[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksiądz na powitanie pospieszył.Wojewoda milcząc pocałował go w ramię,wedle zwyczaj, i kilka słów niewyraznych szepnął.Pisarz czekał zrazu aby gozagadnął, ale na niego wcale nie zwracał uwagi, jakby na nieznajomego.Zmieniło to nagle usposobienie wrażliwego niezmiernie Pisarza, który począłsię burzyć wewnątrz. Cóż pan brat,  wybuchnął  nawet mnie widzieć nie raczy?Wojewoda z wolna zwrócił głowę i na znak powitania schylił ją. Zapowiedziałeś mi Waszmość, że tu noga jego nie postanie, i że znać mnienie chcesz. Jestem w przejezdzie, i nie na zamku ale u proboszcza, słowa więcdotrzymuję. Ja takoż  rzekł wojewoda i zwrócił się.Położenie było przykre.Szczęściem dla Pisarza, prawnik mu jakiś przed parutygodniami szepnął, że pan wojewoda mógł ci wprawdzie wydziedziczyć syna zojcowizny, ale z macierzystego posagu winien był zdać mu rachunek i zwrócićgo.Miał więc asumpt pan Pisarz do rozmowy. Bardzom rad, że się tu z panem wojewodą, (nie powiedział już z bratem)spotykamy, oszczędzić to może jurgieltu dla rzecznika.Wyrzekłeś się WMośćsyna, aleć mu przecie macierzysty dział słusznie należy i tego mu odjąć niemożesz. Zapisaliśmy się na przeżycie  odparł chłodno wojewoda  możecie waktach popatrzeć.Nie ma po matce nic.Tym usta zamknął Pisarzowi, który mruknął: Nie wiedziałem o tym.A po chwili dodał. Czy zapisy były ważne, da się widzieć, boć panowie Górkowie nie opuszcząsieroty.Wojewoda nic nie rzekł.Siedzieli tak oba nie patrząc na siebie.Na twarzy żałobnego męża znać byłojakby walczył z sobą: purpurą się okryła, nabrzmiały żyły, usta drżały, leczwprędce owładnął sobą.i zamilkł. Miły Boże  półgłosem począł Pisarz  gdyby z grobu wstali rodzice nasi,co tu leżą pod kościelnym sklepieniem, a ujrzeli nas obu siedzących tak, niby nieprzyjaciół, mierzących się oczyma, cedzących ostre słowa  co by rzekli, iczyby się, widząc to, na powrót do trumien nie pokładli? Gdyby wstali a spytali  po namyśle odezwał się wojewoda  z czyjego sięto stało powodu? Kto ojców wiarę porzucił, kto węzły rodzinne zerwał, kto buntpodniósł i wyłamał się z winnego posłuszeństwa, kto buntownikowi dał opiekę?zaiste, zakrywszy oczy aby go nie widzieć, woleliby znowu umrzeć niż patrzećna zdrajców. Ostre słowo, mości wojewodo  zawołał Pisarz. Za grobem inaczej ludzisądzą.Musieliby spytać też: kto zamiast być miłosiernym ojcem i sędziąsprawiedliwym, był popędliwym katem; kto umierającą matkę dziecka pozbawiłi ostatnie jej chwile zatruł? Kto ją do grobu sercem żelaznym popchnął? Niejestem ja bez grzechu, ale nie pochlebiajcie i wy sobie, abyście niewinnymistanęli na sąd Boży. Nie pozywajcie mnie nań  odparł chmurno wojewoda,  pójdziemy nańwszyscy, zdać sprawę.Niech Bóg nas sądzi.W głosach obu czuć było burzę.Ksiądz przerażony stał w pośrodku, zwracającsię koleją ku jednemu i drugiemu a błagać się ich zdając oczyma, aby gniewomwybuchnąć nie dali.Wojewoda poruszył się na krześle, ocierając pot z czoła,jakoby już wyjść chciał; potem znać myśl ta, że uchodząc posądzonym byćmoże o lękliwość, wstrzymała go.Oba zresztą, dla tej samej przyczyny, placuopuścić nie chcieli.Pisarz tylko gwałtowniej czując i miejsca zagrzać nie mogącnigdy, odsunął krzesło zaczynając się przechadzać w ciasnej przestrzeni, jakamu pozostawała, aby się o brata nie ocierał.Milczał ponuro wojewoda. Będziesz miał tę pociechę  odezwał się wysapawszy nieco Pisarz  iż sięjeszcze doczekasz tego, że syna do grobu wpędzisz.Biedne chłopczyskozmieniło się, wymizerowało, męczy się i młodości w nim już nie znać.Patrzęnań jak usycha.Nie odpowiedział zrazu wojewoda, potem cicho, ale z siłą wielką rzekł głośno. Nie mam syna!. Nie potrzebowałeś mi WMość tego mówić  zawołał Pisarz  wiemyć otym wszyscy.Nie masz go, boś nie wart był mieć dziecięcia, dla którego miłościnie miałeś nigdy. Panie Pisarzu  przerwał wojewoda  pragniesz widzę bym jak najprędzejstąd wyszedł, bo mi zadajesz chłostę, którą byś od dawna innego do wybuchupobudził.Cierpliwości jest miara. Toteż i mnie się jej przebrało,  odezwał się Pisarz. Dobrze waści, paniewojewodo, coś zawsze był zimnym i wszelkiego uczucia pozbawionym a osobieś tylko myślał, dobrze waści znosić, bo z jego temperamentem nic niekosztuje, ale we mnie krew nie woda.Wojewoda ruszył się i siadł jeszcze.Nie odpowiadając na to co brat mruczał,zwrócił się ku księdzu. Przyszedłem u was, mój ojcze, zwykłe nabożeństwo zamówić za duszęnieboszczki.  Słusznie,  rzekł Pisarz  boś tę duszę świętą, na tamten świat wyprawił, inie wam się za nią modlić, ale by jej prosić należało, aby ona was wsparła ioświecenie wyprosiła. Panie Pisarzu,  zagrzmiał podnosząc głos wojewoda,  nadużywaciegościnności proboszcza. Na rany Chrystusowe  przerwał ksiądz stając między groznie patrzącymina się braćmi  miarkujcież się panowie.Czy się to godzi, panie Pisarzu!Pisarz buchnął: Bóg widzi, serce mi się otwierało gdy wchodził, byłem gotów cale go inaczejpowitać; ale któż wytrzyma z nim, kto z nim wytrzyma? Wszak się znać nie mieliśmy,  odparł z równą gwałtownością wojewoda. Kto zaczął pierwszy? Kto rzucił zarzewie?Nastąpiło milczenie, Pisarz czapkę, którą trzymał w rękach, z gniewu o ziemięcisnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl