[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł ze stosu leżącego na podłodze jedną ze swoich białych koszul.Użył jej do zatamowania krwawienia, a przy okazji przyjrzał się ranie.Byłabrzydka i krew wyciekała z niej naprawdę szybko.44R S Wren stęknął i lekko się poruszył.Jedna z jego sękatych dłoni zacisnęłasię w pięść.Otworzył oczy i, mrucząc coś pod nosem, zamachnął się ręką.Grant bez trudu uniknął ciosu.- Spokojnie, staruszku - powiedział.- Nic ci już nie grozi.Próbuję ci tylkopomóc.Wren zerknął z ukosa na mówiącego.Zamrugał powiekami, jakby chciałwyostrzyć wzrok.- Widzę pana podwójnie, sir.A uważam, że jeden Grant Chandler to i takza wiele jak na ten świat.Grant, pomimo przejęcia, uśmiechnął się.Jeśli kamerdyner żartuje, tomoże jeszcze nie umiera.- Widzisz podwójnie, bo otrzymałeś cios w głowę.Pamiętasz, co sięwydarzyło?Wren zmarszczył czoło, po czym ostrożnie sięgnął ręką do potylicy.- Po kolacji przyniosłem.przyniosłem pańskie pranie na górę.Usłyszałem, że ktoś jest w garderobie i pomyślałem, że wrócił pan wreszcie odtej damy.- Wren uśmiechnął się złośliwie do Granta.- Czy księżna panawyrzuciła, tak jak ostrzegałem?- To teraz nieważne - irytował się Grant.- Widziałeś napastników?- Nie i nic więcej nie pamiętam.- A więc sypialnia nie była splądrowana, kiedy przyszedłeś?- Splądrowana? - Straszy mężczyzna poruszył się, jakby zamierzał usiąść.Ale zaraz, jęknąwszy, znów opadł na ziemię.- A więc to byli złodzieje, tak?- Na litość boską, leż spokojnie.Przeniosę cię zaraz na łóżko i tamzaczekasz na przyjazd lekarza.Wren protestował, kiedy Grant wypełniał swoją zapowiedz.- Nie wypada, żebym leżał w pańskim łóżku.To niestosowne.- Będziesz robił, co ci każę.45R S Służący ważył tyle co piórko.Byłby dobrym dżokejem.Niemniej jegokruchość niepokoiła Granta.Złożył następną koszulę i podłożył ją rannemu podgłowę.- To nowiutkie koszule - nie przestawał utyskiwać Wren.- Niech pan nie niszczy ubrań.- Kupię inne.A ty się nie ruszaj, bo rana znów zacznie krwawić.Upewniwszy się, że służący leży wygodnie, zapalił kilka świec.Potemrozpalił ogień w kominku i już po chwili po wychłodzonym pokoju rozeszło sięciepło.Dopiero wtedy rozejrzał się dokoła, sprawdzając, czy coś zginęło.Jeślinawet, nie było to nic znaczącego.Nikt lepiej niż on nie wiedział, że nie należy pozostawiać byle gdziecennych przedmiotów.I dlatego właśnie większość niezainwestowanegomajątku zdeponował w banku.W domu znajdowały się tylko pieniądze nabieżące wydatki.Tyle, ile potrzeba, żeby przeżyć tydzień.Trzymał je wszufladzie biurka stojącego na parterze w bibliotece.A co do biżuterii, to wprzeciwieństwie do reszty dżentelmenów, nie nosił żadnej oprócz srebrnegokieszonkowego zegarka.Ale ten miał zawsze przy sobie.Intruz ukrył się ogrodzie.Bez wątpienia wdarł się do sypialni w czasie,gdy służba jadła kolację.Grant słusznie podejrzewał, że ktoś czaił się nazewnątrz, i wyrzucał sobie teraz, że nie przeszukał podwórka dokładniej.Wren ze swego miejsca z nachmurzoną miną przyglądał się bałaganowi.- To robota podrzędnego złodziejaszka.Pozbawionego zasad.Przydałobymu się wziąć u pana kilka lekcji.Grant w odpowiedzi tylko chrząknął, przy okazji zbierając walające się popodłodze książki.Dlaczego ktoś powyrzucał je z półek? Przecież nie chowa siębiżuterii lub pieniędzy w takich miejscach? Może złodziej zrobił to ze złości, żenie znalazł nic cennego?46R S Było to prawdopodobne, mimo to coś nadal nie dawało mu spokoju.Miało to związek z naturą zniszczeń, dość brutalną, tak jakby włamywacz żywiłdo niego osobistą urazę.Dobiegający z korytarza odgłos rozmowy i kroków obwieszczałprzybycie lekarza i gospodyni, która, gdy weszła do sypialni i zobaczyła, żeWren jest przytomny, wykrzyknęła:- Dzięki Bogu, żyjesz pan, panie Wren!- %7łyję i nic mi nie jest - burknął służący.- I z pewnością nie potrzebujępomocy konowała!- A to się dobrze składa, bo nim nie jestem.Nazywam się MacPherson -przedstawił się lekarz, postawny mężczyzna w średnim wieku.Zbadał sprawnierannego, jakby był przyzwyczajony do kontaktów z drażliwymi pacjentami, anastępnie opatrzył ranę i wypisał receptę na lekarstwo na sen.Zalecił teżWrenowi nadchodzący tydzień spędzić w łóżku, na co, jak się można byłospodziewać, kamerdyner zareagował protestami.Grant postraszył go więc, żejeśli nie posłucha się zaleceń, przywiąże go do łóżka.Lekarz wyszedł, a Grant za nim.Po chwili rozmowy o stanie rannego,postanowił skorzystać z okazji i zapytać o inną sprawę.- Proszę mi powiedzieć, czy to może pan leczył w zeszłym roku księciaMulford? Książę był moim bliskim przyjacielem.- Ja miałbym się zajmować zdrowiem księcia? - Dławiąc się ze śmiechu,MacPherson potrząsnął przecząco głową.- To musiał być lekarz księciaRegenta, doktor Atherton.Postanawiając, że wkrótce złoży wizytę panu Athertonowi, Grant wróciłdo sypialni.Tam z ulgą stwierdził, że Wren przysnął.Nadal dręczonyniejasnymi podejrzeniami, przeszedł następnie ze świecą do garderoby.Jego oczom ukazał się krajobraz jak po bitwie.Wszędzie leżały ubraniawyrzucone z szaf, obok przyborów toaletowych postrącanych z toaletki.Porcelanowy dzban na wodę stał na samym jej brzegu.Nie zdziwił się, gdy47R S zobaczył, że także jego podróżna walizka została wyciągnięta z komody.Rozbebeszona, spoczywała na stosie fularów i apaszek.Przykląkł, żeby się jej przyjrzeć.Ktoś rozciął skórzane dno, odsłaniającumieszczoną pod spodem małą przegródkę, w której często przemycałskradzioną biżuterię.Ale waliza posiadała jeszcze jedną skrytkę.Przesunął palcami po jej wnętrzu, szukając małego haczyka ukrytego wposzyciu.Otworzył skrytkę i wyciągnął z niej złożoną kartkę papieru.Płomień świecy padł na nierówne litery, spisane drżącą rękąschorowanego Roberta.Wiadomość była krótka, skreślona jakby w pośpiechu.Boję się, że zostałem otruty przez kogoś mi bliskiego.Nie wiem już, komumogę ufać poza tobą, drogi przyjacielu.Przyjeżdżaj szybko.List dotarł do niego w Konstantynopolu.Był w tej samej przesyłce, wktórej znajdowały się jeszcze dwa inne listy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl