[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Idzcie teraz pomodlić się przed obliczem naszego pana i przygotujcie jego służ-ki  wskazał palcem na obie kobiety. Jak rozkażesz, Sartapisie mój panie  rzekł kłaniając się nisko Cimmeryjczyk.131 Wolno w głębokim pokłonie cofnęli się do małych drzwiczek skrytych w mroku.Conan znał na pamięć cały plan świątyni, więc wiedział, że tu nie popełni błędu.Alenim zdążyli schronić się w sąsiednim pomieszczeniu, arcykapłan dał znak, aby się za-trzymali. Te niewolnice mają być oddane w ofierze dopiero jutro, ale. zawiesił głos chyba wezmę dziś tę  wskazał palcem Nemfale  marzę o tym, aby ołtarz pananaszego Seta był obmywany bez przerwy świeżą krwią.Arcykapłan wiedział, że jest blisko śmierci jak nigdy w życiu.Miał przed sobąnajstraszniejszego mordercę świata  Conana Cimmeryjczyka, jedną z wyszkolonychw zadawaniu śmierci tygrysic króla i potężnego Vanira, który tak dziwnie wyglądałz ufarbowanymi na czarno włosami.Ale Sartapis choć bał się, to ten strach sprawiał murównocześnie rozkosz.Conan szybko omiótł wzrokiem wnętrze świątyni.Nie było szansy cichego zabiciawszystkich obecnych.Kątem oka dojrzał, że Nemfale też się rozgląda.Ale nie mieliwyjścia.Mogli tylko wszcząć walkę i za chwilę mieć przeciw sobie całe Khemi.Conanjuż szykował się, by wyciągnąć sztylet z laski, gdy Nemfale szepnęła mu wprost w ucho.132  Pójdę.Nic nie rób, błagam.Zostawcie mnie.Conan zmartwiał słysząc te słowa. No co tam, wrośliście w ziemię, psy  warknął zniecierpliwiony arcykapłan. Idę już Sartapisie, mój panie  Cimmeryjczyk chwycił kobietę za ramię i po-prowadził ją w stronę ołtarza. Pamiętaj  szepnęła gorączkowo w jego ucho korzystając z tego, że arcyka-płan odwrócił się w stronę ołtarza  zniszcz Kamień, błagam.Błagam, Conanie.Mojaśmierć tylko po to.Wśród twoich jest zdrajca, szpieg Sartapisa.On wie, kim jesteś.Towszystko było zaplanowane.Sartapis wpuści cię i odbierze potem Kamień.Jeżeli wyj-dziesz zaufaj królowi, pamiętaj król ci sprzyja.To on mnie wysłał.%7łegnaj, barbarzyńco. Nie pozwolę byś cierpiała  jęknął Cimmeryjczyk czując jak drżą mu dłonie.Usta miał wyschnięte na wiór. Nie będę cierpiała.Nie martw się.Niech bogowie ci sprzyjają.Dwaj akolici odebrali Nemfale z rąk Conana i rozłożyli ją na ołtarzu.Cimmeryjczykwycofał się w głębokim pokłonie, ale wszystkie ruchy i gesty były jakby nie jego.Jakbywykonywał je kto inny.Sam Conan był ogłuszony nieszczęściem i przerażony.Nie miał133 nawet siły by nienawidzić.Stał się pusty w środku i wyprany ze wszelkich uczuć próczdojmującej trwogi.Jego twarz zastygła w maskę cierpienia.Zniknął za drzwiami, gdzieczekali już przyjaciele.Gdy zobaczyli jego twarz, zdrętwieli.Widzieli już gniew Conana, widzieli już jegobitewny szał, widzieli mordercze lśnienie w lodowatych oczach, ale to co zobaczyliteraz było stokroć straszniejsze.Conan minął ich, nie zauważając, jak ślepiec i padł naposadzkę tłukąc głową w kamienie.Zza drzwi rozległ się potworny, wibrujący, pełenbólu i przerażenia krzyk.Ymirsferd podskoczył do Cimmeryjczyka. Chodzmy stąd  krzyknął  prowadz do lochów, na Ymira!Widząc zastygłą w bólu twarz towarzysza i jego niewidzące, puste oczy, trzasnąłgo pięścią raz i drugi.Conan otrząsnął się i otarł krew z rozbitych warg. Dobrze rzekł  idzmy!Doskonale wiedział co należy robić.Najpierw podejść do olbrzymiego, sięgające-go głową pod sufit posągu Seta.Potem przekręcić pierścień w środkowym palcu lewejręki bóstwa.I wtedy już otwierało się tajemne wejście do lochów, tuż za plecami postu-134 mentu.Weszli do środka, w ciemność, zabierając ze sobą oliwne lampy.Schodzili postromych, kamiennych schodach, nisko pochyleni, gdyż odległość od podłoża do stropubyła niewielka.W podziemiu panował chłód i wszechobecny stęchły zapach. Na razie jest bezpiecznie  rzekł Conan  powiem wam kiedy zaczną się pu-łapki.Idąc cały czas myślał o ostatnich słowach Nemfale.Stracił przewagę jaką dawałozaskoczenie i w dodatku miał zdrajcę w swoich szeregach.Kto? Ymirsferd? Kandar?Sheila? Dziewczyna z pewnością nie.Przecież brała udział w wyprawie przez przypa-dek.A Vanir? Czy zdradziłby swego władcę za złoto Stygii? Więc Kandar? Człowiek,o którym nic nie wiadomo, a który jest mistrzem walki.Kogóż lepszego mogliby wy-brać kapłani? A może nikt? Może Nemfale się myliła? Cimmeryjczyk wiedział, że napytanie czy wśród jego towarzyszy jest zdrajca, a jeśli tak to kto, musi odpowiedziećprawie natychmiast.Pózniej może już być za pózno.Na szczęście, aby trafić do Sali,gdzie stał posąg Królowej Zmierci należało przebyć jeszcze długą i trudną drogę.Co-nan wiedział, że nie może się pomylić.Jeżeli zabije sprzymierzeńca tym sroższa będzie135 przeprawa ze zdrajcą.A był pewien, że kapłani sprokurowali mu nie lada niespodziankęi wybrali kogoś lepszego od Eklostasa Pytona.Schody skończyły się.Teraz do przodu prowadziły trzy korytarze.Cimmeryjczykposzedł środkowym. Idzcie dokładnie po mych śladach  przykazał  bo jak nie. zatrzymał sięnagle, przepuścił ich i końcem laski mocno huknął w ominięty kamień.Błyskawiczniei bezszelestnie runęła z sufitu żelazna brona i ze zgrzytem trzasnęła o posadzkę. Na Ymira  westchnął Vanir. O do stu tysięcy diabłów  syknął Kandar  dużo tu tego? Przecież to byrozerwało na strzępy  z niedowierzaniem przyglądał się żelaznej bronie.Czy znaszwszystkie pułapki, Conanie? O tym się dopiero przekonamy  odparł Cimmeryjczyk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl