[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc jeżeli wy niejesteście przeciwni pożyczeniu, ja duszą i sercem sprzyjam projektowi wydaniapodkomorzanki.Ale, kochany sąsiedzie, tu trzeba go zażyć z mańki, niepowinien się ani domyślać, że wy sobie tego życzycie.Trzeba to tak zrobić,abyście się mogli podrożyć.Godność podkomorska w powiecie przeciepierwsza.Nie jest posessionatus i wdowiec, więc tu, tu, panie, trzeba się górąnosić.- Oczywiście - rzekł podkomorzy ściskając go - to jest rada przyjacielska irozumna.Jednakże ani bardzo zrażać, ani do zbytku zwlekać nie chcę.Dziewczyna mi schnie, moja żona z nią koty drze.Z tego to wynika, że ladapisarz prowentowy, lada kto może ją zbałamucić i świśnie mi z domu, i będziedespekt.Już wolę tego niż innego.Periculum in mora, do trzydziestki się zbliża- szepnął cicho podkomorzy.- Jest racja, jest racja - odarł podstoli - z tymi dziewczętami utrapienie w domu,ciągle trzeba patrzeć jak oka w głowie.Ale zostawcie to mnie.Ja coś zrobię.Tu się podstoli zamyślił.- Moja żona słabego zdrowia; jeżeli zachoruje, zaniemoże, podkomorzankaprzez dobre serce, za pozwoleniem rodzicielskim mogłaby do nas na kilka dniprzybyć do chorej.Tu będą mieli zręczność się widywać.Ja myśl poddam,pośrednictwa się podejmę, asindziej się podrożysz, tandem pobłogosławicie.Akapitalik niech mi pożyczy.Podkomorzy uścisnął go i westchnął.- Jak tylko jejmość zaniemoże, choćby na głowę, dawajcie znać: ja Docięwyprawię.Podstoli głową kiwnął.Stanęła umowa.Chełmowski się nie domyślał tak dalekoposuniętych układów, ale i on na podkomorzankę trochę rachował.Nie żebymiał ku niej afekt osobliwy, bo nie była tak piękną ani ponętną, ale folwarkmiała własny, o którym wiele dobrego mówiono.Podkomorzy wyjechał prędko.Trzeciego zaraz dnia podstolina do stołu nieprzyszła.- Wielkie mam utrapienie, prawdziwy krzyż pański - rzekł podstoli - ciągle mijejmość słabuje, a tu w domu samemu sobie rady nie dać ani na służbę sięspuścić.Stękał cały dzień i przy wieczerzy także.Nazajutrz rano, zasłyszawszy ochorobie sąsiadki, przyjechała podkomorzanka.Ojciec ją przysłał.Wieczoremchciała powracać, podstoli ją zatrzymał.Chełmowski zimno i z dala chodził,obawiał się ojca, mając na pamięci ową furę od gnoju.Wieczorem się złożyło, iżich we dwoje w pokoju na długi czas zostawiono, bo podstoli przy żoniesiedział.Zaczęła się rozmowa, zrazu z ukosa, z daleka.Panna Dorota nastoliczku podparta w okno patrzała.Chełmowski krążył, zatrzymywał się przednią, rzucał słowami, długo nie śmiał się przysiąść.Lecz gdy się to sam na samprzeciągało, odważył się zbliżyć, mając na baczności, aby do odskoczenia byćgotowym, gdyby się kroki słyszeć słały.Spytała panna o poezje.Przypomniano z dala nieszczęścia przeszłe: owe listyznalezione.Dorota utrzymywała, że on jej, jako żywo, nigdy nie kochał, że tobyło czyste udanie, że się potem ożenił itp.Chełmowski złożył wszystko na furęod gnoju i desperację.Utrzymywał, że się tak samo ożenił, jakby się utopił, iżosoba ta była w wieku i potrzebowała opieki męskiej przeciw familii, a omiłości tam żadnej nigdy mowy nie było.Dowodził, że serce gdy się raz da, jużgo się odebrać nie może; po czym nastąpiły westchnienia.Ostrożnie chciałChełmowski za rękę wziąć, ale mu ją wyrwano, dopiero za drugim razem mógłją pocałować.- Ale cóż? Taka miłość bez nadziei?Panna Dorota szepnęła, że stała i trwała zawsze ma nadzieje, byle "kochaniebyło".Chełmowski zadeklamował jej:"Nie bądz mi okrutną."Słuchała panna Dorota z uwagą wielką i gdy podstoli wszedł, zastał ich przysobie siedzących, czego udał, że nie widzi.Zatem rozeszli się wszyscy spać.Nazajutrz ciągle się tak składało, że choć panna przybyła pilnować chorej ipomagać w gospodarstwie, podstoli sam robił wszystko, a Tomko i pannaDorota spotykali się ciągle, to tu, to owdzie.Została panna na trzeci dzieńjeszcze, bo podstolinę ciągle głowa bolała.Cały długi wieczór przesiedzieli zsobą i Chełmowski, chociaż wahał się długo, zaofiarował pierścionek.Podkomorzanka obawiała się go nosić na palcu, ale zaraz dobyła tasiemki i naniej powiesiła go sobie na szyi.Rzeczy zaszły daleko.Podstoli, gdy jużChełmowski rozebrany w koszuli u siebie siedział, wszedł do jego pokoju.Odwiedziny to były niezwyczajne, gdyż w tej porze nie przychodził prawienigdy, chyba gdy nożyczek ostrych potrzebował, których u Chełmowskiegopożyczał.Tym razem szedł z rękami w kieszeniach i widocznie w innym celu.- Kochany panie Tomaszu - odezwał się - nie od rzeczy byłoby porozumieć się.Tu chrząknął.- Jakem uczciwy człek, bodajem się z miejsca tego nie ruszył, takmi szczęść Boże w tym i drugim życiu, nie masz pan lepszego przyjaciela nademnie, nieba bym waćpanu przychylił.- Uderzył się w piersi.- Mówmy szczerze,asindziej, panie hrabio, smalisz cholewki do podkomorzanki.- Ja?- Mów, komu chcesz! Nie ślepym! Mnie nie oszukasz.Stare amory się odnowiłyjak blizny.Nie dziwuję się: osoba miła, przystojna, pięknie zbudowana, oddajęjej sprawiedliwość.Gospodyni dobra, czego chcieć? Folwark do niej należącypo najdłuższym życiu ojca.Perepłoty znam, znam doskonale, po dwieściemorgów w każdą rękę, łąki gruntowe, przedziwne, las opałowy co się zowie, a itowaru się coś znajdzie.Młynek roczny.Dwór opuszczony, ale jakby się poszyłi pomazał.Sad owocowy, takie gatunki, o jakie u Sapiehów było trudno.Tylkojedz, pij i popuszczaj pasa, hę?Spojrzał na Chełmowskiego, który stał nader ostrożnie, nie wydając się zuczuciami.- Co asindziej na to, panie hrabio? Ze mną jak z przyjacielem.Bóg mnie skarz,bodajem trupem padł, nie zdradzę cię! Co?- Ani podkomorzy, ani podkomorzyna nie zgodzą się na to.- Zgodzą, ja w tym - rzekł podstoli - muszą.Ja biorę rzecz całą na siebie.Zapewnie będzie opór, będą fomfry, stękania, ano, ja mam moje sposoby, ho,ho! Gdy się przysiądę.Spojrzał na Chełmowskiego.- Zdasz się asindziej na mnie - rzekł - pójdę w dziewosłęby.Pierwsza rzeczjednak, czyś panny pewien, tu sęk; jeżeli ci sprzyja.Chełmowski zamyślił się mocno, czy mu wypadała z sekretu ją wydawać.- Dawniej mi sprzyjała - rzekł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- ZBIGNIEW BŁAŻYŃSKI MÓWI JÓZEF WIATŁO. ZA KULISAMI BEZPIEKI I PARTII (1940 1955)
- Sobiesiak Józef i Ryszard Jegorow Burzany
- Jozef Flawiusz Wojna Zydowska
- Cybernetyka kultury Jozef Kosecki
- Ignacy Krasicki Mikołaja Dowiadczyńskiego przypadki
- Pilsudski Jozef Bibula(1)
- Listy z podrozy do Ameryki Kraszewski
- Miłosz Kłobukowski. Archetyp ofiary w literaturze polskiego romantyzmu
- Ludlum Robert Trylogia 2 Krucjata Bourne'a [Zlotopolsky](1)
- Matka Hammesfahr Petra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lastella.htw.pl