[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec nie chce go znać.Maurycy wyprowadził się z kanarkami do Kuzmy.Koledzyz Akademii myślą zapewne, że zawieruszył się z jakąś dziewczynką. Podeszła do telefonu i nakręciła numer.Po chwili usłyszała głos Wiktora.- Tu Joanna.Słuchaj, muszę się natychmiast z tobą zobaczyć.- Dobrze.Przyjedz do mnie.Zawahała się.Wiedziała, że to było bardzo ryzykowne.Nie chciała jednak przyznaćsię, że się boi.- Halo.Joanna.Czy mnie słyszysz?- Tak, słyszę cię.- No więc jak? Przyjedziesz?- Przyjadę - powiedziała zdecydowanie.Radoń mieszkał na %7łoliborzu, na Krasińskiego.Odnajmował pokój przy rodzinie.Joanna wolno szła po schodach.Najchętniej zawróciłaby i uciekła.Teraz dopieropoczęła zdawać sobie sprawę z tego, na co się odważyła. O tej porze sam jest wmieszkaniu" - myślała.Stanęła przed drzwiami oznaczonymi numerem pięć.Zawahała się.Jeszcze mogła sięcofnąć, jeszcze nie było za pózno.Będzie wiedział, że się go boi i będzie z tegodumny.Podniosła rękę i zastukała energicznie.Otworzył natychmiast.Wciągnął ją do przedpokoju.- Nareszcie się zdecydowałaś.Wyrwała mu się gwałtownie.- Puszczaj.Nie po to do ciebie przyszłam.Udał zdziwionego.- Sądziłem, że przyszłaś, bo mnie kochasz.Patrzała mu prosto w twarz, usiłując opanować wewnętrzne drżenie.- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.Dlatego przyszłam.- Lubię poważne rozmowy.Proszę cię, wejdz.Zaprowadził ją do swego pokoju iwskazał ręką tapczan.- Siadaj.Usiadła na krześle.Nie zdejmowała rękawiczek ani beretu.Chciała wyglądać jaknajbardziej oficjalnie.- Co się stało z Krzysztofem?- Z kim? - Nie udawaj, że nie wiesz, o kogo chodzi.Chcę wiedzieć, co się stało z KrzysztofemWajchertem.Wzruszył ramionami.- Dlaczego właśnie mnie o to pytasz? Cóż ja mam wspólnego z tym pacykarzem?- Byliśmy wtedy razem w  Krokodylu".Ja, Krzysztof, Podjemski, Magda i ty.Pamiętasz?- Pamiętam.No i co z tego?- Od tego wieczora nie widziałam Krzysztofa.8889- Widocznie znalazł sobie inną.Joanna poruszyła się niecierpliwie.- Słuchaj, ja mówię poważnie.-Ja także.- Krzysztof zniknął.Rozumiesz? Nie ma go ani w domu, ani na uczelni, ani w ogólenigdzie.Muszę wiedzieć, co się z nim stało.Radoń wyjął papierośnicę.- Więc uważasz, że ja się powinienem opiekować twoimi amantami? Przyznaję, że todosyć oryginalny pomysł.A może mi tak łaskawie wytłumaczysz, dlaczego właśnieja mam wiedzieć, gdzie się podział pan Wajchert.- Ty go nienawidzisz - powiedziała Joanna.Radoń zaśmiał się krótkim, pozbawionym wesołości śmiechem.- Kapitalna jesteś, moja mała.Więc ty myślisz, że ja za-ciukałem tego gówniarza? Ico ty sobie wyobrażasz, hę? No co ty sobie wyobrażasz? Gadaj.%7łe ja bym ci się takzaraz do wszystkiego przyznał? %7łe bym ci się wyspowiadał i prosił o rozgrzeszenie?Stuknij się no w głowę, siostro.Joanna zerwała się z miejsca, podbiegła do Radonia i chwyciła go za klapymarynarki.- Coś ty zrobił z Krzysztofem? Coś ty zrobił z Krzysztofem? Wstał bez pośpiechu.Ujął ją za przeguby rąk i ścisnąłz taką siłą, że krzyknęła z bólu.- Puszczaj. Rzucił ją na tapczan.- Ty dziwko - warknął.Patrzała na niego szeroko otwartymi oczami.Ogarnął ją strach.Stał nad nią wysoki, barczysty, pochylony jak do skoku.Długie ręce, zakończoneszerokimi, żylastymi dłońmi, chwiały się wolnym, wahadłowym ruchem.(".wałtownie podkurczyła nogi i usiadła.- Nie dotykaj mnie.Nie dotykaj mnie.Językiem zwilżył wargi.Postanowiła się bronić.Zerwała się.Silnym pchnięciem cisnął ją z powrotem na tapczan.- Leż.Skoczył, chcąc ją obezwładnić ciężarem swego ciała.Skurczyła się i z całej siły trzasnęła go obydwiema nogami w brzuch.Upadł napodłogę.Rzuciła się ku drzwiom.Zerwał się i klnąc, pochwycił ją za ramiona.- Ty cholerna.Z całej siły walił ją po twarzy.Czuła smak krwi i zamęt w głowie.Myślała o tym, żelada chwila straci przytomność i wtedy.- Panie Radoń, panie Radoń, co się tam u pana wyprawia?- Nie pani interes - odkrzyknął zadyszany.Joanna szarpnęła się.- Puść, bo będę krzyczeć, będę wołać o pomoc.Rozluznił chwyt.Wargi drżałyOtworzyła drzwi.W przedpokoju zobaczyła tęgą kobietę, która przyglądałajej sięciekawie.Wbiegła na schody.Radoń nie gonił jej.Dopiero na ulicy włożyła palto.Trzęsła się cała z podniecenia.Nie mogła sięopanować.Wiedziała, że to nie koniec, że Wiktor nie zrezygnuje tak łatwo.Przerażałają myśl, że ten człowiek dopiero teraz zacznie ją prześladować.Co robić?Powiedzieć matce? Byłajuż przecież dorosła.Powinna umieć sobie sama radzić.Nie miała się do kogo zwrócić o pomoc.Gdyby był przy niej Krzysztof.AleKrzysztofa już może nigdy nie zobaczy.Maurycy.Biedny, nieśmiały Maurycy.Czyżmógłby przeciwstawić się takiemu człowiekowi jak Wiktor? Nie, to śmieszne,niedorzeczne.Potrzebowała pomocy.Czuła się zupełnie sama, opuszczona, bezradna.Wsiadła w tramwaj i pojechała na Politechnikę.Trafiła akurat na przerwę między wykładami.Bez trudu odnalazła Maurycego.Spojrzał na nią niepewny, zażenowany.- Słuchaj, Maurycy, muszę z tobą porozmawiać.Czy mógłbyś zrezygnować znastępnego wykładu?9091- No cóż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl