[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebawem ujrzał na drodze karocę urzędową otoczoną zbrojnymi żołnierzami.Jechała w tymsamym kierunku co on, ale wyprzedzała go o ćwierć mili.Uniósł się zatem w strzemionach.Czarny rumakpo prostu pożerał przestrzeń i wkrótce zrównał się z karocą.- Stać! - rozległ się okrzyk Zorry.Gdyby na drodze zjawił się regiment nieprzyjacielskiego wojska, żołnierze eskortujący pojazdrządowy na pewno broniliby go do upadłego przed licznymi wrogami.Ale okrzyk ten wydał Zorro.Towystarczyło, by żołnierze uznali z góry, że wszelki opór jest daremny.Nawet nie próbowali się bronić.Było ich czternastu wraz z sierżantem.Czternaście par rąk uniosłosię w powietrze.- Wielmożny senor Zorro - odezwał się podoficer proszącym tonem.- Nie wieziemy złota, lecztylko papiery do archiwum w Madrycie.Nie czyń nam nic złego, przecież widzisz, że nie podnosimy ,broniprzeciwko tobie.%7łołnierze nie byli tchórzami.Znali jednak dobrze legendę o jezdzcu w masce i jeśli odczuwalikiedykolwiek zabobonną trwogę, to chyba tylko przed Zorrą.- Wiem, że nie wieziecie złota - odparł Zorro - ale nie o to mi chodzi.Rzućcie broń na ziemię!.- Senor! - zaczął błagalnie sierżant.Oczy Zorry błysnęły.- Słyszałeś, co mówiłem? - zapytał bawiąc się niedbale biczem.Po chwili czternaście strzelb,szabel i ładownic leżało na piasku.- A teraz rzućcie wasze nakrycia głowy!.- padł rozkaz.Czternaścieczapek poleciało w ślad za bronią.- Zdejmujcie buty!.Konwojenci.nic nie rozumieli z tego wszystkiego, usłuchali jednak rozkazu bez szemrania.Teraz oddział przedstawiał niezwykły, a zarazem żałosny widok.%7łołnierze królowej Izabellisiedzieli na swych koniach boso, bez broni i bez czapek.- Możecie jechać dalej - oświadczył Zorro - a gdy spotkacie na drodze karocę, zapytajcie o senoraCarla Cevennę.Powiedzcie mu, że Zorro śle pozdrowienie dla niego oraz dla całej rodziny, nie wyłączającprababki z pięciopałkową koroną hrabiowską oraz pradziadka z ośmiopałkową koroną książęcą.Powitanie na drodzePodróż Carla Cevenny, wbrew jego oczekiwaniom, obfitowaław liczne niespodzianki.Na początku wszystko układało się jak najpomyślniej.Jego piękna, młoda żona, kapryśna Anita,zgodziła się bez długiego namysłu na wyjazd do Saragossy.A trzeba wiedzieć, że jeśli wszyscy odczuwali lęk przed groznym pułkownikiem, to sampułkownik lękał się swej uroczej Anity.Kochał ją szalenie i był okropnie zazdrosny.Mówiono, że gdyby senora Anita zainteresowała się działalnością swego męża, wielezaoszczędziłoby się przelanej krwi w Istrii.Ale piękna pułkownikowa czytała całymi dniami francuskieromanse albo siedziała przed lustrem.Nie wiadomo dlaczego Saragossa wydała się jej nagle romantycznymmiastem.Podróż zapowiadała się dobrze.Niestety, dobry humor don Carla popsuł się rychło.Stało się to popołudniu.Naprzeciw karocy toczył się pojazd rządowy, obok którego galopowali żołnierze.Jakież byłozdumienie srogiego służbisty, gdy spostrzegł, że dzielni żołnierze galopowali boso, bez broni i bez czapek. Czyżby w Aragonii już tak zle z podatkami, że gubernator nie ma za co ubierać swych żołnierzy? pomyślałCarlo Cevenna, nie mogąc ochłonąć ze zdumienia.- Hola, sierżancie! - zawołał głośno, wychylając się z karocy.- Do mnie, tutaj!.Sierżant ujrzał pułkownikowski mundur oraz liczne gwiazdy i ordery zdobiące jego pierś,skierował więc konia w stronę karocy, salutując służbiście.- Co oznacza ten strój?! - ryknął don Carlo.- Czy mam do czynienia z żołnierzami czywłóczęgami, carramba?.- To Zorro! - wyjąkał sierżant, drżąc pod wpływem straszliwych szarozielonych oczu.- To tenprzeklęty Zorro rozebrał nas, rozbroił i kazał zanieść ukłon dla senora Carla Cavenny!.Don Carlo osłupiał.- Zorro? - zapytał ochryple.- To Zorro was urządził w ten sposób? I kazał mi się kłaniać?- Tak jest, senor!.Don Carlo zazgrzytał zębami.- Jak liczna była jego banda? - zapytał.- I czy broniliście się?Sierżant opuścił głowę.- Zorro był sam! - odpowiedział zmieszany.-lnie broniliście się?Sierżant milczał.- Dobrze - rzekł don Carlo.- Jedz dalej.Oddam was wszystkich pod sąd wojenny!Karoca ruszyła w dalszą drogę.Srogi pułkownik trząsł się cały z wściekłości i oburzenia.- Ja tu zaprowadzę porządek - mruczał.- Do licha, ten don Alvarez nic nie jest wart!.A miałniegdyś opinię dzielnego żandarma.Uważano go nawet za lepszego ode mnie.Cha, cha, cha!&- Cha, cha, cha! - zawtórował srebrzysty śmiech obok niego.- Ten Zorro doprawdy jestniezwykły.Co za pomysły ma ten człowiek.Ach, gdybym nie była twoją żoną, sądzę, że zakochałabym sięw nim na zabój.Podobno wszystkie okoliczne senority potraciły dla niego głowy!.- mówiła piękna Anitaz zapałem.A don Carlo uczuł nagle, że w jego sercu wzbiera śmiertelna nienawiść dla jezdzca w masce.Ale na tym nie skończyły się niespodzianki podróży.Przejeżdżali właśnie przez las, gdy doszły go nagle przerazliwe krzyki u skraju drogi.- Na pomoc, na pomoc!.- Co tam znowu? - zapytał don Carlo jednego ze swych oficerów galopujących obok karocy.Nie potrzebował jednak odpowiedzi, gdyż na własne oczy ujrzał dwóch mężczyzn, w mundurachkomisarzy królewskich, zawieszonych na konarach drzew za dolną część ubrania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl