[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mniej więcej w połowie drogi do Bydgoszczy w zapadającym mroku zobaczyłem na poboczudrogi pucołowatego blondyna z niewielkim plecakiem.Młodzieniec zamachał nieśmiało dłonią nawidok wehikułu.Zatrzymałem się. No, nareszcie ktoś raczył stanąć powiedział w wyrzutem mężczyzna wsiadając dosamochodu. O tej porze naprawdę trudno jest kogoś zatrzymać. Wniosek jest prosty, o tej porze nie należy bawić się w autostop stwierdziłem lekkopoirytowany tonem jego głosu. Niewielu kierowców lubi zatrzymywać się o zmroku.I wcale imsię nie dziwię. Tak mi jakoś wypadło powiedział pasażer uśmiechając się lekko. Zasiedziałem się uludzi.Wie pan, bo ja jestem dziennikarzem i zbierałem właśnie materiał do kolejnegosensacyjnego reportażu.Nazywam się Wojmir Kafalski.Pewnie pan słyszał. Jakoś nie miałem okazji powiedziałem cierpko. Ja jestem bardzo znany.Pracuję wprawdzie w Bydgoszczy, ale sporo drukuję wwarszawskich tytułach.Ooo.i to nawet więcej niż w macierzystej redakcji.Uśmiech autostopowicza należał do tych uśmiechów, które mój kolega Krzysztof określaprzymiotnikiem oślizgły.Nie przejechaliśmy jeszcze kilometra, a już żałowałem, żezdecydowałem się podwiezć Wojmira Kafalskiego.Niby facet starał się być miły, ale jednocześniew jego twarzy było coś przemądrzałego, aroganckiego i wrednego.Właśnie ten ledwie uchwytnygrymas sprawił, że wypaliłem nagle ni stąd, ni zowąd: Noo, to musi pan uważać, żeby pana nie wywalili z redakcji na zbitą twarz.Rozmówca najwyrazniej nie wyczuł niechęci w moim głosie, gdyż powiedział z niezmąconąpewnością siebie: W życiu mnie nie zwolnią.Nie ma drugiego takiego pióra w całej redakcji.To ja robię tęgazetę.Ja! W takim razie gratuluję! Pańska pozycja jest po prostu niezachwiana. Pewnie! Te wszystkie dupki i naczelny mogą mi skoczyć na kant.Nic beze mnie niezrobią! Nic!Facet miał rzeczywiście wysokie mniemanie o swoim geniuszu. A gdzie pana podwiezć w Bydgoszczy? Trochę się spieszę, więc. Och, najlepiej byłoby do redakcji powiedział. Muszę jeszcze dzisiaj napisać felieton. Do redakcji, to znaczy gdzie? No jak to? Ach, prawda, pan nie jest z Bydgoszczy.Będzie najlepiej jeśli podjedziemy jak86najbliżej placu Wolności.Stamtąd będę miał dosłownie dwa kroki. OK! powiedziałem i przyrzekłem sobie w duchu, że przestanę brać autostopowiczów.Facet działał mi na nerwy. Muszę napisać felieton poinformował po raz drugi Wojmir.Zapewne moja reakcja na pierwszą informację była za mało entuzjastyczna. To będzie doskonały felieton.Po prostu doskonały.Trafił mi się wyśmienity temat! Naprawdę? zapytałem udając zainteresowanie i wykrzywiłem twarz w nieszczerymuśmiechu. Niech pan sobie wyobrazi, że w ostatni piątek odbywała się w Bydgoszczy konferencjanaukowa poświęcona ochronie zabytków. Dobrze! Wyobrażam sobie.Wyobrażam.Już sobie wyobraziłem powiedziałem zwyrazną kpiną w głosie.Mój rozmówca, zachwycony tembrem swego głosu, nie zwracał jednak uwagi na takiedrobiazgi. Na tej konferencji wystąpił pewien ważniak z ministerstwa.Robiło się naprawdę ciekawie..i skrytykował sposób ochrony zabytków w naszym mieście.To znaczy w Bydgoszczy. Oburzające! stwierdziłem chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. Oczywiście! Szczególnie, że dyrektor Kaszka z Bydgoskiej Fundacji Nauki, Kultury iOchrony Dziedzictwa wyłożył spore pieniądze na tę konferencję.Duży nietakt! A ten facet z Warszawy nie miał przypadkowo trochę racji? zapytałem. Proszę pana, a kogo to obchodzi? Facet nagadał, co mu ślina na język przyniosła, bo niezdaje sobie sprawy z uwarunkowań! Zresztą co ja panu będę dużo mówił, dyrektor Kaszka był poprostu wściekły.A profesor Orpała.Myślałem, że dostanie wylewu, kiedy opowiadał mi o tymarogancie z ministerstwa. To pan nie był na konferencji upewniłem się. Ja nie mam czasu na takie.W każdym razie profesor opowiedział mi o wszystkim i teraznapiszę felieton o tym jak to Warszawa wtrąca się w nie swoje sprawy. Tylko czy aby na pewno w nie swoje? Ostatecznie stare grodzisko. Ooo! wrzasnął zaskoczony dziennikarz Wojmir, a ja ugryzłem się w język. A skądpan.? Zresztą nieważne.Przyzna pan, że budowa nowoczesnego centrum miasta jest ważniejsza odkupy starych desek gnijących w ziemi? Nie, nie przyznam! stwierdziłem z naciskiem. Nie mam najmniejszego zamiaru. Jak to? zdziwił się mój pasażer. Normalnie! Uważam, że grodzisko, które było kolebką miasta i przetrwało w ziemi tysiąclat, mogło stać się wizytówką Bydgoszczy. Pan nic nie rozumie! Zupełnie jak ten facet z ministerstwa. Gdyby pofatygował się pan jednak na konferencję, o której zamierza pan pisać felieton.Wściekłość sprawiła, że na chwilę mnie zatkało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Chodakiewicz Marek Jan Po Zagładzie. Stosunki polsko żydowskie 1944 1947
- Bankowicz Bożena i Marek Dudek Antoni Leksykon historii XX wieku
- 15. Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i NieÂœmiertelny (Czlowiek z UFO)
- (18) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... Bursztynowa Komnata tom 1
- Marek Krajewski, Mariusz Czubaj 2009 Róże cmentarne
- PS00 Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochodzika
- 97 Pan Samochodzik i Castrum Doloris Jakub Czarny
- PS102 Pan Samochodzik i Biblia Lutra Jakub Czarny
- Rzeka Âśmierci Alistair MacLean
- (Roza znad fiordów 33) Córka ognia Bente Pedersen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nasza-bajka.keep.pl