[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze na długo przed rozpoczęciem widowiska zajeżdżały przed teatr sznurysamochodów i płynęły niekończące się tłumy ludzi.Michał był w teatrze już z pół godziny i stojąc za kulisami, jak nikomu niepo-trzebny przedmiot, potrącany przez maszynistów, ustawiających dekoracje,wiecznie załatanego inspicjenta, a nawet strażaków w błyszczących kaskach, pa-trzył przez okrągły otwór w kurtynie na salę.Widział każdego z wchodzących i każdy wydawał mu się bezlitosnym katem,który za chwilę spełni egzekucję na jego sztuce.Oto najpoważniejszy z krytyków warszawskich, znany z sumienności, któranie pozwala mu na opuszczenie, czy zaniedbanie nawet najbardziej nudnego wi-dowiska.Nigdy się nie spóznia, nigdy nie wychodzi przed końcem, a podczasprzedstawienia ma oczy z lekka przymknięte i minę człowieka śpiącego, krytykijego iskrzą się od humoru i zachwycają subtelnością oceny.Przyszedł, rozejrzałsię po pustawej jeszcze sali i usiadł na miejsce, skłoniwszy się przedtem jakiejśznajomej osobie w dalszych rzędach.Następnie zaczęli napływać prawie jednocześnie inni.Oto przyszedł krytyk, który pisze zle o każdej sztuce, nie napisanej przez niegosamego. Założyłbym się, że już układa sobie w myśli, jakim dowcipem zacznie recen-zję sztuki, której jeszcze nie zna"  przeleciało przez głowę Michałowi.LRT Rzędy zaczęły się zapełniać.Szukano miejsc, witano się między sobą, przeci-skano się przez rzędy.W pewnej chwili Michał drgnął.Do sali weszła Ela w towarzystwie Kaniew-skiego.Ela miała na sobie śliczną czarną, przylegającą do ciała suknię, ozdobio-ną szerokim, białym kołnierzem.Jasne jej włosy, starannie zaczesane za uszy,lśniły w świetle kandelabrów.Kaniewski był w smokingu.Gdy usiedli, Michałmiał ich twarze przed otworem, w który spoglądał. Jaką ciekawą twarz ma ten Kaniewski."  pomyślał.  Nic dziwnego, żeEla."Ale już po chwili wszystkie inne myśli przepłoszył w nim strach, jakiś parali-żujący lęk na myśl, że oto za chwilę nieodwołalnie zacznie się widowisko i że ciwszyscy ludzie, którzy tak wesoło zapełniają salę, będą tego widowiska sędzia-mi.%7łe oto już przepadło, nic nie można w sztuce zmienić, nic dodać, nic ująć.Nagle ogarnęły go wątpliwości, czy sztuka nie jest czasami okropnie słaba.Widział już przed sobą recenzje, wytykające błędy. %7ładen dowcip nie będzie wywoływał na sali śmiechu, żadne miejsce wzrusza-jące nie wyciśnie łez.Będzie nudna piła"  myślał nagle w popłochu.Podbiegł do niego inspicjent. Proszę, niech pan pójdzie dalej.Zaraz zaczynamy.Niech pan rzuci okiemna scenę.Wszystko ustawione.Pod ramię wziął go przebiegający reżyser.Scena przemieniona była w salę sądową. Na miejsca, proszę państwa, na miejsca!  krzyczał inspicjent.Obok Anczewskiego, nie patrząc na niego, przechodzili aktorzy,dziwacznie wyglądający, o za bardzo uszminkowanych twarzach, pośpieszniezajmowali miejsca.Jedna z aktorek zatrzymała się kokieteryjnie przy Michale i spojrzała na niegospoza obciążonych czarnym tuszem rzęs.Reżyser skorzystał z tej chwili, by jejzrobić ostatnią uwagę:LRT  Błagam cię, żebyś po słowach  to już wszystko" nie robiła znowu takiegopiruetu, jak gdybyś była w cyrku.Pamiętaj, że to sąd, a nie cyrk. Dobrze, już dobrze, nie nudz. Proszę pana stoi pan w drodze!  wołał do Michała zachrypły inspicjent.I nie czekając, co tamten odpowie, puścił się korytarzem, krzycząc nieprzy-tomnie: Pani Brodnicka na scenę! Gdzie się ta kobieta podziewa? Zaczynamy. Zaczynamy, zaczynamy,  powtarzali wszyscy. Można?Michał usunął się na bok.Przebiegły koło niego jeszcze jakieś trzy osoby.Z rampy buchnęło na scenę jaskrawe białe światło.Rozległ się dzwięk gongu.Na ten gong w piersiach Michała coś jęknęło.Na sali było już ciemno.Kurtyna powoli rozsunęła się na dwie strony.Ela również czuła w piersiach jakiś gniotący ciężar w momencie, gdy na salizgasły światła, rampa zapłonęła białym blaskiem, a kurtyna powoli, ale nieodwo-łalnie odsłaniała scenę, przedstawiającą salę sądową.Bała się o powodzenie sztuki, choć jednocześnie, miała całkowite zaufanie dotwórczości Michała.Zależało jej też niesłychanie na tym, by sztuka spodobała sięStefanowi.Toteż od pierwszych słów, jakie padły ze sceny, słuchała jak gdybypodwójnie: każde zdanie odczuwała sama i jednocześnie myślała, jak je odczuwasiedzący przy niej mężczyzna.Ale rzecz dziwna, ona, która dotychczas miała wrażenie, że zna na wylot Ste-fana, teraz, mimo że czuła obok siebie ciepło jego obecności, doznawała uczucia,jak gdyby był od niej bardzo daleki. Czy on doprawdy gdzieś ode mnie ucieka, czy też to jakaś histeria z mojejstrony?", myślała niespokojnie, patrząc na rysujący się obok niej w mroku spo-kojny profil sędziego.LRT Ale już po chwili, całą jej uwagę zajęła sztuka.Cała sala słuchała jej zresztą znapięciem.Po pierwszych zdaniach, które przeszły jak gdyby niepostrzeżenie wogólnym szmerze, na sali zapanowała przejmująca, skupiona cisza.Sztuka  chwyciła" od pierwszej niemal chwili.Każdy dowcip powiedziany nascenie, rozbrzmiewał na sali echem długo niemilknącego śmiechu.Przy pierwszym wybuchu takiego śmiechu, mężczyzna, stojący w cieniu kulisodetchnął głęboko, jak gdyby z ulgą.Jednocześnie, młoda jasnowłosa kobieta na sali zwróciła się do swego towa-rzysza: Teraz już dobrze  szepnęła Ela do Stefana  publiczność się rozkroch-maliła.Ale sędzia nie odpowiadał.Pogładził tylko ręką dłoń Eli, spoczywającą na po-ręczy i ze skupieniem śledził akcję na scenie.Przedstawienie toczyło się swym trybem.Pierwszy akt zawiązywał szeregskomplikowanych sytuacji zarówno uczuciowych, jak scenicznych.Pod koniecaktu, napięcie doszło niemal do zenitu.Toteż gdy kurtyna zapadła po pierwszym akcie, zerwała się burza oklasków, ajednocześnie publiczność nie czekając na uświęcony zwyczajem koniec aktudrugiego krzyczała nieprzytomnie: Autor, autor!Ela promieniała radością. Dobre, prawda?  zwróciła się do Stefana. Tak, bardzo dobre  odpowiedział sędzia.Anczewski długo nie zjawiał się na scenie, mimo gwałtownych i uporczywychwezwań publiczności.Ale po upływie kilku minut takiej owacji wyciągnęli goniemal siłą aktorzy.Stał teraz w blasku rampy przedziwnie blady przy uszminkowanych twarzachartystów i kłaniał się niezręcznie z mocno zawstydzoną miną. Miły jest ten Michał  powiedziała Ela, zarumieniona ze szczęścia.LRT Stefan spojrzał na nią uważnie.Uśmiechnął się. Lubisz go bardzo? Prawda? To po tobie, mój najlepszy przyjaciel, Stefanku  odpowiedziała z prosto-tą. Chodzmy na papierosa.Publiczność w palarni i korytarzach dyskutowała żywo nad sztuką.Jakiś mądrala dowodził głośno, że pierwszy akt nie ma jeszcze żadnego zna-czenia. Wszyscy polscy autorzy mają znakomite pierwsze akty swych sztuk, ale codalej? Co dalej? Ela witała się z mnóstwem znajomych, ale starała się do nikogo nie pod-chodzić.Wiedziała, że Stefan tego nie lubi.Była zresztą dumna i szczęśliwa ztego, że jest z nim w teatrze.Ale patrzyła na niego z pewnym niepokojem.Stefanbył zamyślony i nie odpowiadał na pytania, dotyczące sztuki. Czy wiesz  rzekła Ela, zaciągając się papierosem  Michał obawiał się,że zarzucisz mu brak prawdopodobieństwa w sztuce. Ja? Dlaczego? Bał się, że uznasz główny motyw: miłość sędziego śledczego do oskarżonejza wręcz niemożliwy w życiu.Kaniewski drgnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl