczęści prawdy.Nie jesteś mordercą, Jacks.W milczeniu skinął głową.- Kto nim może być? - spytała Maddy.Myśli Anioła natychmiast oddaliły się znów do dziwnej myśli.SierraChurchson mówiąca mu na przyjęciu, na które wziął Maddy, ,,nie mogę doczekać się twojej gwiazdy.I sposób, w jaki blizniaki spojrzały na niego na Przemianie, zezłośliwością w oczach.Czy to było coś więcej niż zazdrość? Blizniacy zawsze bylimało wrażliwi.I jeszcze to, czego dowiedział się o przeszłości Marka, i poplamionej marynarce,o której jego umysł nie mógł zapomnieć.Jak mógł mu ufać w czymkolwiek?Szykowało się coś większego, a mózg Jacksa próbował się przytrzymać czegoś,czegokolwiek co sprawi, że rzeczy staną się oczywiste.Ale wymsknęło mu się to.- Nie wiem, ale czy to ma znaczenie? - spytał, wzdychając.- Teraz świat myśli,że to ja.- Myślę, że Vivian miała jednak rację.- powiedziała ponownie niepewnieMaddy.- Nic nie jest twoją winą.To moja wina.Jacks potrząsnął głową.- Wcale nie.Też zdecydowałem iść zobaczyć się ztwoim wujkiem.- Mam na myśli wszystko.- uzupełniła Maddy.- Nie powinnam iść na imprezęEthana, nie powinnam godzić się na randkę z tobą, i zdecydowanie nie powinnamwziąć ciebie do pomieszczenia bocznego w jadłodajni.- Bawiła się sznurkiem swojejbluzy.- Każda decyzja, którą podjęłam, była zła, a teraz popatrz co się dzieje.- Dlaczego poszłaś na imprezę do Ethana? - spytał Jackson, jego ton byłciekawski.Maddy wzruszyła ramionami.- Poszłam tylko dlatego, że byłam zdenerwowanaprzez ciebie.Próbowałam.zapomnieć o tobie.- Naprawdę?- Naprawdę.Dziewczyny tak robią.- Cóż.Wydaje się miły.Nawet, jeżeli miałoby mnie to zabić, to to przyznaję.Jackson znów obrócił się na materacu, starając się ułożyć wygodnie.- Tutaj.- powiedziała Maddy.Usiadła bliżej niego i oparła się z tyłu o łokcie.-Połóż głowę na mnie.- Delikatnie położyła dłoń na jego karku i przyciągnęła jego głowę do swojego ramienia.Głowa Jacksa przeniosła się ciężko z jej ramienia naklatkę piersiową.Czuła jej ciężar gdy oddychała.Maddy oparła się o ścianę i objęła go, trzymając go przy sobie.Leżał cicho,jakby słuchał bicia jej serca.Nic nie mówił.Lub nie chciał.Po kilku minutach jegoklatka piersiowa uspokoiła się.Maddy spojrzała na jego twarz opartą o nią, na boskie,nieskazitelne cechy, które wciąż zabierały jej tchu w piersiach.Wyciągnęła dłoń i czubkiem palca dotknęła jego czoła.Następnie, jakby tosprawiło, że go uzdrawia, śledziła palcem jego skórę, koło skroni, i w dół po linii jegoszczęki, czując zarost na brodzie.Ostatecznie, odnalazła jego podbródek i musnęłajego usta.Jacks otworzył oczy.Usiadł i spojrzał na nią, a jego skrzydła rozwijały się zanim, oblewając ich słabym, niebieskim światłem.Przyglądała mu się uważnie i czekałana to, żeby ją powstrzymał.Nie zrobił tego.Dotknęła go ponownie, tym razem jegoramie.Prześledziła palcem wzdłuż jego przedramienia, do jego bicepsa, do ramienia.Następnie, po chwili wahania, przeniosła palec delikatnie na grzbiet jego skrzydła.Jacks wydał ciężkie westchnienie i nagle, szybciej niż Maddy mogła zobaczyć, jegosilne dłonie były wokół jej ramion.Uścisk był niemal bolesny.Pocałował ją w pełni, głęboko.Przytuliła się do niego.Elektryczność zaczęławalić jak młotem między nimi, tam i z powrotem, rosnąc.Ich ciała był splecione wzakurzonym świetle sali gimnastycznej, a puste trybuny były ich jedynymi świadkami.Maddy wydawała z siebie westchnienie przyjemności, gdy Jacks podniósł ją i posadziłna swoich kolanach.Owinął swoje skrzydła wokół jej ciała, a ona owinęła swoiminogami jego ciało.Następnie, nagle zatrzymał się.- Nie możemy.- powiedział, odsuwając się od niej.- Coś się stało? - spytała wstrzymując oddech.- To nie będzie w porządku.Nie tutaj.Nie tak.- odpowiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl