[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno brakuje części akt.- Wstała i przejrzała własne archiwum, a potemdokumenty wydziału zabójstw z biurka Fitza.W końcu natrafiła na cienką teczkę.- Mamtu coś - oświadczyła, otworzyła teczkę i przejrzała dokumenty.- Z tych papierów wynika,że tylko jedna z dziewcząt została wykorzystana.Ciekawe.Nie wiadomo która.-Podsunęła teczkę Baldwinowi.- Dziwne, prawda? Osobisty lekarz blizniaczek nie zapisał,czy porywacz zgwałcił Whitney czy Quinn.Baldwin usiadł na krześle dla gości i położył nogi na stole. - Co się mówiło, kiedy dziewczyny zostały przeniesione do Ojca Ryana?- Słyszałam tylko niesprawdzone pogłoski.- Taylor potarła skroń.- Byłam wówczas wdrugiej klasie i niewiele wiedziałam o tych dziewczynach.Wcześniej uczęszczały doHarpeth Hall i chyba ktoś mówił, że obie wzięły roczny urlop, a potem przeniosły się doRyana.W tamtym czasie ich matka zaszła w ciążę i urodził się ich brat, Reese.Quinnwspomniała, że jest lekarzem i pracuje jako rezydent w szpitalu Vanderbilta.Baldwin uniósł brwi.- Czas by się zgadzał - mruknął.- Robią sobie rok wolnego, a potem nagle rodzi im się brat.Taylor się wyprostowała.- Uważasz, że to dziecko jednej z nich? Cholera, pokręcona sprawa.Rodzice musieliwszystko ukrywać, przecież dziewczyny były jeszcze bardzo młode.Ciekawe, która z nichmogła zajść w ciążę z porywaczem?- Musimy się tego dowiedzieć.Tymczasem chciałbym sprawdzić, kto ostatnio odwiedzałNa-thana Chase'a.Pamiętasz, co mówiła Quinn? %7łałowała, że na samym początku niewyjawiła mężowi prawdy.A jeśli mu wyznała prawdę o dziecku, a on postanowił odejść?- Na litość boską, Baldwin, na razie nie mamy żadnych dowodów na potwierdzenie twoichpodejrzeń.- Tak czy owak jutro z rana sprawdzimy listę osób odwiedzających Chase'a.Pora wracaćdo domu.Jestem zbyt zmęczony, aby myśleć.Czy w komputerze Whitney pojawiły się nowemejle?Baldwin wcześniej zostawił laptop w biurze Taylor.- Nic, odkąd aresztowaliśmy Jake'a Buckleya.- Może to jakiś znak.Idziemy.Taylor pokiwała głową.Oboje uporządkowali biurko i opuścili wydział zabójstw.Pięćminut po ich wyjściu w laptopie Whitney Connolly zamrugała informacja o nadejściunowego listu. Rozdział czterdziesty siódmyTelefon Baldwina zadzwonił o szóstej rano, budząc go z głębokiego, mocnego snu.- Słucham.- Ziewnął do słuchawki.- Mówi Garrett.Dlaczego jeszcze śpisz?- Garrett, jest dopiero szósta rano.Masz godzinę do przodu, zapomniałeś?- %7łartowałem.Musisz wstawać, pojawił się problem.Baldwin jęknął i przekręcił się na bok.Dopiero teraz zauważył, że jest w łóżku sam.- Jaki problem? - wymamrotał zaspany.- Próbka DNA Jake'a Buckleya, którą przesłaliście do badań, nie pasuje do DNA Dusiciela.Morderca jest nadal na wolności.Baldwin szeroko otworzył oczy.- Psiakrew, cholera - zaklął na tyle głośno, że usłyszała go Taylor i zaniepokojona wróciłado sypialni.- Przecież Buckley wiózł w bagażniku Ivy Clark.Twoim zdaniem, naprawdęnie wiedział, że ona tam jest? - Nie mam pojęcia.Trzeba z nim jeszcze pogadać, ale bez zgodności DNA nie ma mowy owinie.- Sam porozmawiam z Buckleyem.Od początku wiedziałem, że coś się nie zgadza.- Intuicja cię nie zawiodła, jak zwykle.A teraz bierz się do roboty i znajdz prawdziwegomordercę, zanim ponownie zaatakuje.Baldwin się rozłączył i opadł na łóżko.- Co się stało? - spytała Taylor niepewnie.- Nie uwierzysz.DNA Buckleya nie pasuje do DNA znalezionego przy ofiarach Dusiciela.Jedziemy do twojego biura, musimy coś wymyślić.Po ponownym przesłuchaniu Buckleya Taylor musiała go zwolnić do domu.%7łałowała, żebycie palantem nie jest karalne, bo chętnie zatrzymałaby go za kratkami.Wyszedł z jejbiura, odgrażając się, że będzie sądownie dochodził swoich praw, ale Taylor tylkomachnęła ręką.Nie wątpiła, że jego adwokat wkrótce przyśle oficjalną skargę.Westchnęła, rozejrzała się po biurze i wtedy jej wzrok padł na komputer Whitney.Wurządzeniu migotała lampka informująca o nadejściu e-maila.Taylor wstrzymała oddech.W poczcie znajdował się tylko jeden nowy list oznaczony czerwoną chorągiewką.SerceTaylor mocniej zabiło, kiedy ujrzała adres: IM1855195C@yahoo.com.To on.Odezwał sięDusiciel.List przyszedł wczoraj wieczorem.Psiakrew, to oznaczało.- Baldwin! - krzyknęła.Stał tuż za drzwiami, od razu zajrzał do gabinetu. - Co się stało?Obróciła komputer ekranem w jego stronę.Od razu się zorientował, o co chodzi, wbiegł dopokoju i dwukrotnie kliknął nagłówek wiadomości.Morderca przysłał jeszcze jedenfragment wiersza.Baldwin odczytał go na głos.Och, a więc jednak, okrutnico miła,Niewinna krew twój paznokieć splamiła?I w czymże wina nieszczęsnej istotki?Ze ci upiła kropelkę krwi słodkiej?Sama wszak widzisz, że nic to nie zmienia:Nie widać po nas oznak osłabienia.Więc porzuć trwogę, nie wzbraniaj mi ciała:O tyle tylko mniej czci będziesz miała,Iłe ci życia śmierć tej pchły zabrała.- Ostatnie wersy  Pchły".I jeszcze dopisek:  SKOCCZYAEM".- Usiadł na krześle, bladyi zdenerwowany.Taylor podeszła bliżej.- Nadal pozostaje na wolności.To nieważne, czy w swoim mniemaniu skończył.Ktoś takinigdy nie kończy tego, w czym się rozsmakował.Musimy go znalezć.- PołożyłaBaldwinowi dłoń na ramieniu, a on przytulił do niej policzek.- Słusznie - potwierdził stanowczo.- Teraz wiemy na pewno, że ktoś wrabia Jake'aBuckleya.Ktoś, kto zna terminarz jego wyjazdów.Gdzie jest informacja na temat NathanaChase'a? Poproszę dyrekcję więzienia o wypis z księgi gości.Poza tym Lincoln musi wyśledzić zródło wysyłania mej li.Może tym razem coś znajdziemy.-Uśmiechnął się do niej i sięgnął po telefon.Taylor odwzajemniła uśmiech i wyszła z gabinetu, żeby odszukać Lincolna.Zastała go przed komputerem, zajętego zgłębianiem tajemnic cyberprzestrzeni.Gdyweszła, triumfalnie uniósł ręce do góry.- Trafiony, zatopiony! - krzyknął.- Znowu sobie grasz w godzinach pracy, Lincoln?Odwrócił się z uśmiechem na ustach.Jego oczy lśniły.- To nie jest zwykła gra - oznajmił z dumą.- Właśnie uzyskałem link do adresu WhitneyConnolly i wpuściłem robaka do jej systemu, aby wytropić, skąd otrzymuje wiadomości.Mam go, Taylor.Wiem, skąd ten gość wysłał ostatniego mejla. Rozdział czterdziesty ósmyTaylor, Baldwin i Lincoln stanęli przed kawiarnią Bongo Java przy kampusie uniwersytetuBelmont.Lokal tętnił życiem, roiło się w nim od ludzi, zarówno studentów, jak i młodychbiznesmenów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl