[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Katon biegnąc nią, dostrzegał w mijanych domach wylęknione twarzeludzi obserwujących ich ucieczkę.Mieszkańców Callevy czekały ciężkie czasy,ale na to, niestety, nie mógł nic poradzić.Tak samo jak nie mógł im powiedziećczegoś, co uspokoiłoby ich choć na trochę.Dlatego starał się ignorować tespojrzenia, pędząc przed siebie z Mandraksem u boku ku ostatniej linii obronyprzed Durotrygami.Gdy znajdą się za umocnieniami obozu, będą stawialiwrogowi czoło, póki zdołają, a potem wszyscy polegną.Katon nie potrafił uwierzyć, że z takim spokojem przyjmuje perspektywęrychłej i nieuniknionej śmierci.Wydawało mu się dotąd, że powinien odczuwaćwyłącznie strach.Bał się nawet, że lęk może go sparaliżować do tego stopnia,iż nie zdoła nawet podjąć walki.Ale teraz jego myśli krążyły wokół tylko jednegotematu: co zrobić, by jak najdłużej powstrzymywać Tincommiusai towarzyszących mu Durotrygów?Wąska alejka wyszła na znacznie szerszą ulicę, którą Katon dobrze znał.Tobyła droga łącząca główną bramę grodu z siedzibą króla.Przebiegało niąwłaśnie kilku rekrutów z ich kohorty, więc obaj dołączyli do nich.Kawałek dalejznajdowało się rozwidlenie, którego lewa odnoga prowadziła w kierunkumagazynów.Skręcili w nią i zobaczyli przed sobą tłum wycofujących sięlegionistów oraz Wilków z innych odcinków wału.Niemal wszyscy mieli ze sobąbroń i tarcze.To spostrzeżenie napawało młodego centuriona dumą.Mimoszybkiego odwrotu jego podwładni będą gotowi do obrony ostatniej liniii odparcia wroga, gdy tylko znajdą się na miejscu.Wśród wycofujących się ludzicenturion dostrzegł członków drużyny broniącej bramy. Ktoś widział Macro?  zawołał do nich.Jeden z biegnących odwrócił się, gdypadło to pytanie.Centurion wskazał go palcem. Ty tam! Gdzie Macro? Nie wiem, panie.Gdy go widziałem po raz ostatni, bronił z kilkoma ludzmidostępu do bramy. Zostawiliście go tam? Kazał nam się wycofać!  odparł legionista zagniewanym tonem. Twierdził,że podąży za nami, panie. Rozumiem.Biegnij do magazynu i dołącz do swojego oddziału.Katon spojrzał w dół ulicy prowadzącej do głównej bramy i zobaczył dwiepostacie wyłaniające się zza chaty, około stu kroków od rozwidlenia, na którymstał.Figulus, wyższy i szczuplejszy, wyprzedzał Macro posiadającego o wielemocniej umięśnione, ale też znacznie krótsze nogi, którymi stary centurionprzebierał teraz jak szalony, chcąc dotrzymać tempa podwładnemu.Momentpózniej obaj zatrzymali się obok Katona mocno pochyleni i ciężko zdyszani. Wszystko w porządku?  zapytał Katon.Macro spojrzał w górę, z trudem łapiąc dech.Twarz miał osmaloną, włosyna przedramionach i nogach przypalone.Ich ostry odór wciąż był na tyle wyczuwalny, że młody centurion mimowolnie się skrzywił. Powinieneś widzieć tego drugiego. wycharczał Macro, zaśmiał się i takpotwornie rozkaszlał, że zgięło go wpół.Kiedy w końcu przestał się krztusić,spojrzał na Figulusa. Byłbym zapomniał.Masz naganę, słoneczko.Jeszczeraz nie posłuchasz rozkazu, a.osobiście cię wychłoszczę. Tak, panie.Ja tylko.Zza wrót magazynu dobiegł do nich dziki ryk.Coś było nie tak.Wejście do obozu wypełniał tłum ludzi próbujących wydostaćsię na zewnątrz, ale było to niemożliwe, ponieważ od strony miasta wciąż sporoludzi zmierzało w przeciwnym kierunku.Powstał ogromny ścisk.Ludziewrzeszczeli ze strachu i irytacji.Katon przepchnął się bliżej tego zamieszania. Cisza! Cicho tam!  wrzeszczał.Większość ze znajdujących się obok posłusznie zamilkła. Co się tam dzieje? Niech ktoś złoży prawidłowy raport! Są w środku!  wydarł się ktoś z tyłu. Bękarty dostały się do magazynów!Katon przeniósł wzrok na widoczny w oddali łuk tryumfalny i budynekadministracji oraz magazyny zboża na samym końcu ogrodzonego placu.Na umocnieniach po drugiej stronie roiło się od Durotrygów.Kilka ciałw czerwonych tunikach leżało przy palisadzie, następni legioniści padali właśnie,próbując powstrzymać atakujących.Część pracowników z obsługi magazynówrzuciła już broń i umykała w głąb obozu, próbując oddalić się od tłumurozwrzeszczanych wojowników, którzy runęli na plac apelowy i gnali prostona nielicznych obrońców głównego wejścia. ROZDZIAA TRZYDZIESTY TRZECI Prowadz do legata, jeśli życie ci miłe. Obcy spoglądał groznie na optiona,który stał pomiędzy dwoma innymi legionistami.Strażnicy wyglądali na zaprawionych w boju wiarusów, takim ludziom nawetnajwięksi złoczyńcy w Rzymie zawsze schodzili z drogi.Podoficer także niewydawał się specjalnie przejęty grozbami osobnika w zabłoconej tunice, którydotarł do bram obozu tuż po zapadnięciu zmierzchu.Jedynie patrycjuszowskiakcent obcego wzbudził jego lekki niepokój.Aby go opanować, trzeba byłowydać niemałą fortunę, o ile, rzecz jasna, ten człowiek nie był aktorem. Za kogo ty się uważasz, kolego?  zapytał option. Dla twojej wiadomości  przemówił obcy z pełnym spokojem. Jestem trybunGajusz Kwintyliusz. Nie wyglądasz mi na trybuna. Może dlatego, że gnałem dzień i noc, by tutaj dotrzeć. Z jakiego powodu? Mamy problemy w Callevie. Doprawdy? Tak.Tamtejszy garnizon został zaatakowany, więc przybywam, by prosićlegata o pomoc dla centuriona Macro. Macro? To zupełnie inna rozmowa.Jeśli Macro ma kłopoty, możesz wejść.Option obrócił się do jednego z wartowników. Odprowadz go do kwaterygłównej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl