[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kopnęła go, wytrącając z równowagi.Z jękiem zwalił się na podłogę.Memphis był już prawie przy niej.Pozwoliła mu na to, udając, że nie widzi czającej się Rachael.Zamarkowała cios łokciem, Memphis zgiął się wpół, a wtedy podcięła mu nogi.Runąłna plecy z głuchym stęknięciem i zaraz zaczął się gramolić z powrotem.Taylor odczekała chwilę, a kiedy już prawie stał, walnęła go z całej siły pięścią w twarz.Upadł jak długi, ona zaś obróciła się w porę, by zobaczyć Rachael ze strzykawką, którą zamierzała wbić jej w udo.Zrobiła błyskawiczny unik w lewo, chwyciła Rachael za wyciągniętą rękę, szarpnęła i jednocześnie zadała potężny cios w ramię.Wyrwała jej strzykawkę, przytrzymała od tyłu mocnym, wytrenowanym chwytem i przyłożyła czubek igły do odsłoniętej szyi Rachael.ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGIRachael zastygła z przerażoną miną.– Gadaj – warknęła Taylor.– Powiedz im wszystko albo przysięgam, że wpompuję ci w szyję całą zawartość strzykawki i wyślę cię prosto do piekła.Zalśniły białka szeroko otwartych oczu.Rachael była naprawdę przerażona, drżała.Przeczucie nie omyliło Taylor.Płyn w strzykawce był śmiertelnym zagrożeniem.Taylor przejrzała jej podły plan.Brała tyle silnych leków, że Rachael mogła jej wstrzyknąć cokolwiek i twierdzić, że doznała wstrząsu anafilaktycznego i zmarła w wyniku interakcji.Memphis byłby mimowolnym świadkiem, że Taylor postradała rozum, a „Maddee”usiłowała jej tylko pomóc.Jak mało brakowało.Memphis próbował się podnieść.Zerknęła na niego i poczuła wyrzuty sumienia.Nieźle go załatwiła.Miał złamany nos, prawdopodobnie pękniętą kość policzkową.Jacques leżał na podłodze i pojękiwał.Atak na kolano był zawsze skuteczny.– Gadaj.Słyszysz? – Położyła kciuk na tłoku.Zgrzytała zębami ze złości, mówiła ochryple, nie poznawała siebie samej, ale to nie mogło jej powstrzymać.Gdy Rachael zaczęła płakać, krzyknęła: – Przestań! Powiedz mu prawdę.– Maddee? Taylor? Powiedzcie, co tu się naprawdę dzieje.No już!Nareszcie.Memphis zaczął w końcu rozumieć, że sytuacja nie wygląda tak, jak mu się początkowo wydawało.Taylor powstrzymała się i nie przewróciła oczami.– Mówiłam ci, że to wariatka.– Ty nieszczęsna kretynko – powiedziała Taylor, naciskając leciutko na tłok.Niewielka ilość zawartości strzykawki dostała się do szyi Rachael, która syknęła z bólu.– Boli, co? Dobrze wiedzieć.– Taylor nacisnęła mocniej.– Przestań! – wrzasnęła Rachael.– To wszystko prawda.Prawda, słyszysz? Evan nie umarła.Nie chciałam jej zabijać, jest moją przyjaciółką… Tylko musiałam się jej pozbyć.Przemiana widoczna na obliczu Memphisa była przerażająca, ale Taylor zmusiła się do patrzenia.Niedowierzanie, ból – straszliwy, nie do opisania, a potem cień nadziei.Po nim zaś iście piekielna furia.ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECITaylor szybko pojęła, że wprawdzie dla niej niebezpieczeństwo minęło, ale sytuacja Rachael diametralnie się zmieniła.Odjęła strzykawkę od jej szyi i wrzuciła do kominka.Bezceremonialnym szarpnięciem postawiła Rachael pod ścianą i zasłoniła własnym ciałem.Przycisnęła ją na tyle mocno, żeby Rachael nie mogła się wyrwać ani jej uderzyć.Memphis miał minę rozdrażnionego byka.Jeszcze kilka kroków i sytuacja stanie się bardzo groźna.Kiedy przemówił, głos miał zmieniony gniewem i bólem.– Oddaj mi ją…– Nie – odparła Taylor.– Musimy to zostawić policji.– Ja jestem pieprzoną policją!– Nie, jesteś mężem ofiary.Rachael zaraz nam powie, gdzie ona jest.Prawda, Rachael?Nieszczęśnica jęczała z bólu albo ze strachu, Taylor miała to w nosie.– Prawda, Rachael? – powtórzyła z naciskiem, odwracając się i kładąc dłonie płasko na ścianie po obu stronach głowy oszustki.– Gdzie ona jest? Gdzie jest Evan?Gdyby Rachael próbowała stawić opór, Taylor zamierzała ją uderzyć.Ta myśl zanadto jej się podobała, więc nie odwracając głowy, poprosiła Memphisa, żeby podał jej kajdanki.To odniosło zamierzony skutek.Taylor pogratulowała sobie w duchu przenikliwości.Śmierć mniej przeraziła Rachael niż groźba uwięzienia.– Jest w Mołdawii, w karpackiej wiosce.Jeżeli nadal żyje.Dlatego wybrałam to miejsce.Większość nie jest w stanie przeżyć pierwszej zimy.I tak zamierzałeś ją oddać do zakładu, podpisałeś już przecież dokumenty.Załatwiłam to po prostu za ciebie.Taylor walnęła ją w splot słoneczny za ostatnie, niepotrzebnie okrutne słowa.Złotousta Rachael upadła na podłogę i podparta na kolanach i rękach, zwymiotowała żółcią.– Dobry cios – skomentował zimno Memphis.– Dzięki.Co z nią zrobimy?– Nie wiem.Przywiążemy do poręczy schodów?– Kuszące… Lepiej jednak zamknąć ją w którymś pokoju i zaczekać na przyjazdkonstabla.Memphis jeszcze się nie otrząsnął i dalej gotował się z wściekłości.Taylor wcale mu się nie dziwiła.– Chyba tak.Dlaczego ona ma na palcu pierścień mojej matki?– Jak to? O czym ty mówisz? – zdziwiła się Taylor.– O pierścieniu z onyksem.Należy do mojej matki.Lubiła go pokazywać podczaswiększych przyjęć.To kolejna rodzinna legenda Highsmythe’ów.W pierścieniu jest skrytka na truciznę.Taylor podeszła do Rachael i siłą zerwała jej klejnot z palca.– Ach, więc tak się to działało.Byłam pewna, że dodała mi czegoś do piwa.Podała zabytkowy pierścień Memphisowi, który obracał go w palcach ze skruszoną miną.– Och, Taylor, tak bardzo mi przykro.– Mnie też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl