[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednakmigoczące światło, wpadające przez witraże i ozłacające postaci świętych, orazwielki krzyż nad ołtarzem miało w sobie dziwne ciepło.Ciepło, któresprawiało, że Anna przestała odczuwać chłód.Tak oto dała o sobie znać,pomyślała pózniej, obecność Boga.Podczas chrztu poczuła, że coś budzi się w jej duszy.Przypomniała sobie,jak ojciec wziął ją pewnego razu na stronę i powiedział, że przodek, któryzbudował ich dom - mężczyzna uszlachcony przez Jana Sobieskiego - miał wsobie krew żydowską.Było to coś, o czym jej matka, uosobienie oddanejKościołowi katoliczki, nigdy nie wspominała.Zwiadomość mieszanegoRS 330pochodzenia niepokoiła Annę, zatruwając jej serce wątpliwościami odnośniewiary.Jak mogła nosić w sobie historię i dogmaty dwóch religii? Czasamiwolałaby, by ojciec nigdy jej o tym nie powiedział.Jednak szczególny spokój, jaki spłynął na nią wraz z macierzyństwem,zdawał się koić także i te niepokoje.Wiara w istnienie Boga płynęła zelizejskiego zródła w jej duszy z taką siłą, iż zdawało się jej, że mogłabystawić czoło armii szatana w pojedynkę i bez strachu.Jan miał rację.Czuła topodczas wesela Szraberów, i teraz także.Boga można znalezć w każdymkościele.Członkowie innych religii wierzyli w to tak samo, jak żydzi ikatolicy.A kimkolwiek jest Bóg, istnieje, ponieważ w niego wierzymy.Wróciła myślami do chwil spędzonych na tętniącym życiem polu wHaliczu, gdzie Jan powiedział, że jego Bóg jest tam: na łące, w polu i naniebie.Teraz rozumiała.RS 331Rozdział pięćdziesiąty pierwszy.Anna doszła do wniosku, że pora zastanowić się nad przyszłością.Zachowanie Zofii nie zmieniło się ani na jotę.Często pozostawała pozadomem przez cały wieczór, od czasu do czasu urządzała też szalone przyjęcia.Ciotka Stella, ograniczona rolą hrabiny wdowy, nie miała nad córką władzy, ajej obiekcje bywały kwitowane jedynie obrażonym milczeniem.Przeniosła sięwięc na piętro, do dawnego pokoju Antoniego, jak najdalej od córki i jejwybryków.Choć Anna starała się nie oceniać postępowania kuzynki, zdawała sobiesprawę, że będzie musiała wkrótce opuścić jej dom.Ojciec powiedział kiedyś,że zwierzę, które urodziło się w lesie i nie zostało na czas poskromione, możezabić.I kto mógłby je za to winić?Tak samo było z Zofią.Gdyby ktoś w porę ją poskromił, nie byłaby dziśtaka, jaka jest - ani ona, ani jej przyjaciele.Rozbójnik nie napadałby i nie kradł,a zabójca zabijał.Lecz z jakiegoś powodu rodzice nie mogli dać sobie z niąrady.Kiedy wiosenne deszcze i następujące po nich powodzie wreszcie ustąpią, aletnie słońce osuszy drogi, Anna zabierze Jana Michała do domu wSochaczewie, by dorastał z dala od miejskiego życia.Zastanawiała się też, czy ciotka Stella nie zechce towarzyszyć jej doSochaczewa.Tymczasem nadeszło zaproszenie od księcia Józefa Lubickiego, przyjacielarodziny, zawiadującego finansami Berezowskich.Zbliżały się osiemdziesiąteurodziny matki księcia i z tej okazji miała odbyć się msza, a po niej przyjęcie.W dniu uroczystości Anna wcisnęła się w dopasowaną żałobną suknię zczarnej tafty i koronki, myśląc o tym, że suknia sama w sobie mogłaby służyćza trumnę każdej żywej istocie.Clarice zebrała jej włosy i upięła wysoko zapomocą bursztynowych spinek, lecz Anna zakryła głowę czarnym welonem idzieło pokojówki pozostało nieujawnione.Do drzwi zapukała Lutisza z wiadomością, że przybyła pani HelenaLubicka.- Wprowadz ją, Lutiszo - rzekła Anna.- Jan Michał gotowy?- Tak.Helena z radością zgodziła się zajechać po przyjaciółkę z dzieciństwa.Anna nie chciała prosić Zofii o powóz, gdyż zaproszenie objęłoby wówczastakże kuzynkę, a tego Anna pragnęła za wszelką cenę uniknąć.RS 332Prawdopodobnie Zofia odmówiłaby pójścia na mszę, jednak czasamizachowywała się w sposób absolutnie nieprzewidywalny i tym razem mogłabyprzyjąć zaproszenie.Helena weszła energicznie do pokoju.Podczas chrztu syna Annę zaskoczyła zmiana w wyglądzie przyjaciółki.Nie widziała jej od Bożego Narodzenia przed dwoma laty i różnica okazała sięuderzająca.Choć Helena była zbyt grubokoścista, by można było uznać ją zaklasycznie piękną, to błyszczące czarne loki wokół porcelanowobiałej twarzy oróżanych policzkach oraz rzezbione rysy sprawiały, że wydawała się bardzoatrakcyjna.Za Heleną postępowała służka, podtrzymując tren z koronki obarwie kości słoniowej.- Wyglądasz ślicznie, Anno, nawet w czerni.Nieoczekiwany komplementsprawił, że Anna zesztywniała lekko.- Dziękuję, ale Heleno, jakaż ty jesteś piękna!Na dole inna pokojówka Lubickich trzymała już na rękach Jana Michała,odzianego w błękitne ubranko.Postawna niewiasta ruszyła ku drugiemupowozowi, który miał zabrać ją i dziecko prosto do rezydencji Lubickich, niedo katedry, gdzie udawały się obie panie.Anna i Helena zasiadły w dwuosobowym powoziku i skierowały się dokościoła.- Twoje dziecko jest piękne, Anno - powiedziała Helena.- I takie żwawe.- Dziękuję.- Musiało być ci ostatnio ciężko.Tyle rzeczy wydarzyło się w tak krótkimczasie.Helena zaczęła wypytywać o nieoczekiwane małżeństwo przyjaciółki iprzedwczesną śmierć jej męża.Anna odpowiadała monosylabami, a wreszcie udało jej się skierowaćrozmowę na temat dwóch adoratorów Heleny, których trzymała wniepewności.Nagle powóz zatrzymał się pośród tłumu i zgiełku.- Pomocy! - dobiegł ich zduszony głos.- Pomóżcie mi! Przyjaciółkiotworzyły okno i wyjrzały na ulicę.Mały mostek przed nimi pełen byłpodekscytowanych ludzi.- Co się stało? - zawołała Helena do woznicy.- Ktoś wpadł do ścieku i właśnie próbują go wyłowić.Wypełniony wodą z ostatnich powodzi oraz nieczystościami rów niemalwystępował z brzegów, a nieszczęsny pechowiec wpadł do niego wRS 333najgłębszym miejscu.Czarna od brudu twarz mężczyzny była już ledwiewidoczna ponad płynącą szybko ohydną cieczą, i tylko pełen przerażenia głoswskazywał miejsce, gdzie nieszczęśnik się znajduje.Tonącemu rzucono linę, przytrzymywaną teraz przez kilku mężczyzn.Powoli przyciągnęli go do siebie, a potem pochwycili, unieśli i wywlekli namost.Stanął na trzęsących się nogach, z głową pokrytą czarnymi kędziorami,wyglądającymi jak owcza wełna, i próbował otrzeć pięściami oczy z brudu.Napięcie w tłumie zelżało.Jakaś kobieta krzyknęła piskliwie:- Głupiec tańczył na moście! Aż wtańcował się prosto do ścieku!Tłum ryknął śmiechem.- Teraz, żeby się oczyścić - zawołał ktoś - powinien chyba wtańcować siędo Wisły!Mężczyzna uśmiechnął się.Białe zęby zabłysły na tle pociemniałej odbrudu twarzy.Rozochocony tłum zaczął rozchodzić się z wolna, jakby ludzie nie mieliochoty powracać do codziennej harówki.Kiedy na moście nie było już nikogo,Anna pomyślała, że miło było doświadczyć przejawów pogodnegousposobienia Polaków.Czy te proste duszyczki mogłyby zaangażować się wcoś tak krwawego, jak rewolucja we Francji? Nie.Ten drobny epizodprzekonał ją, że ludzie zamieszkujący Pragę są tacy sami jak ci w Sochaczewieczy w Haliczu.Nastawienie chłopów, nawet w trudnych czasach, byłoniezwykle pokojowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl