[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przywykł do takiego stanu umysłu.Nigdy wcze-śniej nie pragnął tak intensywnie żadnej kobiety.Ta gwałtowna i zupełnie nieoczekiwanareakcja była niczym uciążliwa chroniczna choroba.Mimo to bagatelizował problem,wierząc, że niepokojące objawy wkrótce ustąpią.Wpadła mu w oko, bo wyróżniała się na tle innych młodych dam, ot i wszystko.Niebawem się nią znudzi i ani się obejrzy, a jego miłosny zapał minie.Powóz był już gotowy do drogi i baron wsiadł.Obiecał sobie, że będzie postępo-wać w myśl niezawodnej zasady: jeśli nie chcesz ulec pokusie, nie stwarzaj sobie ku te-mu okazji.Pomysł podarowania upominku pannie Braithmore powstał w jego głowieniemal równocześnie z owym postanowieniem.Na szczęście świeci słońce, pomyślał.Jeśli koniecznie musiał odwiedzać sklepy,wolał robić to przy ładnej pogodzie.Oglądanie wystaw nie sprawiało mu żadnej przy-RLTjemności, a połączone z omijaniem kałuż i brodzeniem w błocie przyprawiało go odreszcz obrzydzenia.Zatrzymał się przed pasażem handlowym Burlington Arcade" i przekazał wodzesłużącemu.Zakład jubilerski, z którego usług Strattenowie korzystali od lat, MessrsBentham i Brown", znajdował się stosunkowo blisko wejścia.Wkrótce otworzono mu drzwi i znalazł się w przyjemnie urządzonym przytulnymwnętrzu.Pan Brown przywitał go osobiście i usadził na miękkiej kanapie przed gablotą zwyrobami.Kiedy Beldon objaśniał mu cel wizyty, do sklepu wszedł ktoś jeszcze.Baron od-wrócił się odruchowo i niemal jęknął.Na jego twarzy pojawił się wyraz kompletnegozdumienia.%7łe też ze wszystkich pracowni jubilerskich w mieście musiała wybrać akurat ten.Nieco ochłonąwszy, doszedł do wniosku, że nie ma się czemu dziwić.Koniec końców,przychodziła tu często jego siostra.Ale dlaczego panna Stefanow pojawiała się u Messrs Benthama i Browna" dokładnie tego samego dnia i o tej samej porze co on? Tochyba jakieś drwiny, zżymał się w duchu.Opatrzność spłatała mu kolejnego figla.Imbardziej starał się wybić sobie Lilię z głowy, tym częściej się na nią natykał.Zupełnie niespeszona posłała mu promienny uśmiech.- Beldon? Cóż za niespodzianka.Nie przypuszczałam, że spotkam cię w takimmiejscu.RLTRozdział piątyOdkąd to zwracała się do niego po imieniu? Musiał jednak przyznać, że brzmiałow jej ustach bardzo przyjemnie.Baron podniósł się z miejsca, jak przystało na dżentelmena.- Dzień dobry, panno Stefanow.Niezmiernie mi miło znów panią widzieć.Korzy-sta pani z przyjaznej spacerom aury? - Zabrzmiał wyjątkowo sztywno i nieprzyjaznie.Dobry Boże, pomyślał z niesmakiem.Czy doprawdy nie stać mnie na cieplejszepowitanie? Ona była o wiele wylewniejsza.Znów się uśmiechnęła, ale jej oczy pozostały poważne.Kolejny dowód na to, żenie jest zwykłą, nieopierzoną debiutantką, lecz obytą towarzysko młodą damą, któraopanowała biegle sztukę konwersacji i potrafi bezbłędnie wychwycić najmniejsze niuan-se rozmowy.Pozwoliła sobie na poufałość i nazwała go Beldonem, choć nigdy dotąd nie zwróciłsię do niej po imieniu.Nic dziwnego, że odebrała jego chłodne słowa jak reprymendę.- Owszem - odparła w podobnym tonie.- W istocie nie można sobie wymarzyćpiękniejszej pogody.W zeszłym roku mieliśmy stanowczo zbyt mało słońca.Wyczerpawszy temat, stanęli naprzeciw siebie pogrążeni w kłopotliwym milcze-niu.Z opresji wybawił ich pan Brown.- Przyniosę rzeczy wicehrabiego Inglemoore'a - zwrócił się do Lilii, po czym prze-niósł spojrzenie na barona.- Ekspozycja już czeka, zechce pan obejrzeć?- Naturalnie, bardzo dziękuję.- Stratten podszedł z powrotem do kanapy i przysta-nął niepewny, co począć.Nie wypadało mu zignorować damy, ale nie wypadało teżomawiać prywatnych spraw z kobietą.I tak zle, i tak niedobrze.Panna Stefanow przemierzyła niewielką przestrzeń sklepu i zatrzymała się u jegoboku.- Dość niezręczna sytuacja, nieprawdaż? - zagadnęła spokojnie.- To niedorzeczne,że musimy udawać, nie sądzi pan? Rozmawiamy tak oficjalnie, tymczasem nie jesteśmysobie zupełnie obcy.RLTJuż miał zapytać, jak w takim razie określiłaby stopień ich zażyłości, ale mniejwięcej w tej samej chwili ponownie dołączył do nich właściciel sklepu.- Bardzo proszę - odezwał się, wręczając Lilii niewielką paczuszkę.- Oto rzeczy,które pan wicehrabia był łaskaw przysłać do oprawy.- A ozdoby lady St.Just? Miałam odebrać dwa pakunki.- Rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Card, Scott Orson Ender I, El juego de Ender
- C. Scott Dixon Protestants, A History from Wittenberg to Pennsylvania 1517 1740 (2010)
- Immortal City [Miasto Nieœmiertelnych] (tł. nieof.) Scott Speer
- Christopher Scott Wagoner Forever Autumn (retail) (epub)
- Rohan Michael Scott Zima œwiata t. 1 Lodowe kowadło
- Scott Walter Guy Mannering czyli astrolog
- Lynch Scott KÅ‚amstwa Locke'a Lamory
- The Ridley Scott Encyclopedia Laurence Raw
- RJ Scott Sanctuary 3 Face Value
- Cacho Lydia Niewolnice władzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl