[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy bezsłowa podszedł do jednej z lamp i spojrzał na nią, oczekującpolecenia, spuściła wzrok i udała, że poprawia coś przy apara-cie.Nie pojmowała, co się dzieje.Jason zaskoczył ją swoimzachowaniem.Uniosła aparat do oka i wycelowała w ścianę.- Przesuń w lewo -poleciła.- A teraz w prawo nie, jeszcze ka-wałek w lewo.Nie, ciągle nie tak.- A może zdejmę lampę ze stojaka i wtedy powiesz, gdzie mamświecić - zaproponował.Kiedy powoli przemieszczał snop światła po wskazanej płasz-czyznie, Laura wykrzyknęła:-Tam! Właśnie tam! Tak, tak lepiej.Teraz nie ruszaj.Przeszło godzinę pracowali razem.Po pewnym czasie, jakby odlat tworzyli zgrany zespół, nie musiała już nawet mówić Jaso-nowi, gdzie ma skierować światło.Wiedział, jak cienie groma-dzą się wokół każdego występu na ścianie, i umiejętnie je wy-dobywał.Dopiero kiedy zrobiła przerwę żeby zmienić film, iJason zadał jej kilka pytań, zdała sobie sprawę, że opowiadałamu o swoichSR przypuszczeniach i nadziejach związanych z naskalnymi malo-widłami.Tak harmonijna współpraca zdenerwowała ją do tego stopnia, żenie mogła się skupić.Szybko skończyła rolkę filmu, podeszła dopłaskiego głazu na środku jaskini i usiadła.Kiedy do głazuzbliżył się Jason, pochyliła głowę i zaczęła wkładać nowy film.Bała się na niego spojrzeć, bała się, że jej twarz zdradzi zmie-szanie.Jason wbił stalowe ramię przenośnej lampy w piasek,kierując ją na sklepienie.Otoczył ich blady krąg światła;Wbrew powszechnemu mniemaniu, Jason uwielbiał inteligentnekobiety; Bawił się przy nich zawsze wyśmienicie; a w tymstwierdzeniu nie było ani krzty pogardy czy lekceważenia.Niemiał trudności ż nawiązywaniem kontaktu z nimi, nigdy niebrakowało mu słów.aż do tej chwili.Laura Ghant jest dla niego zagadką.Rzuca się oczy, że nieprzepada za nim, dlaczego jednak odnosił wrażenie, że ta ko-bieta udaje? A właściwie nie udaje; tylko raczej coś przed nimukrywa.Laura, leżąc nad ranem w łóżku i czekając, aż wzejdzie słońce,obmyślała sposób postępowania z Jasonem.Doszła wówczas downiosku, że najtrudniejszą przeszkodą do pokonania będąchwile bezczynności.Musi przecież czasem zrobić sobie prze-rwę i odpocząć: Bała się braku zajęcia, przewidując w takichrazach konieczność rozmowy z Jasonem, jeśli nie chce wyjść naidiotkę,Jest rzeczą normalną, że w trakcie rozmowy ludzie Wymieniająinformacje na swój temat.Ona zaś nie może nic zdradzić Jaso-nowi, jeżeli chce tu pracować, i nie zamierza ryzykować utratyszansy opisania jaskini.Po tych porannych, pełnych troski rozmyślaniachSR Laura wreszcie postanowiła, co zrobi.Jeżeli nie chce zwracać nasiebie uwagi, musi zachowywać się naturalnie.Jason uchodzi zapożeracza serc niewieścich, a po kilku godzinach spędzonychrazem z nim i jego rodziną przekonała się, że nie będzie łatwymprzeciwnikiem.Dawno temu stwierdziła, że mężczyzna przypomina psa z ko-ścią.Im bardziej próbuje mu sieją odebrać, tym bardziej za-wzięcie jej broni.Przewidywała zatem, że obojętnością i dziw-nym zachowaniem może tylko pobudzić zainteresowanie Jaso-na.Powinna w każdym razie unikać w rozmowie tematów ro-dzinnych, spraw wychowania i pochodzenia.Wstrząsnął nią dreszcz, przypominając, że bezczynność pozwalazimnu przenikać aż do szpiku kości.Ostrożnie położyła kameręna kolanach, wygrzebała z plecaka sweter, włożyła go i spojrza-ła na świecącą tarczę zegarka.Są w jaskini od dwóch godzin.Masz już dosyć, czy możemy pracować dalej? -spytała.Chętnie zostanę tu z tobą.- Jason włożył kurtkę i usiadł.Potemodchylił się do tyłu i oparł na łokciach, żeby lepiej się przyjrzećLaurze.- Co teraz, pani profesor?Spojrzała na niego z irytacją, ale zaraz się uśmiechnęła.Niemoże przecież dopuszczać do tego, żeby tak ją drażnił, mimo żetrudno jest od razu nauczyć się nad sobą panować.-Chciałabym zrobić kilka zdjęć w głębi jaskini - oznajmiła.Usiadł prosto i otrzepał ręce.To niezbyt mądre, Lauro -rzekł.-Tam jest.Wiem, niebezpiecznie.Jeżeli jednak będziemySR uważać.- Spojrzała na niego błagalnie.- Widziałam tam chybanajstarsze zachowane w jaskini malowidła.Muszę je sfotogra-fować.- Ponieważ nie uległ od razu, dodała z uśmiechem: -Proszę cię.Jason wstał i wyciągnął rękę.Laura zawahała się, ale w końcuchwyciła dłoń i pozwoliła podciągnąć się w górę.- Częściej się tak do mnie uśmiechaj, a zrobię dla ciebiewszystko - zapewnił.Roześmiała się i potrząsnęła głową, zarzucając na ramię aparat.Dała Jasonowi znak, żeby szedł przodem z lampami.-Musi ci być bardzo ciężko - powiedziała,- Jak to ciężko? Czemu?-Taki przystojny, wygadany i cudowny mężczyznaz pewnością czuje brzemię tych wszystkich przymiotów.- Dlaczego tak uważasz?- Bo nikt cię nie bierze poważnie.- Laura obeszła skalny wy-stęp, - Kobiety na pewno traktują cię jak kawał mięsa.- Ostroż-nie zrobiła krok przez stos kamieni.- Brak szacunku sieje spu-stoszenie w twoim ego.Rozumiesz, o czym mówię?- Ja i kawał mięsa? Do jasnej cholery; nigdy.Jason zatrzymał się raptownie i odwrócił.Laura była zbyt bli-sko, więc wpadli na siebie, aż jęknęli, złapali się w objęcia ichwiejnie postąpili kilka kroków, jak w jakimś prymitywnymtańcu, a światła miotały się i podskakiwały po ścianach.Oto-czyła ich chmura białego pyłu, gruchnęli na ziemię i zrobiło sięciemno.Chcąc ratować aparat, Laura w trakcie upadku przekręciła się nabok.Zakaszlała, machnęła ręką, żeby odgonić pył, a wtedy apa-rat, który trzymała w tej ręce, natrafił na coś twardego.Słyszącjęk bólu, drgnęła i powiedziała:SR -Przepraszam.Jason myślał, że tym razem mu się udało, bo znalazłsię na wierzchu.Kiedy jednak dostał w głowę aparatem, oparłczoło na piersiach Laury i parsknął śmiechem.-Pani profesor, upadki to wyraznie pani specjalność.Dlaczego nie patrzyłam, jak idę? - wyrzucała sobie Laura.Jakmogłam być taką niezdarą?-Nic ci nie jest? - spytała cicho.Nie.Ale dzięki tobie mam gwarantowany cholerny ból głowy.To nie była moja wina.Zbyt gwałtownie się zatrzymałeś.A niech cię diabli, pani profesor.Gdybyś przestała deptać mi popiętach.- Nie dokończył.- Nie ruszaj się.Dlaczego?Zgubiłem lampę.Wspaniale - rzekła cierpko.Tylko mi tu nie zrzędz, skoro wszystko stało się przez ciebie.-Wyciągnął rękę i zaczął wodzić dokoła. O, jest.Znalazł przełącznik i pstryknął.Nic.Nie chciał nawet myśleć,co by było, gdyby stracili jedyne zródło światła.Znalazłeś? - Laura nie śmiała drgnąć.Tak.No to zapal, na miłość boską.Jason kilka razy pstryknął przełącznikiem, potrząsnął lampą iwestchnął, gdy wreszcie światło wydobyło jaskinię z mroku.Spojrzał na Laurę, którą miał pod sobą, i roześmiał się.-%7łałuj, że nie możesz się zobaczyć - rzekł.Wyglądała, jakbyktoś obsypał ją mąką, tylko wokół oczu pozostały ciemniejszeobwódki, przez co trochęSR przypominała ducha - albo clowna, któremu zapomniano doma-lować uśmiech.Jason oblizał palec i narysował na jej twarzyuśmiech od ucha do ucha.Poczuła wzbierający w nim śmiech, zanim go usłyszała.Rzuci-łaby Jasonowi jakąś złośliwą uwagę, gdyby nie wprawił jej wotumaniające zdumienie tym, co robił.Wyglądał tak samo ko-micznie jak ona, ale nie mogła się roześmiać, choć chciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl