[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może on wiedział, że do tego dojdzie.Poważnie mówię, to wariactwo.Za nami zatrzeszczały gałęzie.Błyskawicznie obróciłem się na pięcie,przekonany, że zaszli nas od tyłu, ale Chris nadal przyglądał się ciału, rzuciwszytylko jedno, obojętne spojrzenie przez ramię.To byli Vern i Teddy, w dżinsachprzemoczonych i przyklejonych do nóg, z minami psów, które dobrały się do jajek.- I co teraz zrobimy, człowieku? - zapytał Chris i poczułem się nieswojo.Może mówił do mnie, może.ale nadal patrzył na ciało. - Zabierzemy go ze sobą, no nie? - zapytał zdumiony Teddy.- Będziemybohaterami.Prawda?Przeniósł spojrzenie z Chrisa na mnie i znów na Chrisa.Ten podniósł głowę, jakby gwałtownie budząc się ze snu.Wykrzywił usta.Wielkimi krokami podszedł do Teddy'ego, oparł obie ręce na jego piersi i mocnopchnął.Teddy zatoczył się, zamachał rękami łapiąc równowagę i usiadł z głośnymchlupnięciem.Zamrugał oczami jak zaskoczony piżmoszczur.Vern czujnie obserwowałChrisa, jakby miał do czynienia z wariatem.Może w tym momencie nie było todalekie od prawdy.- Trzymaj dziób na kłódkę - powiedział Chris do Teddy'ego.- Spadochroniarzedo ataku, akurat.Ty nędzny tchórzu.- To przez ten grad! - wrzasnął Teddy, zły i zawstydzony.- To nie przeznich, Chris! Boję się burzy! Nic na to nie poradzę! Rzuciłbym się na nichwszystkich, przysięgam na moją matkę! Jednak boję się burzy! Kurwa! Nic na to nieporadzę!Znów zaczął płakać, siedząc tam w wodzie.- A co z tobą? - spytał Chris, zwracając się do Verna.Ty też boisz sięburzy?Vern bezradnie potrząsnął głową, nadal zaskoczony furią Chrisa.- Hej, człowieku, myślałem, że wszyscy uciekamy.- To chyba czytałeś w myślach, bo uciekłeś pierwszy.Vern dwukrotnie przełknął ślinę i nic nie powiedział.Chris patrzył na niego ponurym i gniewnym wzrokiem.Potem obrócił się domnie.- Musimy zrobić nosze, Gordie.- Skoro tak mówisz, Chris.- Pewnie! Jak skauci.- Jego głos przybrał dziwny, głuchy ton.- Jakpieprzeni skauci.Nosze z kijów i koszul.Jak w podręczniku.Racja, Gordie?- Taak.Jeśli chcesz.Jednak jeśli tamci.- Pieprzyć ich! - wrzasnął.- Jesteście wszyscy bandą tchórzy! Pieprzciesię, świry!- Chris, oni mogą zadzwonić do konstabla.Zemścić się na nas.- On jest nasz i zabierzemy go stąd!- Ci faceci mogą powiedzieć, co zechcą, żeby nas wrobić powiedziałem mu.Moje słowa zabrzmiały słabo, głupio i bezradnie.- Powiedzą cokolwiek, a potembędą kłamać, żeby się osłonić.Człowieku, wiesz, jak ludzie mogą narobić cikłopotu, opowiadając kłamstwa.Tak jak z pieniędz.- Nie obchodzi mnie to! - wrzasnął i rzucił się na mnie z pięściami.Jednakzahaczył nogą o klatkę piersiową Raya Browera i ciało zakołysało się z głuchymłoskotem.Chris potknął się i runął jak długi, a ja czekałem, aż wstanie i może dami w zęby, lecz on tylko leżał tam, gdzie upadł, głową w kierunku nasypu, zramionami wyciągniętymi nad głową, jakby zamierzał dać nurka, dokładnie w takiejsamej pozie, w jakiej leżał Ray Brower, gdy go znalezliśmy.Spojrzałem na stopyChrisa, aby upewnić się, że nadal ma na nich trampki.Wtedy zaczął płakać iwrzeszczeć, miotając się w błotnistej wodzie, rozpryskując ją wokół, tłukącpięściami, rzucając głową z boku na bok.Teddy i Vern gapili się na to zrozdziawionymi ustami, ponieważ nikt nigdy nie widział Chrisa Chambersapłaczącego.Po chwili czy dwóch podszedłem do nasypu, wspiąłem się na górę isiadłem na jednej z szyn.Teddy i Vern poszli za moim przykładem.Siedzieliśmy takw deszczu, nie rozmawiając, wyglądając jak Trzy Mądre Małpy, jakie sprzedają nastraganach i w nędznych sklepikach z pamiątkami, które zawsze wyglądają, jakbystały na krawędzi bankructwa.28Minęło dwadzieścia minut, zanim Chris wspiął się na nasyp i usiadł obok nas.Chmury zaczęły się rozchodzić.Przez szczeliny między nimi wpadły pierwsze smugisłońca.Chaszcze pociemniały od deszczu.Chłopak był cały ochlapany błotem zjednej i do połowy z drugiej strony.Włosy sterczały mu sztywnymi kosmykami.Jedynymi czystymi miejscami były białe kręgi wokół jego oczu. - Masz rację, Gordie - powiedział Chris.- Nikt nie dostanie szmalu.Pięknynumer, co?Kiwnąłem głową.Minęło pięć minut.Nikt nie odezwał się słowem.Nagle cośprzyszło mi do głowy - na wypadek gdyby rzeczywiście zadzwonili do Bannermana.Zszedłem z nasypu do miejsca, gdzie przedtem stał Chris.Opadłem na kolana izacząłem uważnie rozgarniać palcami wodę i sitowie.- Co robisz? - zapytał Teddy, dołączając do mnie.- Chyba są po lewej - rzekł Chris i wskazał ręką.Spojrzałem tam i po minucie czy dwóch znalazłem obie łuski.Zabłysły wsłońcu.Oddałem je Chrisowi.Pokiwał głową i wepchnął je do kieszeni spodni.- Chodzmy już - rzekł.- Hej, dajcie spokój! - wrzasnął Teddy ze szczerym bólem w głosie.- Chcę gowziąć!- Słuchaj, ty tępaku - powiedział Chris - gdybyśmy go zabrali, moglibyśmywszyscy wylądować w domu poprawczym.Tak jak mówi Gordie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl