[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała ponad jego ramieniem, przytulając się do niego, podczas gdy jej wzrok znów zapuścił się w mroki pomiędzy drzewa.Teraz rozmawiali wyłącznie z Tisamonem.Ich głos był zaledwie szmerem i nie mogła już rozróżnić słów.Ale nawet teraz nie widziała ich wyraźnie.Zmieniali się w jej oczach, stapiali w jedność z drzewami i sobą wzajemnie.Chedrżała, ponieważ wszystkie prócz jednej części jej jaźni domagały się, by odwróciła głowę.Zmuszała się jednak do patrzenia, a wątłe ramiona Achaeosa obejmowały ją kojąco.Ciało ciemca było prawie jej tarczą.Zmuszała swoje oczy, aż w końcu ujrzały, prawdziwie ujrzały, jak odrażająca jest istota Datakyonu.Okrutnie masakrowane cienie rozpięte na kole tortur historii nie przejmowały się dolą żyjących ziomków, ale spojrzenia ich fasetowych oczu smagały ją niczym uderzenia bata.I natychmiast poczuła się tak, jakby patrzyła w samą rozdartą i wiszącą w powietrzu niczym dym lub pajęczyna duszę luduTisamona.Byli wysocy, dumni i nieczuli – a także smutni i zagubieni.–Kto im to zrobił? – zapytała szeptem, bo wyczuwała w ich ułomności nieskończonyból równy ich nieskończonej mocy.–Wy – odpowiedział Achaeos cichym i bardzo poważnym głosem.– Wy, a potem my.Nie dodał już niczego więcej.Trzydzieści czteryOsopodobni przybyli pod Helleron.W pierwszej chwili Stenwold pomyślał, że miasto jest już oblegane, ponieważ od wschodu widzieli tylko ich namioty, czarno-złote sztandary i pancerne samojazdy, a w powietrzu ponad nim unosił się bezgłośnie niczym duch na chwytających wiatr skrzydłach ortopter w barwach Imperium.Zbliżali się ostrożnie, zataczając krąg od południa.I dopiero stamtąd zobaczyli, że sprawy mają się jednak inaczej.Obok Helleronu, ale poza jego murami, rozciągał się na znacznej przestrzeni obóz osowców – dla ludzi i na zapasy, o których istnieniu Stenwold już wiedział, ale miasto jakby nigdy nic zajmowało się swoimi interesami.Wyjeżdżały z niego obładowane wszelkimi dobrami karawany, a drogi pełne były ludzi.Odwieczny kołowrót wyjazdów i przyjazdów, który był źródłem hellerońskich bogactw, nie ustawał.Na targach i placach, gdzie handlowano niewolnikami, jak przedtem gromadzili się gapie i nikt się nie przejmował tym, że pod pozbawionym murów obronnych miastem stacjonują dwa tysiące żołnierzy nieprzyjaciela.–Poddali się – stwierdził Achaeos z goryczą.– Gdy tylko zjawiła się tu armia os, złożyli broń.–Nie sądzę – odparł Stenwold.– To nie wygląda na podbite miasto.Popatrz, ludzie wchodzą i wychodzą, jak chcą, nie ma żadnych wartowników czy straży.Helleron się nie zmienił.–Tysiąc os nie przylazło tu podziwiać widoków albo przedstawień teatralnych –mruknęła Tynisa.–Odpowiedzi znajdziemy wewnątrz – podjął decyzję Stenwold.– Musimy się spotkaćze Scutem.Ponowne wejście do miasta wywarło na wszystkich dziwne wrażenie, ponieważ rozbudziło wspomnienia.Totho z Tynisą przywoływali w pamięci ucieczkę i walki, Che -zdradę i pojmanie.Tisamon przypomniał sobie niezliczone walki, jakie stoczył tu jako najemnik przez te wszystkie lata nic nieznaczących popisów zręczności.Achaeos zaś naciągnął kaptur na twarz i schował dłonie.W Helleronie żyło bardzo niewielu ćmopodobnych – a wszystkich otaczały powszechna niechęć i pogarda.W tłumie były też nieliczne osy.Poza rozmowami z przechodniami i kupcami nierobiły niczego godnego nagany.Spacerowały w uniformach i zbrojach, w sklepach z orężem ocierały się o mrówce, które łypały na nie spod oka.Oficerowie z intendentury kupowali żywność i przedmioty codziennego użytku dla swoich żołnierzy, a mechanicy dyskutowali z zajmującymi się kowalstwem żukowcami o jakości swojej broni.Nikt nie rzucił nawet jednego spojrzenia na wjeżdżającą do miasta małą kawalkadę.Wszystko wyglądało osobliwie nierealnie.Stenwold znalazł stajnię, gdzie za bandycką cenę, jakiej zgodnie z najlepszą hellerońską tradycją zażądał właściciel, schowali konie, a potem wszyscy ruszyli do dzielnicy biedaków, gdzie mieszkał Scuto.–Tak samo jak wy niczego nie rozumiem – stwierdził cierniec.Siedział na ławie w swojej mocno zatłoczonej teraz pracowni, gdzie oprócz Stenwolda i jego towarzyszy przebywała też grupka miejscowych agentów Scuta, wyjątkowo opryskliwych i podejrzanie wyglądających osobników: byli tu żukowce, muchopodobni i mrówce, elegancki pająk w pięknych jedwabiach i nawet jakiś skorpioniec, któremu lewą dłoń zastępował solidny metalowy hak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl