[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ale podział globu na trzysta sześćdziesiąt południków towynalazek współczesny, czyż nie?- Przeciwnie, generale, tę liczbę można odnaleźć w Egipciei w Babilonie.Starożytni uznali liczbę trzysta sześćdziesiąt zaliczbę dni w roku.- Ale rok ma trzysta sześćdziesiąt pięć dób - sprzeciwiłemsię.-1 jeszcze coś ponad ćwierć doby.- Kiedy to odkryli Egipcjanie, dodali te pięć dni - stwierdziłJomard - tak jak w naszym rewolucyjnym kalendarzu dodajesię wolne pięć dni do naszych trzydziestu sześciudziewięciodniowych tygodni.Uważam, że budowniczowie tejpiramidy znali kształt i rozmiary naszej planety i zamknęli je wtej budowli, żeby nie przepadły w pomroce dziejów, gdyby wprzyszłości nauka cofnęła się w rozwoju.Być możeprzewidzieli nadejście średniowiecza?- Ale po co mieliby to robić? - zapytał z niecierpliwością wgłosie Napoleon.Jomard wzruszył ramionami.-Może po to, by ponownie edukować rodzaj ludzki.Możepo prostu jako świadectwo tego, że wiedzieli.Wznosimypomniki Bogu albo dla upamiętnienia zwycięstw militarnych.Może oni postanowili zbudować pomnik matematyce inaukom?Wydało mi się nieprawdopodobne, żeby ludzie żyjący takdawno wiedzieli tak wiele, a jednak w piramidzie było cośfundamentalnie prawidłowego, jakby postawio-336no ją jako świadectwo fundamentalnych prawd.Franklinwspominał, że podobna prawidłowość była w wymiarachgreckich świątyń; pamiętałem też, że Jomard wiązał wszystkoz tym dziwnym ciągiem liczbowym Fibonaccie-go.Ponownieprzyszło mi na myśl, że może te arytmetyczne zabawy mającoś wspólnego z moim medalionem.Ale od matematykizawsze mąciło mi się w głowie.- A co myśli nasz amerykański przyjaciel - zwrócił się domnie Napoleon.- Co na to wszystko Nowy Świat?- Amerykanie uważają, że wszystko należy robić w jakimścelu - powiedziałem, udając większego mędrca, niż byłem.-Jak sam powiedziałeś, generale, jesteśmy praktyczni.Jakiemupraktycznemu celowi miałby służyć taki monument? MożeMonsieur Jomard ma rację i to jest nie tylko grobowiec?Moja fanfaronada nie zwiodia Napoleona.-Cóż.- odparł, wskazując na wierzchołek - nie da sięzaprzeczyć, że jej budowniczowie nie wznieśli się wyżej niżreszta ludzkości.- Wszyscy roześmiali się usłużnie.- Idziemy.Chciałbym zajrzeć do środka.Podczas gdy reszta grupy zajęła się rozbijaniem nie-wielkiego biwaku, kilku z nas weszło w głąb mrocznegootworu w północnej ścianie piramidy.Był tam wapienny portalznaczący oryginalne wejście zrobione jeszcze przezstarożytnych budowniczych.Wejście to, jak nam objaśniłJomard, zostało odsłonięte, dopiero gdy muzułmanie zaczęlibrać stąd kamienie do budowy swoich kairskich pałaców; wstarożytności było zasłonięte zmyślnie zawieszoną kamiennąpłytą.Zanim je więc odkryto, nikt dokładnie nie wiedział,gdzie go szukać.W średniowieczu Arabowie próbowalisplądrować piramidę, wybijając własne wejście.W 820 rokukalif Al-Mamun, znający zapiski historyków świadczące o tym,że wejście było od północy, rozkazał grupie kamieniarzy iinżynierów przebić tunel do wnętrza337piramidy, w nadziei że trafi na którąś ze sztolni lub korytarzy.Przypadek zrządził, że zaczęli poniżej oryginalnego wejścia itak natknięto się na drzwi.My weszliśmy przez ten właśnieotwór.Choć Arabowie nie mieli żadnych domysłów dotyczącychrozmieszczenia wejścia, kopacze dość szybko natknęli się nawąską sztolnię wewnątrz zbudowanej przez Egipcjan piramidy.Wysoka z grubsza na metr dwadzieścia, opadała odoryginalnego wejścia pod kątem, który Jomard ocenił nadwadzieścia trzy stopnie.Wspinając się, Arabowie dotarli dooryginalnego wejścia i drugą sztolnię wznoszącą się w głąbpiramidy pod tym samym kątem co pierwsza.O tej wiodącej wgórę kroniki milczały, była też zamknięta granitowymiblokami, przez które nie mogły się przegryźć arabskie dłuta.Al-Mamun, który zaczął podejrzewać, że odnalazł drogę doskarbca, rozkazał swoim ludziom przebić obejścia wokół tychtwardych „korków" poprzez otaczające je i bardziej miękkiewapienie.Była to ciężka praca, w upale i ciemnościach.Zapierwszym blokiem z granitu znaleziono drugi, a potem trzeci.Po wielkim wysiłku przebito się na powrót do wiodącej w góręsztolni tylko po to, żeby się przekonać, że została zasypanawapiennym gruzem.Zawzięci kopacze kontynuowali pracę.Wkońcu przebili się i znaleźli.- Nic - stwierdził Jomard.- Chociaż nie.Znaleźli coś,co zobaczycie dzisiaj.Pod przewodnictwem geografa pokonaliśmy tę archi-tektoniczną plątaninę wejść i korytarzy, po czym się za-trzymaliśmy, żeby zajrzeć do opadającego w dół korytarza, naktóry natknęli się arabscy kamieniarze.Jego czerń byłaabsolutna i wszechogarniająca.- Dlaczego tu jest pochylnia, a nie ma stopni? - zapytałNapoleon.- Może chodzi o to, żeby przedmioty można było zsuwać -odpowiedział Jomard.- Albo to wcale nie jest wej-338ście i służyło innym celom.mógł to być tubus teleskopuwymierzonego w konkretną gwiazdę.- Największy monument na świecie - stwierdził Napoleon.- A my nic nie możemy pojąć.Jest coś, co namumyka.Korzystając ze światła pochodni niesionych przez miej-scowych przewodników, ostrożnie zeszliśmy około stu metróww dół - wszyscy mozolnie poruszali się bokiem.W pewnejchwili spojenia pomiędzy blokami znikły - sztolnia zagłębiłasię w lite skalne podłoże.Schodząc dalej, trafiliśmy w końcuna podobną do pieczary komnatę o dość nierównym podłożu.Wyglądała na niedokończoną.- Jak widzicie, ta sztolnia prowadzi donikąd - powiedziałJomard.- Nie znaleźliśmy niczego ciekawego.- To co my tu robimy? - zapytał Napoleon.- Nie sądzisz, generale, że ten brak oczywistego celu jestintrygujący? Po co tu kopali? Ale proszę poczekać.jest coślepszego.Wróćmy na górę.Co też uczyniliśmy spoceni i zmęczeni.Nasze ubraniapokrywał kurz i odchody nietoperzy.Powietrze wewnątrzpiramidy było parne, gorące i pachniało stęchlizną.Wróciwszy do miejsca, gdzie arabski tunel łączył się zpochylnią, ruszyliśmy w górę sztolnią, którą z takim mozołemopróżniali ludzie Al-Mamuna.Wznosiła się pod tym samymkątem, jak pierwotna opadała, i też była zbyt niska, żeby się wniej wyprostować.Brakowało stopni i wchodzenie stwarzałospore trudności.Po przejściu sześćdziesięciu metrów spoceni izdyszani stanęliśmy w miejscu, gdzie znów łączyły się dwiesztolnie.Przed nami było poziome przejście do sporej, niczymszczególnym się nie wyróżniającej komnaty o sklepionymsuficie, którą Arabowie nazwali Salą Królowej, choć nigdy niepochowano tu żadnej władczyni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl