[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hamilton w zdumieniu uniósł brwi, a na jego twarzy pojawiłsię wyraz zaskoczenia, którego nigdy dotąd nie okazywał.Potem wzruszył ramionami, dwukrotniepokiwał głową, rozejrzał się i wreszcie uwa\nie przyjrzał się wartownikowi.- Wielki facet - powiedział.- Mojego wzrostu.Ubrany na czarno od stóp do głów.Beret,kurtka, spodnie i buty.Potrzebuję tego stroju.Co wa\niejsze, potrzebuję jego broni.A - conajwa\niejsze - obu tych rzeczy chcę szybko.- To proste - stwierdził Ramon.- Wystarczy, \ebyś go poprosił.Hamilton nie odpowiedział.Z dziką wściekłością, prawie równocześnie ze zduszonymjękiem wydobywającym się z gardła Marii ugryzł się w poduszeczkę lewego kciuka.Krew zaczęłaobficie płynąć.Następnie zaczął ściskać poszarpany palec drugą ręką, \eby popłynęło jej więcej.Potem rozprowadził tę krew po twarzy osłupiałego Ramona.- Wszystko dla dobra sztuki - wyjaśnił mu.- Bracie, co to będzie za walka! Walka rozpoczęła się w rogu spichlerza, w polu martwym dla obserwacji stra\nika.Wartownik musiałby nie być człowiekiem, \eby nie sprawdzić, skąd dochodzą odgłosy potę\nychciosów, krzyki i przekleństwa.Wszedł więc na próg spichlerza. Hamilton i Ramon bili się ze zwierzęcą furią, kopiąc i waląc pięściami z oczywistymzamiarem zadania sobie powa\nych obra\eń.Stra\nik wyraznie był zaskoczony, ale niepodejrzliwy.Jego mocno pokancerowana twarz nie lśniła zbytnią inteligencją.- Przestańcie! - ryknął.- Wy idioci! Przestańcie, albo.Przerwał, gdy\ jeden z walczących otrzymał potę\ny cios i zataczając się przeszedł jeszczekilka kroków.Upadł na plecy za progiem.Wywrócił białka do góry a jego twarz \ywoprzypominała krwawą maskę.Wartownik przeszedł nad le\ącym, gotów zdusić ka\dy następnyatak.Wtedy na jego stopach zacisnęły się dłonie Ramona.* * *Czterech mę\czyzn przygotowywało się do wyniesienia z pokoju von Manteuffla trzechciał przykrytych prześcieradłami.- Pozwolić \yć wrogowi dłu\ej ni\ jest to niezbędne mo\e mieć fatalne skutki - pouczałvon Manteuffel.Po chwili, po krótkim zastanowieniu dodał: - wrzućcie ich do rzeki.Pomyślcie otych wszystkich biednych i głodnych piraniach.Co się zaś tyczy przyjaciół ze spichlerza, to niesądzę, \eby mogli dostarczyć mi jakichś dodatkowych, po\ytecznych informacji.Wiecie, co nale\yzrobić?- Tak jest, generale! - odparł jeden z mę\czyzn - wiemy, co nale\y zrobić.- Jego twarz namyśl o bliskim posiłku lśniła wilczym apetytem.- Oczekuję was dokładnie.von Manteuffel zerknął na zegarek - za pięć minut.Przez tenczas dostarczycie piraniom drugie danie.* * *Ubrany na czarno wartownik stał przed spichlerzem z wycelowanym do środkaschmeisserem.Nagle usłyszał odgłos kroków i szybko zerknął przez ramię.Z odległości okołotrzydziestu metrów widać było zbli\ających się w jego stronę czterech mę\czyzn z pistoletami.Tych samych, którzy pozbyli się ciał Tracy'ego, Spaztza i Hillera.Ubrana na ciemno postać wcią\wpatrywała się w wejście do spichlerza i czekała, a\ grupa zbli\y się na odległość pięciu metrów.Kiedy wyraznie usłyszał odgłos ich kroków, odwrócił się do nich, a jego schmeisser zaczął plućogniem.- Jesteś twardzielem, prawda? - powiedziała Maria.- Przecie\ nie musiałeś ich zabijać.- Zwięta prawda.Ale te\ nie chciałem, \eby oni mnie zabili.Nie nale\y igrać ze szczuramizagonionymi do kąta.Ci ludzie są zdesperowani i mogę się zało\yć, \e ka\dy z nich jestwytrenowanym, sprawnym i doświadczonym mordercą.Nie jestem w nastroju na przeprosiny.- Bo nie ma takiej potrzeby - wtrącił Ramon, na którym - podobnie jak na jego bracie -zajście nie zrobiło \adnego wra\enia.- Dobrym nazistą jest ten, który przestał ju\ oddychać.Takwięc mamy pięć karabinów.Co robimy dalej? - Zostajemy tutaj, bo tu jesteśmy bezpieczni.Von Manteuffel mo\e mieć trzydziestu,czterdziestu ludzi.A mo\e jeszcze więcej.W otwartym terenie zmasakrują nas.- przerwał izerknął na le\ącego na ziemi wartownika, który się poruszył.- Ooo! Junior dochodzi do siebie.Myślę, \e wyślemy go na mały spacer, by mógł powiadomić swojego bossa o tym, \e nastąpiładrobna zmiana w status quo.Rozbierzcie go z munduru.To powinno dać von Manteufflowi sporodo myślenia.* * *Gdy zapukano do drzwi, von Manteuffel siedział za biurkiem i robił notatki.Zerknął nazegarek i uśmiechnął się z tryumfem.Od chwili odejścia jego czterech ludzi minęło dokładnie pięćminut i nieco ponad dwie minuty od momentu serii z karabinu maszynowego, oznaczającegojedynie koniec kłopotów z jego sześcioma więzniami.Dał zezwolenie na wejście i kończyłnotować, mówiąc:- Jesteście bardzo punktualni - dopiero wówczas spojrzał na wchodzącego.ZadowoleniezniknąAo z jego twarzy, a oczy rozwarły się Niesamowicie szeroko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl