[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Druga próba była znacznie bardziejenergiczna, ale równie bezskuteczna.Wówczas Renacie przyszło do głowy, że najprawdopodobniej mąż upił się i teraz próbujewstać z podłogi.Przecież ta zielonkawa, śmierdząca wódą plama na obrusie nie wzięła się zniczego.Gdy po długiej przerwie kromaniończyk załomotał do drzwi po raz trzeci i wdalszym ciągu nie było żadnej reakcji, Renata uświadomiła sobie, że pokój jest pusty.Teuderzenia, krzyki, hałasy obudziłyby umarłego.Podobnie musieli pomyśleć policjanci, bo wymienili między sobą porozumiewawczespojrzenia, a wymuskany wtrącił:- Pierwsza myśl najlepsza.Mówiłem, że koleś musiał w tym maczać palce.- Maczać palce? W czym? - Niezgoda wyłonił się zza drzwi niczym duch. Kromaniończyk cofnął się niepewnie, a wymuskany odskoczył od drzwi i potknąwszy sięna schodku, sturlał się na parter.Adam oglądał całą scenę, jak gdyby była to kreskówka wCartoon Network - beznamiętnie, znudzonym wzrokiem, tęsknie szukającym czegoś, czegomógłby się napić.- Wyglądasz jak upiór.- Renata zwerbalizowała myśl całej trójki, widząc siną twarz mężai jego mętne oczy.Nie zwróciwszy uwagi na leżącego policjanta, podbiegła do Adama, starła płynącą popoliczku kroplę krwi.Niezgoda czknął, a wówczas nie dało się ukryć dłużej oczywistejprawdy.Upił się, co przede wszystkim było czuć.- Chciałem spytać - zaczął wymuskany, zbierając dokumenty z sosnowych paneli,którymi wyłożona była podłoga.- Ale nie zapytam.Widzę, że nie miał pan z tym nicwspólnego.Jednak nie.- A z czym niby?Adam z wolna odzyskiwał przytomność.Zły sen rozpływał się w realności.Która, jak sięokazało, wiele się od niego nie różniła.- Zbyszek.Zbyszek Patycki - powiedział kromaniończyk głosem głębokim jak jaskinie,które zamieszkiwali jego przodkowie.Niezgoda skrzywił się, jego twarz przypominała przez chwilę kogoś, kto niespodziewanierozgryzł ziarnko pieprzu.Wróciły nieprzyjemne wspomnienia z pracy, przed oczyma stanęłamu zarozumiała twarz Zbyszka, jego uśmiech, pewnością siebie kłujący w oczy, wróciływbijane w plecy maile.Wrócił wreszcie chory, dziwaczny sen.- Zbyszek? - powtórzył Adamza funkcjonariuszem, a kto chciałby w jego głosie doszukać się choćby cienia sympatii,szukałby na próżno.- Wyskoczył z okna.Wymuskany - bo to on oznajmił wiadomość -wyglądał na człowieka wprawionego w przynoszeniu podobnych nowin.Jego twarz trwałanieruchoma, przypominała rzezbę.Pozostała niezmienna, gdy przybliżał Adamowiokoliczności zdarzenia.Najpierw opisał szereg zniszczeń, których Zbyszek dopuścił się w biurze, cospowodowało, że Adam po myślał o swoim znienawidzonym koledze nieco cieplej.Samwielokrotnie miał ochotę zrobić z siedziby Marche to, co Katrina zrobiła z Nowym Orleanem.Kolejne szczegóły były jednak znacznie mniej wesołe.Nie wiadomo, dlaczego Zbyszek rzuciłsię na sprzątaczkę w biurze.Kobieta dotkliwie poraniona przebywała teraz na oddzialeintensywnej terapii.Policjant wyraził przypuszczenie, że to wydarzenie spowodowało ówskok z okna - przerażony konsekwencjami swojego czynu Zbyszek postanowił popełnićsamobójstwo. - Myśleliśmy też, że ktoś mu w samobójstwie pomógł.- Niewysoki funkcjonariuszspojrzał na Adama.Niezgoda mógłby przysiąc, że w oczach mundurowego dostrzega rozczarowanie.- Szybko ustaliliśmy, że miał pan z nim zatarg.- W głosie wymuskanego pojawił sięostrzejszy ton.- Miał pan motyw.Przerwał.Pociągnął nosem, a to, co poczuł od Adama, nie mogło bynajmniej uchodzić zaświeżość o poranku.- Miał pan motyw - podjął - lecz w tym stanie nie sądzę, by zdołał pan dojechać doPoznania, wypchnąć Patyckiego z okna i wrócić tutaj.Nie.Idziemy.Obaj funkcjonariusze w milczniu ruszyli w stronę drzwi.Gdy od wyjścia dzielił ichledwie krok, zatrzymał ich głos Adama.- Dlaczego? - zachrypiał i chwiejnie przeszedł kilka metrów w stronę policjantów.-Dlaczego myślicie, że ktoś.ktoś pomógł mu wyskoczyć?Kromaniończyk powoli odwrócił się ku niemu.Bez słowa przejechał palcem po gardle.- Bo widzi pan - zaczął wymuskany - pański kolega z pracy.Jak by to rzec.Kiedy goznalezliśmy.Hmmm, no tak.Jego głowa.- Głowy nie było - dokończył kromaniończyk.8- Głowy nie było - psychiatra pokiwał swoją, ciesząc się, że w jego wypadku jest ona namiejscu.Opowieść Adama brzmiała niesamowicie i Roman początkowo brał ją za kolejny wyrazumysłowych aberracji swojego przyjaciela.Następny dowód, że Niezgoda popadał w obłęd [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl