[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odebrał albowiem or-dynans zawiezć będącego już w Kadyks konsula francuskiego doSmyrny; że zaś czas tej podróży był przepisany, nie mógł nawet doMarsylii wyboczyć, żeby mnie tam wysadził.149 Ignacy KrasickiPożegnanie nasze wielce było smutne, ile żem przewidzieć niemógł, kiedybyśmy się znowu zobaczyć mogli.Rozstanie to bolesneprzywiodło mnie do prowadzenia przez kilka czasów pustelniczegoprawie życia.Nikomu nie znajomy, nie chciałem się z nikim poznać,lubo sposobność miałem do tego mieszkając w najprzedniejszejausterii miasta.Chodziłem do stołu, gdzie tak cudzoziemcy, jakoi domowi jadali razem, a tymczasem weksle wszystkie posłałemdo Paryża i za radą margrabiego złożyłem u jednego z najsław-niejszych bankierów.Chcąc zaś za przybyciem do Paryża długiuspokoić, zmyśliłem sobie nazwisko barona de Graumsdorff, żebydowiedziawszy się o dojściu wekslów pod pierwszym imieniem nieprzyaresztowali je w niebytności mojej.Mimo zbawienne przestrogi mojego przyjaciela nie mogłem sięw tym przezwyciężyć, żebym nie powstawał w konwersacji prze-ciw zdrożnościom narodów europejskich,, nie zgadzających sięw niczym z ową cnotliwą prostotą Nipuanów.Słuchali tych powieściz większym jeszcze zadziwieniem niż ciekawością stołownicy.Sposóbodzieży mojej zarywającej nieco mody nipuańskiej, ukłony tylkood ręki, bez zdjęcia kapelusza, szczerość zbyt otwarta, wszystko to,jakem uważał, zbyt wielką czyniło impresją w tych, którzy mnie słu-chali.Gdym zaś o Amerykanach mówił i rozwodził się szeroce nadokrucieństwem przełożonych, szły im w niesmak dyskursa moje.Jużem trzeci tydzień mieszkania mojego w tym mieście kończył,gdy powracając z wieczornej przechadzki, w bramie otoczyli mnieżołnierze; gwałtem broń z ręku wydarłszy wsadzili mnie w krytąkolaskę i nocą zaprowadzili do zamku nad morzem, o mil kilka odmiasta.Siedziałem tam z wielką niewygodą blisko dwóch miesięcy,nie mogąc do nikogo słowa przemówić.Ten, który mi jeść raz nadzień przynosił, postać miał jakby umyślnie dla strażnika katuszysporządzoną.Wszystkie pytania moje zbywał milczeniem i jedynesłowo, które co dzień z ust jego wychodziło, było przy zamykaniudrzwi na noc : adios.150 Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki - Księga trzeciaPo wyszłych kilku niedzielach wzięto mnie z wielkim.milcze-niem z tego miejsca, wsadzono w powóz podobny pierwszemu i tymsposobem po kilku dni nocnej zawżdy podróży przyjechałem domiasta wielkiego, o którym dowiedziałem się potem, że była Sewi-lia.Do lepszego i wygodniejszego niż przedtem wsadzony byłemwięzienia; strażnik, stary, wyschły, wysoki, ponury, nawet mi adiosnie powiedział i dość mizernie, najwięcej cebulą, częstowany, bezksiążek, pióra, papieru i kałamarza przesiedziałem miesięcy czteryw izbie, której szczupłe okienko wyżej było nierównie od mojej gło-wy; a choćby i przez nie patrzeć można było, nic bym nie obaczył,mur był albowiem gruby na kilka łokci, a okno nie miało obszerno-ści i na pół, a dwie z sztab żelaznych kraty ledwo pozwalały wkradaćsię jakiejżkolwiek jasności.Jużem rozumiał, że zapomniany od całego świata, resztę dnimoich nieszczęśliwych w tej ciężkiej niewoli skończę, gdy dniajednego strażnik nic nie mówiąc wziął mnie za rękę, a prowadzącprzez wiele długich, ciasnych i ciemnych korytarzów przywiódł doizby dość sporej, którą jedne tylko okno kratą obwiedzione niewieleoświecało.Mury były obnażone i razem z sklepieniem tak zaczer-niałe, jakby je dym pochodni lub ogniska przykopcił; na środku stałstół czarnym suknem okryty, przy jednym rogu krzesło skórzanez poręczami, zydle drewniane wokoło, a na stole krucyfiks.151 Ignacy KrasickiROZDZIAA DZIESITYZostawiony sam w tym okropnym miejscu, czekałem z bojazniądalszych wyroków losu.Wtem drzwi się otworzyły z trzaskiemi wszedł w czarnym płaszczu człowiek jeszcze wyższy, jeszcze such-szy, jeszcze bledszy od mego strażnika; za nim, także w czarnychpłaszczach, szło czterech; na końcu musiał iść pisarz, miał bowiemu pasa wiszący kałamarz i w ręku papiery.Zasiedli miejsca około stołu, a najpierwszy, który na krześleusiadł, kazał mi się przybliżyć, klęknąć, oczy spuścić, rękę podnieść.Uczyniłem, co kazał: dyktował za tym formularz przysięgi, jakowiernie, szczerze, dokładnie, dostatecznie, należycie i przyzwoicieodpowiedać będę na zadawane mi pytania.Było ich bardzo wiele.Najpierwsze: z którego kraju jestem i jaksię zowię? Chcąc rzetelną prawdę powiedzieć przyznałem się, żemzmyślone nazwisko nosił, moje zaś prawdziwe Doświadczyński.Nieprzyzwyczajony do naszych nazwisk pisarz za piątym aż razem wpi-sał i w akta ingrosować potrafił moje przezwisko, i to jeszcze musia-łem je sylabami dyktować.Insze pytania ściągały się do wszystkichspraw życia mojego, a gdy przyszło do dyskursów u stołu w austeriimiasta Kadyks powtarzanych, uważałem, iż sędziowie powiększaliatencją i najdokładniejszą chcieli mieć informacją.Gdy przyszło czynić wzmiankę o mojej wyspie, zacząłem sze-roce opisywać obyczaje, rząd, sposób życia, myślenia obywatelówNipu; ich przymioty, ich cnoty zacząłem wysławiać opłakującnieszczęście moje, żem się od tak zbawiennego towarzystwa od-dalił.Zrazu słuchali mnie pilnie, a gdym był prawie na połowienajżywszego opisu, ów poważny sędzia, zapomniawszy wspa-niałoponurej reprezentacji swojej, wielkim głosem tak się śmiać152 Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki - Księga trzeciapoczął, iż ledwo z krzesła nie zleciał; dopomogli mu szczerzejego asesorowie; jam oniemiał.Wtem jeden, wstawszy z miejsca swego i ledwo mogąc iść odśmiechu, wziął mnie za rękę, wypchnął z izby i drzwi za sobą za-mknął.Jeszcze więcej jak przez pół godziny trwał ten śmiech dlamnie niepojęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl