[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdopodobnie trafili przypadkiem na scenęspuszczania łodzi na wodę i tak ich to zaskoczyło, że całkowicie stracili przytomność umysłu.Gent był nie mniej od nich zdumiony i nie wiedział, jak ma postąpić w tej sytuacji, leczodniósł wrażenie, że dzicy nie mają złych zamiarów.Ufając instynktowi Murzynów, zwróciłsię do Cauperego: Co o tym sądzisz?Ten błysnął białkami oczu i podszedł do jednego z siedzących, który momentalniepoderwał się z ziemi.Caupere poklepał go przyjaznie po brzuchu.Powitany odpowiedział wten sam sposób.Wówczas Caupere odegrał skomplikowaną scenę mimiczną, przy czym takokropnie się wykrzywiał, przeginał i machał rękami, że Gent zaczął już obawiać się o całośćjego członków.Nic z tego nie rozumiał, ale tubylec pojął widocznie, o co chodzi, bo wskazałręką w bok, podreptał w miejscu i wykonał jeszcze kilka innych gestów.Jednocześnie jegowspółplemieńcy otoczyli Genta, oglądali białego człowieka ze wszystkich stron, wydającprzy tym dzikie okrzyki i chwytając się wzajemnie za palce. Muzungu powiedział Caupere oni nie życzą nam zle.Jeszcze nigdy nie widzie-li białego człowieka i proszą abyś zechciał pójść z nimi do wsi tu blisko, na górze.Sprze-dasz im, co zechcesz, a oni obiecują ci poczęstunek i prowiant na drogę.Gentowi przyszło na myśl, że propozycja ta mogła kryć w sobie jakiś podstęp, leczprzyjrzawszy się lepiej dzikim, doszedł do wniosku, że zdumienie ich nie jest udane.Dotych-czas nie zauważył w ich zachowaniu nic złowrogiego czy podejrzanego.W dodatku sam miałdwie strzelby, a Caupere był w posiadaniu trzeciej.Uświadomił sobie przy tym, że przecieżcała podróż była ryzykiem i zagrażała niebezpieczeństwem na każdym kroku.Toteż ostate-cznie zdecydował się na wizytę we wsi.Skinął głową na znak zgody, a odpowiedzią był chóralny okrzyk radości.Wywijając dzidami, czarni otoczyli Genta.Ten poklepał jednego z nich po ramieniu iwskazał na pirogę.Tubylcy pojęli myśl białego, wyciągnęli łódz na brzeg, ukryli ją w zaro-ślach, po czym cały orszak ruszył wąską ścieżką wijącą się środkiem lasu.Dzicy szli dwiemagrupami obok Genia i coś mówili, porozumiewając się z Cauperem na migi.Było oczywiste,że się wzajemnie rozumieją, ale Gent czuł się bardzo głupio.Wkrótce ukazała się wieś podwójna linia chat podobnych do uli, pokrytych dachamiz trzciny w kształcie stożków i otoczona gęstym ostrokołem.Z bramy wysypała się gromadaczarnych dzieci, które na widok Europejczyka z piskiem pochowały się w krzakach.Następ-nie spotkali starca niosącego worek prosa.Ten stanął jak wryty, rzucił worek i umknął dochaty.Siedząca przed wejściem do innej chaty kobieta wrzasnęła przerazliwie i uciekła.Ale wkrótce ulica zapełniła się mieszkańcami, którzy gromadzili się przy drzwiachswoich chat i z bezpiecznej odległości, zdumieni i przerażeni, przyglądali się dziwnemu przy-byszowi.Niektórzy uzbrojeni byli w łuki.Nieliczni tylko nosili podarte fartuszki lub kawałekszmaty na ciele, większość była naga, co najwidoczniej wcale nie żenowało tych dzieci natu-ry.Ci, którzy przyprowadzili Genta, rozproszyli się po wsi i z ożywieniem coś tłumaczylijej mieszkańcom.Wyjaśnienia te wywoływały życzliwą wrzawę i do pochodu stopniowo za-częli dołączać się najodważniejsi.Zebrał się spory tłum, wewnątrz którego, ściśnięci ze wszy-stkich stron, Gent i Caupere posuwali się wolno na drugi koniec wsi.Obmacywano ich jakjakieś przedmioty.Kolor skóry Genta i jego ubiór wywoływały piskliwe, gardłowe okrzyki.Murzyni dotykali ubrania lub ręki myśliwego i odskakiwali z dobrodusznym chichotem, cho-wali głowy w ramiona, podskakiwali i szczypali sąsiadów.Gent był cierpliwy, ale zaczynałjuż mieć dość tego dobrego.Toteż z wielkim zadowoleniem zatrzymał się wraz z otaczającymgo tłumem przed jakąś dużą chatą.Zaproszono go gestami, aby wszedł do środka.Gent pochylił się, przecisnął przez wąskie drzwi i znalazł w obszernej, półkolistej izbie,wyłożonej drewnianą podłogą.Stały tu drewniane ławy.Siadłszy na jednej z nich, myśliwyposadził obok siebie Cauperego, a tłumoczek z towarami wsunął pod ławę.Początkowo panował tak ogłuszający wrzask, że myśliwy nie mógł nic powiedzieć, alepomału tubylcy zaczęli ustawiać się pod ścianami i w izbie zrobiło się luzniej.Wtedy Gent powstał i w języku arabskim zwrócił się do obecnych, mówiąc, że popierwsze potrzebny mu jest tłumacz znający arabski, a po drugie pragnie widzieć się zkrólem.Na te słowa wystąpił jeden z Murzynów i oświadczył łamaną arabszczyzną, że mieszkałw Udżidżi i może porozumieć się z Gentem.Zapadła cisza.Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Nie jestem waszym wrogiem przemówił Gent. Ja i mój sługa Caupere płynie-my do Tanganiki.Potrzebny nam prowiant.Mamy paciorki, wstążki, materiały i lusterka i wzamian za to chcemy dostać jaja, mięso, olej, chleb i owoce.Murzyn, kręcąc się i gestykulując, niezwłocznie przetłumaczył te słowa obecnym.Tłumodpowiedział przyjaznymi okrzykami, lecz umilkł, gdyż znowu zabrał głos tłumacz: W Malagarasi jest dużo ryb.W lesie dużo zwierzyny.Biały człowiek ma dwiestrzelby.Czemu więc nie strzela do antylop i do bawołów i nie zjada ich? Trudno to pojąć! Dlatego wyjaśnił Gent że się śpieszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Janusz Aleksandra Dom Wschodzacego Slonca 001 Miasto magow
- Ruda Aleksandra Ola Lacha 01 OdnaleŸć swš drogę
- Szachy dla zaawansowanych, czyli jak zostać arcymistrzem Kotow Aleksander
- Solzenicyn Aleksander Jeden dzien Iwana Denisowicza
- Aleksandrowicz Marianna Chytry dwa razy traci
- Marinina Aleksandra Za wszystko trzeba płacić
- Aleksander Sołżenicyn Oddział chorych na raka
- Fredro Aleksander Sluby Panienskie 9789185805594
- Cheryl McIntyre [Infinitely Infinitely (epub)
- Bronte Charlotte Villette
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oczkomarcelka.pev.pl