[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celowo i bardzo powoli włożył gwizdek do ust i wydobył łagodny, gardłowyświergot, przy czym jakoś udało mu się przywołać na usta uśmiech.Pigmeje natychmiastopuścili dmuchawki i skupili się wokół niego z wytrzeszczonymi oczami, szybko coś mówiąc wdziwnym, prymitywnym języku, którego nie byliśmy w stanie zrozumieć.Ośmielony ich reakcją Phata wydobył z gwizdka przenikliwy trel, który przeszedł w serięostrych, piskliwych świergotów.Pigmeje byli wyraznie zafascynowani.Jeden z nich uczyniwszy krok naprzód, wskazałpodekscytowany własne usta i powiedział coś zupełnie niezrozumiałego.Kiedy Phata skrzywiłsię i pokręcił głową, mały człowieczek wyglądał na rozczarowanego i zaczął podskakiwać, ale pochwili wyszczerzył zęby w uśmiechu, przestał tańczyć i wręczył memu towarzyszowi swojądmuchawkę.Nastąpiło to tak spontanicznie, że absolutnie nie można było tego odebrać jakoznaku uległości, ale w rezultacie dłonie pigmeja były teraz wolne.Umieścił końce małychpalców w kącikach ust i wydał gwizd tak przeszywający, że niemal ogłuszający.Phata i ja głośnowyraziliśmy swoją aprobatę, a ja posunąłem się do tego, że poklepałem pigmeja po plecach.Teraz nadeszła moja kolej, aby pochwalić się tym, co umiem, a ponieważ jestem szybki (toznaczy mam dryg do rozmaitych sztuczek), wprawiłem w zdumienie tych małych ludzi, udając,że wyciągam z ich uszu i nosów bryłki złota, które błyskawicznie znikają i znów pojawiają się wmych palcach, po czym zademonstrowałem im swoją specjalność, to znaczy rzuciłem bryłkęzłota w powietrze, a spadła w postaci deszczu płatków pachnących kwiatów.Była to dziecinnazabawa, ale jej efekty przerosły moje oczekiwania.Mieliśmy rzeczywiście, Phata i ja, magicznąmoc i lud N'dola - tak nazywali samych siebie - od tego czasu traktował nas bardzo serdecznie.Niestety ten stan rzeczy nie miał trwać wiecznie, ale tego oczywiście nie mogliśmy wtedywiedzieć.Bardzo szybko znalezliśmy się w kanu i popłynęliśmy na wyspę, gdzie natychmiastzaprowadzono nas przed oblicze wodza imieniem An'noona.Jego chata była wyższa i większa odwszystkich pozostałych, a pale, na których stała, odpowiednio grubsze, ale mimo to lekkokołysały się, jak sam wódz - drobny, stary, pomarszczony pigmej - który zszedł po drabinie, abynas powitać.W pobliżu znajdował się duży plac z podium, a na nim tron, na którym usiadł wódz, podczasgdy dwaj pigmeje pełniący funkcję doradców stanęli za nim.Ustawiono nas naprzeciw podium,gdzie jeszcze raz zaprezentowaliśmy swoje sztuczki.Na szczęście An'noona był tak samo pełen zachwytu jak jego lud i każdy fragment naszych występów nagradzano oklaskami orazmnóstwem uśmiechów.A my, nie przestając się uśmiechać, wymienialiśmy porozumiewawczespojrzenia na widok szpiczastych zębów ukazujących się w uśmiechniętych ustach widzów.Kiedy zbliżaliśmy się do końca tych wspólnych występów, naszą uwagę przyciągnęłozamieszanie w tylnych szeregach tłumu widzów (bo w międzyczasie na placu zebrała się już caławioska, aby nas zobaczyć).Teraz, gdy kłębiący się tłum maleńkich ludzi uspokoił się, po razpierwszy ujrzeliśmy plemiennego szamana imieniem Ow-n-ow.Od razu wiedzieliśmy, że tenkarzeł o złośliwym wyglądzie jest naszym wrogiem; mówił o tym sposób, w jaki trzymał swąpierzastą różdżkę i potrząsał w naszą stronę kościaną grzechotką imitującą jadowitego węża.Teraz zbliżył się do nas, podskakując i gwałtownie wirując, a tłum rozstępował się przednim, gdy wzniecając tumany pyłu, posuwał się w naszą stronę.Kiedy znalazł się tuż koło nas,podskoczył wysoko w powietrze i skierował swą różdżkę ze złotym końcem najpierw na mnie, apotem na mego towarzysza.Następnie stanął przed nami, podparłszy się pod boki, a jegozłośliwa, małpia twarz wyrażała pogardę, gdy w milczeniu spoglądał na nas.- Co teraz? - cicho spytał mój towarzysz.- Oni nienawidzą tchórzy.- Więc musimy im pokazać, na co nas stać - odparłem.- Teraz nie wolno nam okazać słabości.Zobaczmy, czy uda nam się odebrać pewność siebietemu małemu robakowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl