[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabriel przyjrzał mu się zprzerażeniem.Na poszarpanym ubraniu cybermaga rozlewały się plamy krwi.Poprzezstrzępy dżinsów widać było jego chude nogi, poparzone i pocięte do żywego mięsa.Głębokarana biegła także przez prawy policzek.W pierwszej chwili mag znieruchomiał jakskamieniały.Nie mógł się przemóc, aby podejść bliżej, cokolwiek powiedzieć, skupić moc.Wszędzie widział krew.Najchętniej uciekłby stąd jak najdalej i zwymiotował całą zawartośćżołądka.Wiedział jednak, że bez natychmiastowej pomocy jego przyjaciel wkrótce zginie.Zamknął oczy, próbując sobie wyobrazić, że to wszystko dzieje się na filmie albo w grzekomputerowej.%7łe wcale nie uczestniczy w prawdziwych wydarzeniach, tylko ogląda coś, codawno temu zostało wyreżyserowane w studiu.A potem dodatkowo ugryzł się mocno w rękę dla otrzezwienia.- Weroniko! - Nie musiał krzyczeć, zakonnica stała już przy nim.Wiedziała, że będąmusieli pracować wspólnie.Odkąd Timothy Hawkins został okaleczony za sprawą klątwyMrocznej Zcieżki, magia uzdrawiająca prawie na niego nie działała.Nawet tak dobryuzdrowiciel jak Gabriel nie poradziłby sobie sam.- Lloyd, Eunice, Charles, natychmiast po apteczkę - zakomenderowała Weronika i ujęła prawą dłoń rannego.- Dobrze, że to nie jest sprawka Smoka - dodała ciszej.- Apteczkę? - Charles popatrzył pytająco na córkę.- Wyjaśnię ci pózniej - odparła Eunice.- Chodzmy!- Boże, Boże, Boże.- Gabriel z dreszczem przerażenia dotknął zakrwawionego czołaTimothy ego.Koncentracja przychodziła mu z trudnością.- Cicho, Gabriel.Nie pora na histerię - zirytowała się Weronika.- Trzeba zatrzymaćgo w czasie.Nie! Zabraniam! - rozległ się telepatyczny okrzyk.- Musicie coś wiedzieć! To kwestiażycia i śmierci!Weronika i Gabriel wzdrygnęli się, zaskoczeni.Od takich obrażeń każdy zemdlałbyjuż dziesięć razy.Timothy nie stracił przytomności - zapewne dlatego, że nie czuł połowyswoich ran.- Tamuj krew na bieżąco - zadecydowała Weronika.- Nie wymawiaj tego słowa! - pisnął mag, ale natychmiast spełnił polecenie.Krzysztof wyrzucił stwora z powrotem tutaj.Powiedział, że musimy go zwrócićlegendzie przed świtem.Timothy gorączkowo przesyłał myśli.Chociaż znajdował się w opłakanym stanie,najwyrazniej rozumował szybko i jasno.- Co to znaczy? - spytał Gabriel.Rany Timothy eego pochłaniały jego moc jak małe czarne dziury.Miał wrażenie, żezatrzymuje upływ krwi pojedynczą warstwą gazy.A cholera wie! Słuchaj, Chrisa też zaraz wywali.Przy Wierzbie.Będzie całkiemsprany z mocy.Muszego tutaj teleportować.Inaczej stwór go dopadnie i zeżre.- Mowy nie ma! - zaprotestował Gabriel.- Nie dasz rady - zawtórowała Weronika.Pierdolę! - oznajmił twardo Timmy.- On zginie, nie rozumiecie? Tylko ja umiem.- Dobra.- Gabriel odetchnął głęboko.Głos mu drżał.- No to znam tylko jedną metodę na szybkie wyleczenietwoich ran.- Chyba nie myślisz o TYM - zatchnęła się Weronika.- Gabrielu!- A tak - powiedział piosenkarz, z zadziwiającym spokojem jak na kogoś, kto boi sięwidoku krwi.- Magia przenośna.Zwyczajnie przejmę je na siebie.Robiłem to już kiedyś.Bałwan.idiota.to są przecież moje rany, magia słabo działa.blizny będą ci schodzić miesiącami.- Pierdolę - niemal beztrosko odparł Gabriel.I pochwyciwszy zaszokowane spojrzeniesiostry Weroniki, dodał z chichotem: - Panie, wybacz zatwardziałemu grzesznikowi.* * *Pod osłoną zaklęcia Lloyda bezszelestnie przemknęli korytarzem przytułku.NawetEunice w swoich ciężkich butach szła cicho jak nocny drapieżnik.Wszystkie światła zostaływygaszone, nikt ich nie zaczepił, nikt nie opuścił pokoju.Może Weronika zastosowała jakąśmagię usypiającą, a może po prostu zmęczenie jej podopiecznych przeważyło nadciekawością.Eunice Wight wcale nie odczuwała znużenia.Dziewczyna zastanawiała się, czy niejest to po części zasługa jabłka z Ogrodu Hesperyd - sam jego zapach miał przecież ożywczewłaściwości, a ona spędziła na przygotowywaniu owocu kilka dobrych chwil.A możezwycięstwo Krzysztofa i Timmy ego na planie astralnym - o ile Eunice dobrze zrozumiała to,co się właśnie stało - wywarło też jakiś wpływ na czarodziejów z Farewell? Bez względu naprzyczynę czuła się całkiem rozbudzona i w pełni sił.Wiedziała, że kiedy to wszystko się skończy, adrenalina ucieknie z niej jak zprzekłutego balonika.Obecnie zbyt wiele działo się naraz, aby w ogóle miała czas się bać.Timothy został ranny, więc działała - ale niebezpieczeństwo cały czas wydawało jej się nawpół rzeczywiste.Nabrała nierealistycznej pewności, że wraz z nastaniem świtu wszystkowróci do normy, że koszmar skończy się nagle jak w hollywoodzkim filmie i wszyscy będąsię śmiać podczas końcowych napisów.Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mogłoby sięstać coś nieodwracalnego.%7łe ktoś mógłby zginąć.Charles Wight, jej ojciec, biegł przodem - pełen nowe - i go zapału i chęci wykazaniasię przed córką.On w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, co jest grane - pomyślała.Nawszystko patrzy przez różowe szkiełka wiecznego Pio - i trusia Pana.Nawet kiedy cierpi, totylko dlatego, że ucierpiała jego duma.Chce być w centrum uwagi, romantyczny bohater wewłasnym mniemaniu, bez względu na okoliczności.Zdaje mi się, że rozumiem mamę - gdybytaki człowiek pokazywał mi magię, też kazałabym mu się wypchać.Bez trudu znalezliinfirmerię.Lloyd zapalił światło, rozejrzeli się dookoła.Krzesło, przykryta prześcieradłemleżanka, pomalowane na biało szafki z medykamentami.Większość z nich pozamykano naklucz lub solidną kłódkę - dla mieszkańców przytułku spirytus salicylowy mógł stanowićzbytnią pokusę.Eunice podeszła do pierwszej szafki z brzegu i delikatnie pociągnęła za kłódkę, a ta otworzyła się z cichym szczęknięciem.- Zestaw pierwszej pomocy - mruknęła.- Ale mam nosa.- Wydawało mi się, że Weronika potrafi obyć się i bez tego - odezwał się Charles.-Chyba że o czymś nie wiem.- W przypadku Timothy ego magia uzdrawiająca bywa nie do końca skuteczna -wyjaśnił Lloyd, przeglądając kolejną szafkę.- Zrodki znieczulające są tutaj.Nie traćmy czasu.- Ale jak on to w ogóle zrobił? - Charles pokręcił głową.- Z tym światłem iwitrażami.Nie rozumiem.- W chwili obecnej nie mam bladego pojęcia - wzruszył ramionami Lloyd.- I chętniedowiem się czegoś więcej, kiedy przywrócimy go do stanu używalności.Przede wszystkimchciałbym wiedzieć, co go zaatakowało.Nie wyczułem energii pańskiego Smoka.- To nie jest mój Smok.-.ale cokolwiek to było, daję słowo, że nie doczeka świtu.- Oczy szermierzazabłysły dziko.- I ty się z nimi zadajesz - mruknął Charles gdzieś w przestrzeń.* * *Gabriel zamknął oczy i zacisnął zęby.Zgromadził w sobie tyle energii, ile tylkozdołał.A potem ukierunkował ją na Timmy ego, po raz pierwszy z własnej woli stosujączaklęcie, do którego wcześniej niejednokrotnie go zmuszano.Starczyło mu odwagi na podjęcie decyzji.Kiedy jednak poczuł ból i ciepłe strużkikrwi przesiąkające ubranie, nagle wróciły wspomnienia.Opanowanie artysty rozsypało się jakdomek z kart [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl