[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie nastąpiła chwila napełnienia powłoki gazem i sterowiec wyprowadzono zhangaru.Przytrzymywany do lotniska linami, drgał lekko w podmuchachpołudniowego wiatru.Jego trzy koła - nosowe i dwa tylne, podpierające gondoleze smokami, stały pewnie na murawie.Hrabia Vorn nadzorował regulację ciśnieniagazu i balastu, a\ uznał, \e uzyskano wystarczającą wyporność aparatu.Zaprosiłna pokład Halamusa, Zolta, Kalfuna Góra i mnie, oraz trzech krasnoludów ze swejstałej załogi.Vorn i mistrz Gór zajęli miejsca za sterami, ja wraz z resztą przyjaciółzasiadłem na fotelach z tyłu, a trzech współpracowników hrabiego stanęło przyzaworach gazu i linkach od balastów.Hrabia zapuścił oba smoki, po czym dał znakzałodze naziemnej, aby się odsunęła, i ruszyliśmy.Po krótkim rozbieguznalezliśmy się w powietrzu.Hałas i wstrząsy ustały, słychać było jedynie szumpowietrza na nierównościach gondoli i dobiegający z tyłu, przytłumiony wiatrem,równomierny pomruk smoków.Sterowiec zatoczył krąg nad lotniskiem.Przez boczne okno ujrzałem machającąrękami załogę naziemną, Lamparta, Siballę oraz podskakującego Mofka.Hrabia Vornwydał komendy załodze obsługującej zawory gazowe, z balonetów wypuszczononadmiar powietrza i zaczęliśmy się wznosić.Po kilku minutach zrobiło się zimno,co sprawiło, \e doceniłem długie giemzowe płaszcze z futrzanymi kołnierzami,których dostarczył nasz gospodarz.W czasie półgodzinnego lotu hrabia oddał mi stery, następnie swych umiejętnościw pilota\u spróbowali Halamus i Guldgraav.Wykonaliśmy kilka zwrotów,zmniejszyliśmy pułap i jęliśmy podchodzić do lądowania.Maszt od rękawawiatrowego zło\ono, tak jak wszystkie inne przeszkody, które zostały usunięte zpłyty lotniska.Hrabia wykonał eleganckie podejście pod wiatr, załoga naziemnazłapała liny i bez większych problemów zdołała zatrzymać sterowiec.Blisko tydzień upłynął nam na nauce pilota\u statku powietrznego, a w tym samymczasie w kącie hangaru rosła sterta skrzynek i worków z zapasami na podró\.Dokonaliśmy tak\e pewnych ulepszeń - przez kabinę przeciągnięto dodatkową rurę,odprowadzającą gazy spalinowe smoków, co zapewniło ogrzewanie.Przeprowadziliśmy próby działania nietoperzowego radaru, lotu na jednym smoku iawaryjnego zrzucania balastu.Wreszcie wszyscy mieli jakie takie pojęcie okierowaniu sterowcem.Nawet Siballi, pomimo jej podejrzliwego stosunku dotechniki, udało się opanować podstawy zasad nawigacji i pilota\u, choć siedzącza sterami, wykrzykiwała i klęła tak, jakby powoziła zaprzęgiem.Ostatniego wieczoru przed odlotem odbyło się przyjęcie.Hrabia Vorn wstał i kunaszemu zaskoczeniu oznajmił, i\ nie mo\e z nami lecieć, gdy\ zatrzymują go namiejscu pilne obowiązki.- Mał\onka i potomek - mruknął ze współczuciem siedzący przy mnie Lampart.- Biorąc pod uwagę przydatność zarówno w czasie lotu, jak i u celu, znajomośćzadania, biegłość w językach tubylczych i w technomagi, uznajemy, \e najlepiejsprawi się załoga zło\ona z następujących osób: mistrz Guldgraav, mistrzHalamus, gnom Mofko, mistrz Nikelsmed, pani Siballa i oczywiście, autor wielupomysłów, bez których statek powietrzny nie byłby taki, jaki jest.- Tu wskazałgestem mnie.Oczywiście, o tym, kto poleci, dyskutowaliśmy ju\ wcześniej i ustalenia na tenStrona 144 Utkin Marek - Technomagia i smokitemat zapadły, hrabia Vorn jednak uwa\ał, \e wypowiedzenie tego expressis verbisw obecności wszystkich ma uzasadnienie.- My zaś z mistrzem Górem zajmiemy się w tym czasie przygotowaniem kolejnegostatku powietrznego oraz pewnymi sprawami, o których nie będę teraz wspominał -zakończył przemówienie.- Organizowaniem armii do walki ze stronnictwem Piątni - dobiegł mnie cichyszept Halamusa.- Pozwólcie więc, moi drodzy, \e wzniosę toast za pomyślność wyprawy mającejzmienić losy świata - dodał jeszcze hrabia.Przyjęcie trwało zaledwie do północy - nazajutrz mieliśmy wyruszyć mo\liwiewcześnie, aby zalecieć jak najdalej, gdy będzie jasno.Spodziewaliśmy się, \enocą trzeba będzie lecieć wolniej ze względu na niewielki zasięg nietoperzowegoradaru.Rano obudził mnie Mofko, który kręcił się jak zwykle, lecz wyglądał na niecospłoszonego.Gdy po zjedzonym w milczeniu śniadaniu zaczęliśmy się zbierać dowyjścia, słu\ący podszedł do mnie i wyjął z kieszeni mały skórzany woreczek nadługim rzemieniu.- To dla szefa od panienki Astrid - powiedział.- Dała mi to przy okazji Pogoniza Smokiem, a kazała oddać dopiero w chwili, gdy szef będzie wyruszał w dalekąpodró\, nie wcześniej.Wreszcie cała nasza grupa wyszła na chłodne i wilgotne od porannej mgłylotnisko.Personel naziemny stał w szyku koło sterowca i przytrzymywał liny.Po\egnaliśmy się z hrabią Vornem, Kalfunem Górem, krawcem i Scypionem,pomachaliśmy dłońmi reszcie zgromadzonych i wsiedliśmy do gondoli, która przezkilka tygodni miała być naszym domem.Za sterami zasiadłem wraz z Halamusem, mistrz Guldgraav z Siballą zajęlistanowiska obsługi przewodów gazowych, Lampart zaś i Mofko pilnowali na wszelkiwypadek balastów.Obudzone smoki ryknęły unisono i maszyna potoczyła się pomurawie.Po chwili znalezliśmy się w powietrzu, nabraliśmy wysokości izatoczyliśmy krąg.Przez jakiś czas było widać, jak hrabia Vorn i reszta machająnam na po\egnanie, ale wkrótce przesłoniła ich smuga mgły.Po wspięciu się na wysokość przelotową wyrównaliśmy i ustawiliśmy sterowiec nakursie wschodnim.Gdy wszystko sprawdziliśmy, po półgodzinie lotu wstałem, amoje miejsce za sterami zajął Mofko.Wyjrzałem po kolei przez wszystkie bulaje,zerknąłem na gondole smoków, na widoczny z kabiny brzeg powłoki, po czymuznałem, \e jest na tyle wcześnie, i\ mo\na się przespać.Halamus z Mofkiem mieli siedzieć przy sterach przez najbli\sze cztery godziny,następną wachtę obejmowali Guldgraav i Siballa, na mnie i Lamparta przypadałatrzecia.Pózniej zestawienia pilotów będą dowolne, lecz teraz stanowiły wynikstarannej analizy stopnia zaawansowania w pilota\u, znajomości konstrukcji iumiejętności spoza lotnictwa.Udałem się do swej koi, umieszczonej nad kabiną, powy\ej krawędzi powłoki.Zdjąłem buty, wpełzłem do śpiwora i sięgnąłem do swej torby w nadziei, \e znajdęwatę, wosk lub coś innego do zatkania uszu.Na nic takiego nie trafiłem,obejrzałem więc prezent od Astrid.Gdy otworzyłem woreczek, przekonałem się, i\tkwi w nim kryształ oprawiony w srebro i owinięty w pergamin.Na oprawie byływyryte runy lub podobne znaki.Na pergaminie zaś widniał dziwny znak,przypominający kontury trzech klinowatych ćwieków, a pod nim napis:  Powróćszczęśliwie z daleka - Astrid.Zastanawiałem się, jak odkryła, \e będę jechał w dalekie strony, lecz przyszłomi na myśl, \e mo\e miały w tym swój udział wró\by.Prezent jednak sprawił, \espokojnie się zdrzemnąłem.Obudził mnie jakiś hałas i zapach potraw.Gdy wydostałem się z koi na pokład,ujrzałem, \e przegroda pomiędzy grodziami znajduje się w poziomie i słu\y zastół, Mofko przyrządza coś na kuchence, a Halamus i Lampart przypatrują mu sięniecierpliwie.Skuszony zapachem jadła, przyłączyłem się do oczekujących, aby pochwili otrzymać coś o wyglądzie i konsystencji pasztetu.Mofko skończył wreszciepieczenie, zgasił kuchenkę i zamknął w odpowiedniej szafce, po czym dołączył donas.W tym czasie Halmus wyciągnął mapę, której róg przycisnął talerzem, awidelcem zaczął przemierzać szlaki pomiędzy wydrukowanymi punktami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl