[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziałam w fotelu.Przede mną leżały orzeszki.Bujając się, zbierałam myśli.Wydarzenia nabrały niebywałego tempa.Usiłowałam zrozumieć, co się dzieje.Co się dzieje wokół mnie i co się dzieje ze mną samą? Wciąż nie potrafiłamzłapać czegoś ulotnego.Jedno było pewne: dobrze się czułam.Byłam wzruszonai z niecierpliwością oczekiwałam, co będzie dalej.Wiedziałam, że przeżyłam taki wieczór tylko dlatego, że nie uciekałam.Czy to, co się wydarzyło i co poczułam, jest prawdziwe? Nic nie wymyślę.Na stoliku leżał  Alchemik", którego czytałam już drugi raz.Co mnie w nimnajbardziej poruszyło? Przecież właśnie to.Otwieranie drogi do serca.Wzięłamksiążkę do ręki, chwilę szukałam, znalazłam.Ten pisarz w to wierzy, dlaczegonie miałabym i ja. W tej chwili, gdy spojrzał w jej ciemne oczy i na usta, które wahały się międzyuśmiechem a milczeniem, pojął najistotniejszą mądrość Języka, którym mówiłwszechświat, i to, że wszystkie istoty ziemskie były zdolne go pojąć własnymsercem.Miłość była starsza od samych ludzi, a nawet od piasków pustyni, ipowracała odwiecznie z tą samą siłą wszędzie tam, gdzie krzyżowały się dwaspojrzenia (.)Był to najczystszy Język Wszechświata, bez cienia komentarza, bowszechświat na swej drodze do nieskończoności nie potrzebował żadnychwyjaśnień.W tej chwili liczyło się jedynie to, że oto stoi przed kobietą swegożycia i ona wie o tym bez słów.(.) Nawet jeśli jego rodzice i rodzice jegorodziców powtarzali uparcie, że należy najpierw oświadczyć się, zaręczyć,poznać się nawzajem (.) Ten, kto tak mówił, nie poznał nigdy JęzykaWszechświata, bo kiedy się go poczuje całym sobą, łatwo zrozumieć, że zawszena świecie ktoś na kogoś czeka, czy to na dalekiej pustyni, czy to w sercugwarnego miasta.Igdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i spotkają sięich spojrzenia, to wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość.Liczy się tylko tachwila i owa niewiarygodna pewność, że wszystko pod niebieskim sklepieniemzostało zapisane jedną Ręką.Ręką, która obdarza miłością i stwarza bliskąduszę dla każdego śmiertelnika, który w słonecznym świetle krząta sięniestrudzenie, wypoczywa i szuka swego skarbu.Bo jeśliby tak nie było, tomarzenia całego ludzkiego rodzaju nie miałyby najmniejszego sensu.*Wczoraj w nocy siedziałam i płakałam, ale zupełnie innymi łzami.Wczorajbyły to łzy lęku i tęsknoty, dziś - nadziei.Postanowiłam jedno: nie walczyć.Wiedziałam, że jest to wyzwanie.Pozwolićsercu na to, czego pragnie, bez względu na okoliczności.Czy mam na to dośćsiły?Przypomniałam sobie oczy Mikołaja, widziałam w nich to, czego szukam.Ocknęłam się o piątej rano.Dalej siedziałam w bujaczku w płaszczu i w butach.Za oknami sypał śnieg.Znów zobaczyłam stalowoszare błyszczące oczy.Ciąglepojawiają się w snach i na jawie.Jak długo jeszcze?To stało się tydzień przed świętami, gdy zaczął się mój długo oczekiwany urlop.Nareszcie udało mi się na chwilę wyrwać z ubezpieczeniowej karuzeli.Pojechałam odwiedzić znajomych w Tczewie.Kiedy wracałam, zapadał jużzmrok, a widoczność dodatkowo ograniczał padający śnieg.Gęsta ścianawielkich płat-* Paulo Coelho,  Alchemik", Drzewo Babel 2003. ków pędzących w moim kierunku.Nie jechałam szybko.Było ślisko.Jechałamnapięta i czujna.Moja czujność wyostrzona była na czerwone światła pozycyjne samochodu,który może pojawić się przede mną i na białe światła reflektorów pojazdówjadących z przeciwka.Nie przewidziałam dwóch stalowoszarych punktów, którenieoczekiwanie rozjarzyły się przede mną.Zaskoczona zareagowałam zopóznieniem, zbyt gwałtownie.Nacisnęłam pedał hamulca i klakson.Hondastraciła przyczepność i szybko zbliżała się do śnieżnobiałego dużego psa.Patrzyłam w jego jarzące się oczy, patrzyłam do samego końca.Stał nieruchomo, błagałam go w myślach, żeby się ruszył, ale on stał.Uderzeniebyło miękkie.Bezszelestnie przesunął się po masce, po przedniej szybie i zniknąłw ciemnościach.Auto straciło stabilność.Pozostało mi tylko obserwowanie tego,co się dzieje.Zanim pojazd znieruchomiał, zrobił dwa albo trzy obroty na szosie.Siedziałam sparaliżowana.Nie wiem, jak długo.Z odrętwienia wyrwał mnieryk klaksonu.Coś przemknęło po mojej prawej stronie.Instynktownieuświadomiłam sobie, że stoję na przeciwnym pasie ruchu.W każdej chwili ktośmógł nadjechać i wpaść na mnie.Uruchomiłam silnik, wróciłam na swój pas iruszyłam przed siebie.Przejechałam kilkadziesiąt metrów, kiedy poczułam drżenie całego ciała.Nawłasnej skórze odczułam, co to znaczy oblać się zimnym potem.Zauważyłamprzystanek autobusowy.Zjechałam w zatokę i zatrzymałam samochód.Przez długą chwilę siedziałam nieruchomo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl