[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No właśnie.Zawołaj, niech przeniosą pana do gabineturentgenowskiego.Dziewczyna okręciła się na pięcie, wyszła na korytarz i pochwili Grzegorz usłyszał jej wołanie:  Wydra, przestań się opalaći leć do noszy! Zaskoczyło go to tak bardzo, że aż zwrócił uwa-gę lekarki na siebie.- No i widzi pan - pokiwała znacząco głową.- Ta Jola naprzykład, porządna, naprawdę porządna dziewczyna, studiuje wWarszawie medycynę, za dwa lata skończy, a czasem wychodzi zniej taka rogata dusza.Słyszał pan przecież? Zamiast pójść donich, woła na cały szpital.- Musi tego Wydry nie lubić - stwierdził Grzegorz, niby tousprawiedliwiając dziewczynę, i zaraz dodał: - Swoją drogą fa-talne nazwisko ma ten Wydra.- Skąd pan wie, że fatalne? - zdziwiła się lekarka.- Czyżby za tym coś się jeszcze kryło? - Grzegorz nie musiałudawać zaciekawionego.- Miałem na myśli tylko to, że niechciałbym nazywać się Wydra.Pani by chciała?- Rzeczywiście, nie jest to najpiękniejsze nazwisko, ale tobardzo porządny chłopak.- Porządny? - tu już Grzegorz prawie się zapomniał, a zau-ważywszy w oczach lekarki wyraz szczególnej uwagi, szybkododał: - Gdyby on panią przeniósł na noszach, to już na pewnonigdy potem nie powiedziałaby pani o nim, że jest porządny.Lekarka chwyciła przynętę.- To mu pozostało chyba jeszcze z wojska, ale nie to miałamna myśli.Pochodzi z bardzo nieciekawej rodziny.Jego starszybrat jest ponurym pijakiem i awanturnikiem, ojciec też nie lepszy,ale on do tej pory nie dał się wciągnąć w bagno.Pracuje u nas jużprawie dwa lata.Gdy tylko wyszedł z wojska, od razu stawił się37 tu do pracy.To właśnie w wojsku podszkolił się trochę, a terazstara się o felczerskie uprawnienia.Ma maturę.Pan na pewnonie posądzałby go o to, że ma maturę, pozory jednak mylą.Tojest naprawdę bardzo porządny chłopak.Jeśli tak dalej pójdzie, tomoże kiedyś zostanie nawet lekarzem.Bardzo go cenię.Tym razem sanitariusze, widząc czujny wzrok lekarki, prze-nieśli nosze ostrożnie.Grzegorz, gdy tylko znalazł się na stolerentgenowskim, dostrzegł swoje sine, opuchnięte kolano.Zrobiłomu się niedobrze.Lekarka natychmiast uderzyła go parę razysiarczyście po twarzy.- Niech mi pan tu nie mdleje! - krzyknęła ostro, a widząc, żeGrzegorz wraca do normy, już łagodnym głosem dodała: - Tochyba pierwszy poważniejszy wypadek, co?Grzegorz kiwnął tylko głową.Był speszony, nie przypuszczał,że tak się rozklei.Niby nic, coś tam stało się w rękę i w nogę, atak jakoś szybko poczuł się naprawdę chory.Sanitariusz, który go tu przywiózł od Zawadzkiego, a terazwspólnie z drugim przeniósł na łóżko, mruknął przyjaznie:- Jak boli, to trzeba zęby mocno zaciskać.Mnie to zawszepomagało.Zapominałem o tym pierwszym bólu a ten drugi, cosam sobie robiłem, był do wytrzymania- Ja znam lepszy sposób.Jak chcę zapomnieć o wszystkichkłopotach, to kupuję sobie za ciasne buty.Od razu wszystko mamz głowy.- Grzegorz spróbował przyjacielsko zażartować.Kamienna twarz sanitariusza nawet nie drgnęła.Wydawałosię, że nie zrozumiał dowcipu.Grzegorz popatrzył uważnie na jasnowłosego osiłka Chłopak zbliska wyglądał młodo.Olbrzymia postać długie, jaby za długie izakończone dłońmi jak łopaty ręce i szerokie plecy upodabniałygo do zwalistego, ponurego goryla.Ale twarz z bardzo jasnymi38 oczami, tak jasnymi, jakby ich niebieski kolor zdążył już wypło-wieć, i jasne, gęste, zaczesane na bok włosy zupełnie nie pasowa-ły do reszty.Drugi  woziwoda , którego Grzegorz też uważnieobejrzał, wyglądał na starszego, na oko mógł mieć około trzy-dziestu kilku lat, choć może postarzały go zaczątki łysiny.Nie, toten blondas musi być Wydrą, pomyślał.- Panie Wydra - zaryzykował patrząc na olbrzymiego blon-dyna - nie mam papierosów i nie mam też pieniędzy.Niech mipan kupi, oddam wieczorem.Blondyn wyciągnął paczkę sportów i podał Grzegorzowi.- Tylko niech pan uważa, tu palić nie wolno - mruknął na po-żegnanie, wziął nosze spod łóżka i wyszedł.- Ten to mógłby mistrzem Polski w ciężarach zostać, no nie?- zagadnął Grzegorz jedynego sąsiada na sali, leżącego kilka łó-żek dalej i podwieszonego do skomplikowanego wyciągu.- Może i mógłby, ale w jego rodzinie jednego mistrza jużmają, drugi im niepotrzebny - zachrypiało spod bandaży.- Naprawdę? - zaciekawił się Grzegorz, wiedząc doskonale,co tamten ma na myśli.- Pierwszy moczymorda w Nadaszynie, taki sukinsyn, ażdziw, że go nikt do tej pory nie zaszlachtował.- O kim pan mówi? O tym blondasie?- O jego bracie.Panie, ile to on już razy był poharatany, a ilupoharatał kości, ale nie ma na niego siły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl