[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było cię w domu.184INTRYGI I %7łDZEZapadła krótka chwila ciszy.Rzucił nerwowe spojrzenie na twarz Caroline, która jednak byłapozbawiona wyrazu. O której? Mniej więcej za dwadzieścia dziesiąta, może odrobinę pózniej. Dlaczego? Dlaczego zatelefonowałeś? Chciałem z tobą pomówić.Czułem się samotny.Chyba miałem lekką nadzieję, że zmieniłaśzdanie i poprosisz, żebym przyszedł. No dobrze.Właściwie możesz się dowiedzieć.Wczoraj wieczorem byłam na przylądku.Wzięłam Remusa na spacer.Zostawiłam wóz na gruntowej drodze za wioską i doszłam do samychruin opactwa.Byłam tam, sądzę, około dziesiątej. Byłaś tam! powtórzył z przerażeniem. A ona przez cały ten czas leżała martwa kilkajardów od ciebie. Nie kilka, a raczej bliżej setki  odparła ostro. Nie istniała najmniejsza szansa, żebym jąmogła znalezć i, jeśli o tym myślisz, nie widziałam jej zabójcy.Trzymałam się grzbietu klifu.Nieschodziłam na plażę.Bo gdybym zeszła, to policjanci znalezliby moje ślady, moje i Remusa. Ktoś jednak mógł cię widzieć.Noc była księżycowa i bardzo jasna. Na przylądku panowała idealna pustka.Morderca, nawet jeśli mnie widział, skryty wśróddrzew, na pewno nie palił się do wyjścia na otwarty teren.Ale moja sytuacja nie jestnajszczęśliwsza.Właśnie dlatego potrzebuję alibi.Nie miałam ci zamiaru tego powiedzieć, ale terazjuż wiesz.Nie zabiłam jej, byłam jednak w pobliżu miejsca zbrodni i miałam motyw.Dlategoproszę cię o pomoc.Po raz pierwszy Jonathan wykrył w jej głosie łagodniejszy, może nawet błagalny ton.Drgnęła,jakby zamierzała go dotknąć, ale zaraz rozmyśliła się i ten odruch wahania, ta rezygnacja,rozczuliła go nie mniej, niż doprowadzony do końca gest.Uraz i żal ostatnich dziesięciu minutustąpiły miejsca przypływowi czułości.Miał tak zdrętwiałe usta, że mówienie przychodziło mu ztrudem, ale znalazł wreszcie właściwe słowa. Oczywiście, pomogę  powiedział. Kocham cię.I nie zawiodę.Możesz na mnie polegać..D.JAMES Rickards uzgodnił z V5E5B Mairem, że będzie w elektrowni o dziewiątej rano, przedtem jednakzamierzał wpaść do Chaty %7łeglarza i zobaczyć się z Ryanem Blaneyem.Wizyta wymagaładelikatności.Wiedział, iż Blaney ma dzieci i że przesłuchanie przynajmniej najstarszej córki,będzie rzeczą niezbędną.Nie mógł go jednak przeprowadzić, nie mając ze sobą policjantki, którejprzyjazd został z racji jakichś niedopatrzeń opózniony.Była to jedna z owych względnie drobnychirytujących kwestii, które niechętnie przyjmował do wiadomości; rozumiał jednak, że w tychokolicznościach dłuższy pobyt u Blaneyów nie byłby rzeczą rozważną.Bez względu na to, czyfacet okaże się poważnym podejrzanym, czy też nie, nie mógł ryzykować w przyszłości zarzutu, iżwydobył informacje od osoby nieletniej z pominięciem regulaminowej procedury.Z drugiej stronyBlaney miał prawo wiedzieć, jaki los spotkał jego obraz i jeśli nie powie mu o tym policja,błyskawicznie wyręczy ją ktoś inny.Rickardsowi zaś zależało na tym, by widzieć twarz Blaneya wchwili, gdy usłyszy nowiny tak o swoim pociętym płótnie, jak i zamordowaniu Hilary Robarts.Pomyślał, że nie widział w życiu miejsca tak przygnębiającego, jak Chata %7łeglarza.Padał drobnydeszczyk i Rickards dojrzał chatę, stojącą w środku zaniedbanego ogrodu, poprzez migocącą mgłę,która zdawała się wchłaniać kształty i kolory, przekształcając świat w wilgotną amorficzną szarość.Pozostawiwszy w aucie detektywa-konstabla Gary'ego 3VA5'0, Rickards z Oliphantem podążyli wstronę ganku, zarosłą zielskami ścieżyną.Nie było dzwonka, kiedy jednak Oliphant łupnął żelaznąkołatką, drzwi otworzyły się niemal natychmiast i Ryan Blaney, chudy mężczyzna liczący sześćstóp wzrostu, powitał ich niechętnym spojrzeniem swoich zmętniałych oczu.Wydawało się, żeostatnia drobina barwy odpłynęła nawet z jego rudawych włosów, i Rickards pomyślał, że nigdy niewidział człowieka, który sprawiając wrażenie tak wykończonego, wciąż jednak trzymał się nanogach.Blaney nie zaprosił ich do środka, a Rickards tego nie sugerował.To może poczekać dochwili, gdy przyjdzie tu w towarzystwie policjantki.Blaney też może poczekać.Rickards pragnąłbyjuż być w Elektrowni Jądrowej Larksoken.Poinformował Blaneya, że jego pocięty obraz zostałznaleziony w Tymiankowej Chacie, ale nie podał żadnych szczegółów.Nie było odpowiedzi.Zapytał:  Czy pan mnie słyszał, panie Blaney?186INTRYGI I %7łDZE Tak, słyszałem pana.Wiedziałem, że portret zniknął. Od kiedy? Od wczorajszego wieczoru, była wtedy może za kwadrans dziesiąta.Wpadła po obraz pannaMair.Dziś rano miała go ze sobą zabrać do Norwich.Powie panu.Gdzie teraz jest? U nas.Trzeba będzie go zbadać.Naturalnie, otrzyma pan kwit. A po co to wszystko? Możecie sobie zatrzymać i obraz, i kwit.Pocięty na kawałki, powiadapan? Nie na kawałki, są dwa czyste cięcia.Może da się naprawić.Przywieziemy ze sobą następnymrazem, żeby mógł go pan zidentyfikować. Nie chcę go widzieć na oczy.Zatrzymajcie sobie ten obraz. Będzie nam potrzebna identyfikacja, panie Blaney.Ale o tym pogadamy sobie przy następnymspotkaniu.Kiedy, nawiasem mówiąc, ostatnio widział pan portret? W czwartek wieczorem, kiedy zapakowałem go i postawiłem w szopie.I o czym tu gadać? Byłnajlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem, a ta kurwa go zniszczyła.Poproście ozidentyfikowanie Alice Mair albo Adama Dalgliesha.Oboje widzieli portret. Czy chce pan powiedzieć, że wie, kto to zrobił?Znów zapadła cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl