[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rany - sarknęła Vera.- Chyba zaraz zwymiotuję.- Szczerze mówiąc, było mi jej żal.- Greenwood przygryzł koniec papierosa.- Ale jak wspomniałem,byłem zakręcony.Powinienem się jej postawić.Wiedziałem, że idziemy na łatwiznę.Vera piła kawę w taki sposób, jakby wolała to, niż się odezwać.Jakby się bała tego, z czym możewypalić.Greenwood zrolował papierosa w palcach.- Widziałem się z nią w zeszłym tygodniu.- Z Fletcher?- Zadzwoniła i spytała, czy nie poszedłbym z nią na drinka.Powiedziałem, że jestem zajęty.Ale ona sięuparła.Przekonywała, że tylko na jednego, na samo zamknięcie pubu.Przyjechała tu po mnie.- Zerknął naVerę, ale ona nie zamierzała go wesprzeć.- Okazało się, że wszystkie puby są już zamknięte, więcwróciliśmy do mnie.- Zaczerwienił się.- Do niczego nie doszło.Nic z tych rzeczy.Tylko drink i rozmowa.- I czego chciała? - Dowiedzieć się, czy coś słyszałem, czy się ze mną kontaktowałaś? Nie mogła zrozumieć, dlaczego doniej się nikt nie zgłasza.- I oczywiście jej to wytłumaczyłeś.- Było mi jej żal - powtórzył.- Wytłumaczyłem.Zgrywa twardzielkę, ale to tylko poza.- Zdajesz sobie sprawę, że jest podejrzaną w sprawie o zabójstwo? Może nawet główną podejrzaną.- Nie.- Całkowicie odrzucał taką ewentualność.- To chyba oczywiste, że miała motyw, żeby zabić Abigail Mantel i aresztować Jeanie Long.Napotwierdzenie tego, że nie rozmawiała z Christopherem Winterem podczas pierwszego śledztwa, mamytylko jej słowa.Możliwe, że widział ją tamtego popołudnia z Abigail.Pewnie mu wmówiła, że to zupełnienic nie znaczyło.Sam widzisz, że potrafi być przekonująca.Zwłaszcza gdy chodzi o chłopców.Możedlatego młody Winter pojawił się w Elvet.%7łeby wszystko wyprostować.- Nie.- Pokręcił głową.Vera odniosła wrażenie, że najchętniej zakryłby uszy, żeby odciąć się od tego, co ona mówi.- Była na miejscu zbrodni w noc, kiedy zginął - ciągnęła zawzięcie.- Miała motyw i sposobność.Izniknęła tuż przed tym, jak znaleziono zwłoki.Przeciwko niej przemawia więcej poszlak niżprzeciwko innym zamieszanym w sprawę.Dotąd gapił się w popękane i zakurzone kafelki na podłodze, ale teraz spojrzał Verze prosto w oczy.- Chyba nie wierzysz, że popełniła podwójne zabójstwo?- Nie, raczej nie wierzę - przyznała.- Ale ta kobieta to nic dobrego.Jeśli znowu się do ciebie odezwie,daj mi znać.Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc sobie w oczy.- Co wiesz o Jamesie Bennetcie? - zapytała w końcu Vera.- Jest pilotem na Humber. - To akurat słyszałam.Ludzie na jego temat mają tylko tyle do powiedzenia.- Nie możesz go wciągnąć na listę podejrzanych.Nie mieszkał tu, kiedy Abigail Mantel zostałazamordowana.- A ty skąd to wiesz?- Do wsi sprowadził się dopiero po ślubie.Wtedy też kupił dom przy skwerze.- Czyli dokładnie kiedy?- Całkiem niedawno.Najwyżej dwa lata temu.- Przyjaznicie się, prawda?- Tak sądzę.- Ten temat najwyrazniej go krępował.- Obaj gramy w miejscowej drużynie krykieta, a pomeczu czasami chodzimy razem na piwo.- Więc musiał coś opowiadać o sobie, o rodzinie.Wiesz, gdzie się wychował?- Nie bardzo - wyznał.- Najczęściej rozmawiamy o błędach w grze i o tym, gdzie by tu znalezćporządnego rzucającego.- Chyba chcesz mnie wkurzyć.- Lubi opowiadać o swojej pracy.O pilotażu.- Bezpieczny temat - mruknęła.- Nie da się go na niczym przyłapać.- Jak to?- Według Mantela Bennett nie jest tym, za kogo się podaje.- A skąd on to może wiedzieć?- Bo go rozpoznał!- I ty mu wierzysz?- Tak - potwierdziła.- Raczej tak.Wstała.Umówiła się z Ashworthem w herbaciarni przy drodze.Dobre miejsce na tymczasowe biuro.Lepsze niż komenda, która się okazała terytorium wroga.Chociaż Vera domyślała się, że kiedyś będziemusiała znowu się tam pojawić, zajrzeć do sali operacyjnej, pouśmiechać się na znak, że stoją po tej samejstronie barykady, że pracują razem.Na razie jednak wolała zachować dystans.Lepiej, żeby nikt nie wiedział, gdzie jest i co knuje.Bo wyglądało na to, żeCaroline Fletcher wciąż może liczyć na zadziwiającą lojalność swoich dawnych kolegów po fachu.Spojrzała w dół na Greenwooda.Siedział przygarbiony i spięty.- Dasz sobie radę? - Starała się, żeby to nie zabrzmiało zbyt życzliwie.Podniósł na nią wzrok i spróbował się uśmiechnąć.- Jasne.Zresztą mam co robić.Pod koniec tygodnia jest jarmark.Muszę się do niego przygotować.- Powinieneś sobie znalezć dobrą kobietę.Przez moment milczał, więc Vera spodziewała się, że usłyszy jakieś wyznanie, ale Greenwoodnajwyrazniej poszedł po rozum do głowy.- Tak, no cóż.Aatwiej powiedzieć niż zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl