[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zastanawiała się jednak nad tym zbyt długo, bo roboty wciąż byłomnóstwo.Wraz z Emmą i Sally zabrały się do zmieniania pościeli.Zniszczone poszwy i powłoczki zwinęły w tobołek i wrzuciły dobillabongu tuż za domem, który pełnił funkcję pralni.Potem za pomocąpolgaragestów i kilku słów Mei ustaliła, co Sally ma przyrządzić na kolację.Kiedy znów wyszła na dwór, natknęła się na Bryce'a.Oparty w niedbałejpozie o rozłożyste drzewo, bawił się bezwiednie oddzieraniem z korypasemek łyka i owijaniem ich wokół palca.- Ojciec ma przywieźć dziś Larry'ego, kucharza.Jeżeli Sally dobrzesię sprawi, będą mogli razem pracować.Mei kiwnęła głową.Bryce całkowicie skupił się na zabawiekawałkiem kory, mogła mu się zatem uważniej przyjrzeć.Patrzyła - ibyła coraz bardziej zauroczona.Bryce Llewellyn był niezwykle męski, ajednocześnie delikatny, emanował magnetycznym, młodzieńczymwdziękiem.Nie obnosił się jednak ze swoimi przymiotami, nie robił nic,by zwrócić na siebie uwagę.Sprawiał wrażenie osoby zupełnienieświadomej swoich walorów.- Sally bardzo się stara - zaczęła Mei, by przestawić myśli nabardziej praktyczny temat.- Emma zresztą też.lous- To dobrze - odparł, nie podnosząc wzroku.- Dopilnuj jednak, żeby nie spędzały w domu więcej czasu, niż tokonieczne.Mama nie przepada za Aborygenami.Kiedyś goniła jednegoz pasterzy z nożem w ręku.- Przerwał raptem, jak gdyby dotarło doniego, jak przerażająco musiały zabrzmieć jego słowa.- Zwyklepilnujemy, żeby noże nie leżały w zasięgu jej ręki - dodał, wzruszającandaramionami - ale wtedy pokpiliśmy sprawę.Prawdopodobnie znalazła nóżna podwórzu.Czasami wymyka się w nocy z domu, nie wiedzieć dokąd.Staram się mieć ją stale na oku, ale mam tyle innych spraw, którychscmuszę dopilnować.- znów urwał i pogrążył się w zadumie.- Czy twoja mama zawsze taka była? - spytała ostrożnie Mei.- Czy zawsze? - Jego twarz spochmurniała.- Tego nie wiem.Zganiła się, że zadaje zbyt wiele pytań, lecz przecież zrozumienieLlewellynów miało niebagatelne znaczenie, skoro miała odzyskać perłę.Postanowiła posłużyć się zmyśloną opowieścią, by sprowokowaćchłopaka do dalszej rozmowy.- W Darwin mieszkał pewien Chińczyk - zaczęła.- Wszyscyprzychodzili do niego ze swoimi problemami.Pewnego dnia jego żonapolgarawyszła na ulicę i na jego oczach zginęła pod końskimi kopytami.Od tamtej pory biedak zachowuje się podobnie jak twoja matka.Rozmawiaz żoną, zupełnie jakby ta wciąż żyła.Nie jest sobą.Żyje w świecieomamów i własnych wyobrażeń.- Dlaczego mi to mówisz? - przerwał jej Bryce.- Ten Chińczyk zmienił się, bo był świadkiem przerażającej sceny.Zastanawiałam się, czy z twoją matką nie stało się tak samo.Przez chwilę milczał, pogrążony we własnych myślach.- W Broome prowadziła zupełnie inny tryb życia - odezwał się wkońcu posępnie.- Byłeś kiedyś w Broome?- Nie.Nigdy nie wyjeżdżałem z rancza.Mei zrobiło się go żal.Żyjąc w tak ograniczonym świecie, skądmiałby wiedzieć, dlaczego matka dostała obłędu? Z kim miałby jąporównać? Może nawet nie był w pełni świadom, jak dziwaczne jest jejzachowanie.lous- Kobiecie ciężko tu żyć - westchnął.- Domyślam się.Może ma jednak coś, czym mogłaby się cieszyć?- W jednym roku mamy suszę, w następnym powódź.Nie jesteśmyw stanie ogarnąć tak olbrzymiego terenu i nad wszystkim zapanować.Aborygeni podbierają nam krowy, które zapuściły się za daleko.Ludzinęka malaria.- wykrzywił usta w gorzkim grymasie.- Nie wiemandadlaczego, ale jakoś nie cieszy to mojej matki.Mei uśmiechnęła się w duchu i polubiła Bryce'a jeszcze bardziej.Staćgo było na dystans w takiej sytuacji, miał poczucie humoru.Był toscczarny humor, ale Mei taki właśnie odpowiadał.- Chciałam tylko powiedzieć, że może jest tu jednak coś, co onakocha, coś, na co lubi patrzeć albo czego chętnie słucha, smakuje,wącha.Nie wiem, może jakiś drobiazg, dzięki któremu mogłabypowiedzieć: „Życie nie jest wcale takie straszne?"- To miło, że się o nią troszczysz.- Bryce obdarzył Mei serdecznymuśmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl