[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sługi nie miały, bo dochody ich były bardzo skromne.Córka miała kilka lek-cji, matka trochę uciułanego grosza.My dla składu odnajmowaliśmy jeden pokój.Skład urządzony był w pokoju sypialnym, gdzie stał duży kosz, będący naszą księgarnią.Niekiedy, gdy bibuły zbierało się wię-cej, oprócz kosza napełniało się i walizki, przechowane pod łóżkiem.W koszu na górze leżała książeczka, rachunkowa.Każda broszura, każda książka miała osobną stronicę, na której się zapisywało dochód i rozchód danej książki.Obok leżał plan kosza, ułatwiający poszukiwanie potrzebnych książek.Gospodyni pilnie przestrzegała, by każdy z upoważnionych do czerpania z zapasów bibuły nie zapomniał zapisać, co wziął ze składu.Porządek zaś w koszu i walizkach był starannie utrzymany.Nigdy mi się nie zdarzyło nie znaleźć poszukiwanego tytu-łu w odpowiednim miejscu podług planu.Gdy się wychodziło ze składu do pokoju neutralnego, zastawało się zwykle gospodynię, przyrządzającą herbatę.Nie było sposobu wymó-wić się od zadowolenia, gospodyni pod tym względem.NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG113– Ależ niech pan siada – mówiła staruszka, – nie puszczę pana bez herbaty.Nabiega się, namęczy chłopiec, to musi mieć apetyt.Wy tam biedacy nieraz bez obiadu cały dzień przebiegacie.Musi pan cokolwiek przegryźć!Przy herbacie umawiano się o następne wizyty, o czas, gdy która-kolwiek z gospodyń musiała być w domu.Gospodyni polecała, by powiedzieć komu należy, że tego lub owego wydawnictwa jest już mało lub wcale nie ma.Wreszcie odpowiednio do ilości bibuły wywoziło się ją w walizce lub wynosiło na sobie.Mniej więcej tak samo wyglądają i mniejsze składy w różnych ogniskach życia partyjnego – następne etapy bibuły po wyjściu ze skła-du głównego.Lecz w tym wypadku niepodobna najczęściej urządzać je, jako partyjne interesy, i tak samo, jak z zajazdami, trzeba wyruszać na poszukiwanie mieszkania dla składu za peryferie organizacji i ruchu, jako najbardziej zabezpieczone od napaści żandarmów i od ataków szpiclowskich.Peryferie jednak, jak to zaznaczyłem już przy zajazdach, mają tę złą stronę, że bardziej, niż czynna armia,' podlegają uczu-ciu strachu i bardziej są kapryśne w drobiazgach przy stosunku z tym życiem.Więc ludzi, stanowiących łącznik pomiędzy składem a organizacją, bardzo często spotykają te same przykrości, o jakich mówiłem, opisując zajazdy.W jednym wypadku trzeba się trzymać ściśle godzin i nawet minut, w ciągu których jedynie skład załatwia swe czynności; w drugim – nie może utrzymywać stosunku ze składem mężczyzna, w innych, odwrotnie, kobieta.Najczęściej zaś urządzenie składu zależy od osobistego zaufania gospodarza lub gospodyni składu do osoby, urządzającej go, i wszelka nowa figura w tych wypadkach budzi strach i podejrzenie.Wrazie więc aresztowania tej osoby następuje najczęściej panika, która nieraz prowadzi do niszczenia bibuły, z takim kosztem i poświęceniem dostarczonej do składu.W ogóle paniczny strach na peryferiach ruchu stanowi zwykle jeden z najbardziej dających się we znaki kłopotów organizacji.Bywa on komicznym, nie przestając jednak być kłopotliwym.Jeden z towarzyszów opowiadał mi właśnie o takim wypadku w sposób następujący:– Bibułą – mówił mi – w Wilnie rządził przez dłuższy czas towarzysz Michałowski (umarł po powrocie z wygnania w 1899 r.).Micha-łek nie odznaczał się ani porządkiem, ani systematycznością.Miał talent terroryzowania różnych swych znajomych i bez ceremonii zosta-NASK IFPUG114Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGwiał u nich na przechowanie ten lub ów pakunek z bibuła, besztając ich przy tym, że są głupimi burżujami.Zapewniał każdego z nich, że im się nic nie stanie, że wewnątrz każdej paczki zostawiał kartkę, głoszącą, że ta bibuła należy do niego, Michałowskiego, co też rzeczywiście robił.Było to w początkach ruchu P.P.S-owego i młoda organizacja nic wypracowała jeszcze ani porządnego planu działań, ani usystematyzo-wała swej maszynerii.Jak w sprawie bibuły i drukarń tajnych, tak i w sprawie maszynerii organizacyjnej P.P.S.była pionierem, przekładają-cym nowe ścieżki, niewydeptane dotąd przez poprzedników na polu rewolucyjnym.Nic dziwnego, że organizacja kłopotów i przeszkód miała mnóstwo.Bibuły np.było dużo, lecz często spotykało się kłopoty i przeszkody w jej ulokowaniu.Na pomoc w tych wypadkach zawsze przychodził Michałek.– Co u czorta! – mówił swym śpiewnym, litewskim akcentem.–Bibuła? Dawajcie ją mnie, już ja się nią zaopiekuję.U mnie w Wilnie spokojnie, niech leźy!Bibułę brał i rozlokowywał ją u różnych znajomych.Lecz że ani spisów bibuły nie prowadził, ani też sam dobrze nic wiedział, gdzie i co u niego leży, wkradał się więc stopniowo nieporządek i bezład okrop-ny.Nikt nie był nigdy pewnym, czy taką lub inną broszurę w wymaga-nej ilości otrzyma.Nareszcie postanowiono założyć skład główny i oddać go pod opiekę bardziej porządnego towarzysza.Było to tym bardziej koniecznym, że Michałowski był pod dozorem policyjnym za dawną sprawę i pisał, że mu zaczyna ten dozór dokuczać.– Wydelegowano – mówił mi ów towarzysz – mnie do Wilna dla zrobienia porządku z tym interesem.Trzeba było wypadku, że po przyjeździe do Wilna Michałka już nie zastałem; aresztowano go i osadzono w 14 numerze (X pawilon wileński).Parę dni spędziłem na poszukiwaniu najbliższych znajomych Michałka i rozpytywaniu ich o bibułę.Ludzie ci, chociaż przestraszeni aresztowaniem Michałowskiego, zgodzili się pomóc mi w poszukiwaniach i ściągnięciu bibuły do jednego miejsca.Lecz, niestety, wskazówek co do miejsc, gdzie bibuła była ulokowana, mieliśmy skąpo.Znaleźliśmy dwa, trzy pudy, wtedy gdy ja z otrzymanych w Warszawie informacji oczekiwałem co najmniej 8-10pudów.Nie ustawaliśmy w poszukiwaniach i rozpytywaniach różnych znajomych Michałowskiego.Trudno sobie wyobrazić, z jakimi typami wówczas się spotkałem.Stare baby, trzepiące pacierze, młode dziew-czyny, naiwne i głupiutkie, stateczni inżynierowie, którzy ze wstydem NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG115się przyznawali, że bibułę ze strachu wywieźli na wieś, młodziutcy gimnazjaliści, którzy zakopywali bibułę w ogrodach na przedmieściu.Wszystko to było wystraszone, oczekujące z każdą chwilą napaści żandarmów, przeklinając biednego Michałka za bezczelność.Niektórzy pod wielkim sekretem przyznawali się, że spalili bibułę.Po tygodniu poszukiwań, w czasie których co dzień otrzymywałem wiadomość, że znowu gdzieś na jakichś „kiszkach” – tak bowiem, zdaje się, kończą nazwy wielu przedmieść wileńskich – okazała się schowana bibuła, po tygodniu – mówię – zebrałem coś koło ośmiu pudów.W końcu tych poszukiwań napotkałem najzabawniejsze ze wszystkich schowanko Michałowskiego.Jeden z moich pomocników w poszukiwaniach opowiedział mi, że doszła doń wiadomość, że jakiś dawny kolega Michałowskiego również był obdarzony bibułą przez niego.Ruszamy do owego kolegi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl