[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amy odwróciła głowę, chcąc ukryć łzy w oczach.RL  Jakie to ma znaczenie?  spytała z goryczą. Sir Robert i tak nieczyta listów sam, ma od tego klerka.Widząc, że nic więcej nie wskóra, lady Robsart sięgnęła po papier i gę-sie pióro, usadowiła się przy stole i zamarła wyczekująco. Milordzie  zaczęła dyktować Amy drżącym głosem.Macocha za-protestowała. Nie możesz tak się do niego zwracać.Utracił tytuł lorda, kiedyoskarżono go o zdradę, i dotąd go nie odzyskał. Ja mogę tak do niego mówić!  zakrzyknęła z pasją Amy. Byłlordem, kiedy mnie prosił o rękę, i dla mnie zawsze nim pozostanie bezwzględu na to, co twierdzą ludzie.Starsza niewiasta uniosła z dezaprobatą brwi, jak gdyby chciała powie-dzieć, że był nikim, kiedy wżenił się w jej rodzinę, i pozostał nikim po dziśdzień, zmilczała jednak.Nie mówiąc nic więcej, skrupulatnie przelewałana papier słowa Amy, od czasu do czasu robiąc przerwę, aby inkaust mógłwyschnąć.Milordzie!Wciąż nie wiem, gdzie chciałbyś mnie widzieć.Czy mam pozostać wdomu rodzinnym, czy raczej dołączyć do Ciebie w Londynie.Amy dyktowała treść listu głosem cienkim jak u małej dziewczynki.Cały dzień Elżbieta siedziała jak na szpilkach.Raz po raz posyłała któ-rąś ze swych dam dworu, aby sprawdziła, czy jej kuzynka przypadkiem nieweszła już do wielkiej sali, a kiedy okazywało się, że nie, natychmiast ka-zała jakiemuś pachołkowi wybiec na dziedziniec i stać na mrozie tak dłu-go, jak się da, wypatrując orszaku gościa.Chciała zobaczyć Katarzynę wswojej komnacie, gdy tylko ta znajdzie się w pałacu.W młodości wieleczasu spędzała razem z córką swej ciotki, Marii Stafford z domu Boleyn.Połączyła je dziewczyńska przyjazń w okresie, kiedy wciąż wahały się losyksiężniczki, mimo że Katarzyna była o dziewięć lat starsza od Elżbiety.Należała do kręgu młodych dworek, często towarzyszących królewskimdzieciom przebywającym w Hatfieldzie i tworzących swego rodzaju odbi-cie dworu w Londynie.Pomimo różnicy wieku okazały się pokrewnymiRL duszami.Z początku tylko bawiły się wspólnie, lecz pózniej zaczęły takżedzielić sekrety.Doskonale czuły się w swojej obecności.Katarzyna byładobrze wyedukowaną panną i zatwardziałą protestantką, co budziło podziwmłodziutkiej księżniczki, mającej o wiele więcej do stracenia i od najmłod-szych lat kierującej się wyrachowaniem, nie zaś emocjami.Elżbieta wiedziała, że Katarzyna towarzyszyła jej matce, Annie Boleyn,w ostatnich ciężkich dniach w Tower, i że od tamtej pory nosi w sercuprzekonanie o niewinności zdetronizowanej i ściętej królowej.Jej szeptanezapewnienia, że Anna Boleyn nie była anHadacznicą, ani czarownicą, tyl-ko ofiarą dworskiego spisku, znajdowały podatny grunt w umyśle dziew-czynki, której dzieciństwo upłynęło pod znakiem oskarżeń rzucanych na jejrodzicielkę i na nią.W dniu, w którym Katarzyna wraz z rodziną udała sięna dobrowolne wygnanie, czując, że grozi im zbyt wielkie niebezpieczeń-stwo ze strony fanatycznie katolickiej królowej Marii, Elżbieta po razpierwszy zrozumiała, co znaczy złamane serce. Przestań jej tak wypatrywać  poprosił Robert, znalazłszy królowąprzechadzającą się nerwowo od jednego okna do drugiego i na przemiansplatającą i rozplatającą palce. Na pewno lada moment się zjawi. Wiem.Ale wczoraj mówiłeś to samo i nie przyjechała.Teraz więcmartwię się, że zobaczę ją najwcześniej jutro. Trakty są rozmiękłe i trudno przejezdne, więc nie ma się co dziwićopóznieniu.Wszystko jednak wskazuje na to, że dotrą do pałacu jeszczedziś przed zmrokiem.Elżbieta od dłuższej chwili skręcała w palcach frędzel kotary przyoknie, nie zdając sobie sprawy z tego, że stara materia rozpada się pod jejdotykiem.Dudley wyciągnął rękę i delikatnie oswobodził maltretowanykutasik, po czym ujął dłoń Elżbiety.W komnacie dało się słyszeć świst,kiedy wszyscy obecni wciągnęli gwałtownie powietrze w płuca na tę ozna-kę poufałości z jego strony.Rozpleść palce królowej i ująć jej dłoń bez wy-raznego pozwolenia, a nawet lekko nią potrząsnąć  coś takiego nie mie-ściło się wprost w głowie!RL  Uspokój się  szepnął Robert. Katarzyna przybędzie jak amen wpacierzu.Jeśli nie dziś, to jutro.Możemy wyjechać jej naprzeciw  za-proponował nagle.Potoczyła wzrokiem po sinoburym nieboskłonie, na którym już zapadałwczesny zimowy zmrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl