[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tego, co zdołał usłyszeć i zrozumieć, mówiła, że jest tu z kimś, ktopoświadczy jej tożsamość.Ten ktoś miał być w sklepie po drugie stronie ulicy.Mężczyzniwydawali się kompletnie ignorować jej wyjaśnienia.W pewnej chwili ruszyła w stronęjezdni, ewidentnie chcąc im coś pokazać.Jeden z nich złapał ją brutalnie za rękę i mocnoszarpnął.Zatoczyła się.Próbowała uwolnić ramię.Wtedy boleśnie wykręcili jej ręce do tyłu.Funkcjonariusz, trzymający dokumenty zatrzymanej, uderzył ją otwartą dłonią w głowę.Julek nie chciał się mieszać, ale jego polska natura nie mogła znieść takiego traktowania kobiety.Poza tym pokusa utarczki z funkcjonariuszami MP okazała się silniejszaniż zdrowy rozsądek.Podszedł do nich.- Nie wolno tak traktować podejrzanego - powiedział do Anglików ostrym tonem.-Trzech mężczyzn bije słabą kobietę.Może ze mną byście spróbowali?Mężczyzna, trzymający dokumenty Azjatki, popatrzył na Kwiatkowskiego najpierw zzaciekawieniem, potem z jawną wrogością.- Polak - wycedził szyderczo, widząc naszywki na mundurze.- Szukasz kłopotów?- Przestańcie ją szarpać.- Może powinniśmy zacząć z tobą?Anglik zrobił krok w jego kierunku.Niby mimochodem położył dłoń na rękojeścipałki.Chciał w ten sposób dać Polakowi do zrozumienia, że nie będzie tolerował wtrącaniasię w ich pracę, szczególnie kiedy robi to obcokrajowiec, korzystający przecież z ichangielskiej gościnności.Tacy powinni siedzieć cicho i dziękować Bogu, że Anglia łaskawiepozwala im - nieudacznikom z podbitych krajów - na ten zaszczyt, by walczyć w obroniekorony brytyjskiej.Widać niektórym pewne oczywiste koncepcje trzeba tłumaczyć ręcznie.- Może powinniście, angielskie palanty.Tego już było za wiele dla funkcjonariuszy policji wojskowej.Ich zainteresowanieAzjatką zdecydowanie osłabło.Pojawiła się sprawa daleko ważniejsza.Trzeba było nauczyćtego bezczelnego Polaczka, jak należy odnosić się do brytyjskich wojskowych służbporządkowych.Wychodziło na to, że bardzo potrzebował takiej lekcji.Dobrze trafił, bo oni zniekłamaną przyjemnością mu takiej udzielą.- To się doigrałeś, Polak.Jesteś aresztowany.Będziesz stawiał opór? - spytał Anglik,w duszy licząc na odpowiedz twierdzącą.Nie przeliczył się.- Możecie mi naskoczyć, tłuki - wypalił Julek prowokacyjnie.- Polskiego podoficeranie zaaresztuje byle śmieć.Można by śmiało powiedzieć, że Anglik wręcz się ucieszył z takiego dictum.Tymsposobem wszelkie formalne przeszkody dla użycia  niezbędnych środków przymusuzostały usunięte.- Chłopaki, brać go! - rzucił rozkaz do kolegów.Sam błyskawicznie dobył pałki i zamierzył się na Polaka.Nie mógł wiedzieć, żeszkolenie z elementami jujitsu, które przechodzili żołnierze polskiej sekcji SOE, było bardzoefektywne.W połączeniu z refleksem pięściarskim i szybkością wyćwiczoną na treningachjeszcze w Warszawie okazało się zabójczo skuteczne. Natychmiastowy unik, i pałka w ręku Anglika przeszyła powietrze.Był to idealnymoment na błyskawiczną kontrę.Julek nie mógł nie wykorzystać szansy.Celny sierpowy wpodbródek spowodował klasyczny nokaut pierwszego z funkcjonariuszy.Drugi dostałkopnięcie w podbrzusze, zanim zdążył przypuścić atak.Od razu odechciało mu się dalszychdziałań.Chwycił się oburącz za brzuch i osunął na kolana.Trzeci delikwent, najroślejszy,ruszył na Kwiatkowskiego niczym zawodowy zapaśnik.Zamierzał go powalić na ziemię iprzygnieść ciężarem ciała, w ten sposób uniemożliwiając mu dalszą obronę.Julek przewidziałzamiar przeciwnika.Nauczył się tego na ringu.Nasadą otwartej dłoni wyprowadził z barkuuderzenie w podbródek Anglika, który był sporo wyższy, co ułatwiło sprawę.Głowa muodskoczyła do tyłu.Pociągnęła za sobą górną część tułowia i chcąc nie chcąc mężczyznastracił równowagę.Zamachał jeszcze rękami, bezskutecznie próbując zachować środekciężkości na właściwym miejscu.Runął na plecy i tyłem głowy wyrżnął o płytę chodnikową.Wydawało się, że zagrożenie ze strony funkcjonariuszy brytyjskiej MP zostałozażegnane.Julek spojrzał na przyklejoną do muru Azjatkę.Nagle wyrósł koło niej eleganckoubrany mężczyzna.Wyglądał jak encyklopedyczny stereotyp angielskiego dżentelmena.Ztrudem powstrzymywał wzburzenie.Kwiatkowskiemu nie dane było w jakikolwiek sposób zareagować.Usłyszał za sobąkrzyk.- Ręce do góry!!! Na ziemię!!! Już!!!Odwrócił głowę.Czterech innych funkcjonariuszy MP - diabli wiedzą skąd się tuwzięli - celowało do niego z pistoletów.Sytuacja stała się nie do pozazdroszczenia.Przeciwbroni palnej nic nie mógł zrobić.Zresztą skoro przybyły posiłki, najpewniej wezwane przezdżentelmena, nie było sensu się stawiać.Dwóch Anglików dopadło go od tyłu.Sprawnie wykręcili i skuli mu ręce.Nie broniłsię.Azjatka szarpnęła dżentelmena za rękaw.- Nie, Tony, nie - powiedziała głośno.- Powiedz im coś.On mnie bronił.Ci z MPmnie prześladowali.Chcieli chyba.- śmiało pokazała palcem na dochodzących do siebietrzech funkcjonariuszy.- Zaczekajcie, panowie.- Głos dżentelmena zabrzmiał stanowczo.O dziwo, Anglicybez szemrania wykonali polecenie.Musiał być kimś ważnym.Mężczyzna podszedł doKwiatkowskiego.- To prawda?- Nie lubię, jak się niepokoi kobiety.Pan chyba również.Wygląda pan nadżentelmena.- spojrzał za siebie. - W odróżnieniu od tych kundli. Kundle wyszczerzyły zęby z wściekłości, ale powstrzymały się od działania.- Nazywam się Tony Pratchett.Pracuję dla lorda Hiltona.Pan kto jesteś?- Podchorąży Juliusz Kwiatkowski.Jednostka polskiej sekcji SOE.- Dziękuję za pana postawę.Seiko Hara też pracuje dla milorda.Nie powinni byli jejniepokoić.Ma wszystkie papiery w porządku.- Pocieszył mnie pan.- Julek wysunął zza pleców skute ręce.- Coś z tym zrobimy?- Napaść na funkcjonariuszy MP to poważna sprawa.Nie mogę pana teraz uwolnić,ale zajmę się problemem osobiście i dopilnuję, żeby potraktowano pana czyn w szczególniełaskawy sposób.Może się pan nie martwić.Ma pan moje słowo.- Słowo angielskiego dżentelmena.Od razu się lepiej poczułem.Delikatna ironia w tym stwierdzeniu nie umknęła uwadze Tony ego Pratchetta.Uśmiechnął się tylko z wyrozumiałością.Ach, ci Polacy.- Jeżeli ten człowiek poskarży się na złe traktowanie - zwrócił się do Anglików -dopilnuję, żebyście do końca wojny mieli najgorszą służbę z możliwych.Wszyscy.Mamnadzieję, że się rozumiemy - dodał łagodnie i spojrzał każdemu prosto w oczy.- Tak jest, panie Pratchett - odpowiedział dowódca.Od razu widać było, że nie w smak mu konieczność dobrego traktowania aresztanta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl