[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę nie byłam pewna, czy mi odpowie.Nie oderwał wzroku od horyzontu,nad którym powoli zachodziło słońce.W końcu przemówił.- W tej chwili to Rashid ma nad wszystkim kontrolę.Ponieważ Lucas zabrał cały mójsprzęt, nie mam dostępu do własnej siatki i nie mogę się niczego dowiedzieć na tematnaszego gospodarza,  przyjaciela mojego brata.Nie mam pojęcia, co sądzić o jego pomocy,skoro w ogóle nic nie wiem o tym człowieku.- Wydaje się, że Lucas mu ufa.- Tak, to jeszcze jeden argument przeciw temu facetowi.Westchnęłam; w duchu zrobiło mi się go żal.Dla kogoś, kto przywykł dokontrolowania każdego aspektu swojego życia, to musiał być wielki cios.W końcu Jeremiah odwrócił się do mnie.- Co się stało, kiedy cię zabrał?Serce stanęło mi w piersi.Przełknęłam ślinę, nie odrywając oczu od horyzontu.- Tłumaczyłam przy jednej z transakcji Lucasa.A potem omal nie zabił mnie jakiśobłąkany sabotażysta.- Wzruszyłam nieszczerze ramionami.- Nic nowego.- Sukinsyn.- Czułam, że Jeremiah patrzy teraz na mnie.- Nie powinienem byłzostawiać cię samej w tym domu.Serce mi pękało, tak bardzo chciałam powiedzieć mu o wszystkim, że aż łzy napłynęłymi do oczu.O Boże, co ja narobiłam?!- Jedziecie czy nie? - Głos Lucasa wyrwał nas z zamyślenia.Jeremiah spojrzałgniewnie w dół, a ja odwróciłam wzrok i zamrugałam, żeby powstrzymać łzy.Nie patrząc naniego odwróciłam quad i zaczęłam powoli zjeżdżać z piaszczystego zbocza.- Co wam zajęło aż tyle czasu? - spytał Lucas, kiedy znalazłam się na dole.Nie odpowiedziałam, a jego uśmiech stał się trochę cierpki.- Czy mój brat coś ci powiedział?Pokręciłam głową i Lucas, dzięki Bogu, dał sobie spokój.- Gdzie nauczyłaś się tak dobrze jezdzić?- Moja cioteczna babka miała trochę ziemi w Quebecu - odparłam, zadowolona zezmiany tematu.Jeremiah zatrzymał się obok mnie, kiedy dodałam: - Zimą po całym tereniejezdziliśmy na skuterach śnieżnych.- Nie dodałam, że było to ponad dziesięć lat temu i żenigdy żadnego nie prowadziłam sama.Zwietnie się bawiłam na quadzie i całkiem dobrzesobie radziłam.Lucas się roześmiał.- To musiało być fantastyczne.- Myślałem, że nie masz żadnej rodziny - powiedział Jeremiah.Wzruszyłam ramionami.- Kiedy rodzice przenieśli się do Nowego Jorku, kontakt się urwał.Pomijając kilkawspomnień z dzieciństwa, właściwie ich nie znam.Więc kiedy moi rodzice zmarli,poproszenie ich o pomoc wydawało mi się prawie żebraniem.- Pycha wiedzie do upadku - zakpił Lucas, a ja się skrzywiłam.Uśmiech znikł z jegotwarzy.- Przepraszam, to było niedelikatne.Zawróciłam i wyminęłam dwa pozostałe quady.W tej chwili nie miałam ochotyrozmawiać z żadnym z nich o mojej rodzinie ani wyborach, jakich dokonałam w życiu.Mojatajemnica nie dawała mi spokoju; to, że oni obydwaj byli tu ze mną, sprawiało tylko, żeczułam się jeszcze bardziej winna.Zjechałam z wysokiej wydmy i ruszyłam za czekającą nanas grupą.Tylko my jechaliśmy na quadach; Rashid i jego ludzie woleli względnebezpieczeństwo samochodu.Cienie piaszczystych wzgórz wydłużały się z każdą chwilą, w miarę jak słońce znikałoza dalekim horyzontem.Wiatr pomagał osuszyć dwie łzy, które spłynęły mi po policzkach.Kiedy obaj Hamiltonowie wreszcie mnie dogonili, suche pustynne powietrze osuszyło jużwilgoć na mojej twarzy.Kiedy dotarliśmy do obozu, słońce całkowicie zniknęło za horyzontem; tylko ostatnieświatło zmierzchu doprowadziło nas na miejsce.Obóz jednak trudno byłoby przeoczyć.Lśniłjak ognista obręcz na tle gasnącego dnia, oaza światła w zapadającej nocy.Całe obozowisko było otoczone płotem z trzciny czy rośliny jakiegoś innego rodzaju.Kiedy weszliśmy za ogrodzenie, zobaczyłam, że cały teren był oświetlony przez ogieńi elektryczność.Nie widziałam jednak ani nie słyszałam żadnych generatorów, więc, choćnigdzie nie dostrzegłam też paneli, domyśliłam się, że Beduini korzystają z energii słonecznej.Byłoby to doskonałe rozwiązanie dla ludzi pustyni, choć może nie tak rustykalne,jak można by się spodziewać.Zaparkowaliśmy pojazdy w pobliżu wejścia.Skrzywiłam się, schodząc ze swojegoquada.Spędziliśmy na nich sprawie całe popołudnie i teraz, dopóki nie minął skurcz mięśni,chodziłam jak kowboj.W pewnym oddaleniu od parkingu na piasku leżały wielkie dywanywokół miejsc, po których można było chodzić.Zerwał się niewielki wiatr, podrywając piasekwokół samochodu.- Lucy!Odwróciłam się na dzwięk znajomego głosu i zobaczyłam Amyrah, która szła w mojąstronę.Uśmiechnęłam się szeroko i uścisnęłam ją.- Myślałam, że brat nie wypuści cię z hotelu - powiedziałam z niedowierzaniem.- Och, niewiele brakowało.Musiałam prosić i błagać, żeby znowu się z tobą spotkać.-Pociągnęła mnie za ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl