[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy.Lotnik po wyjątkowo trudnym locie czy tenisowy czempion spuszczają wzrok i mamroczą, że to nic takiego.Ale czy naprawdę tak myślą? Skądże znowu.Jeśliby to samo zrobił ktoś inny, podziwialiby go.A więc, o ile są normalni, muszą także podziwiać samych siebie.Tylko że wychowanie nie pozwala im przyznać się do tego.Ja natomiast jestem inny.Talenty, które posiadam… oddawałbym im honor u innych.Tylko tak się składa, że nie spotkałem dotąd nikogo, kto mógłby się ze mną równać.C’est dommage!* Skoro tak jest, przyznaję bez zbędnej hipokryzji, że jestem jednostką wyjątkową.Jestem Herkulesem Poirot! Czemu miałbym się czerwienić i jąkać, mrucząc pod nosem, że tak naprawdę to jestem bardzo głupi? Przecież to nieprawda.— Z całą pewnością jest tylko jeden Herkules Poirot — przyznawałem w takich sytuacjach, nie bez szczypty złośliwości, na którą Poirot na szczęście w ogóle nie zwracał uwagi.Lady Chatterton należała do najgorętszych wielbicielek Poirota.Mając za punkt wyjścia dziwne zachowanie pekińczyka, rozwikłał on kiedyś pewną sprawę, doprowadzając do ujęcia znanego włamywacza i rabusia.Od tego czasu lady Chatterton nie ustawała w głoszeniu chwały małego detektywa.Poirot na przyjęciu.Był to widok jedyny w swoim rodzaju.Jego nienaganny strój wieczorowy, wspaniale zawiązany biały krawat, idealna symetria przedziałka, blask pomady we włosach oraz z trudem wypracowana świetność wąsów — wszystko to tworzyło doskonały w każdym calu obraz zaprzysięgłego dandysa.Trudno było w takich chwilach traktować tego małego człowieczka poważnie.Było koło wpół do dwunastej, gdy lady Chatterton przypuściła atak na naszą grupkę i uprowadziła Poirota z samego środka grona jego wielbicieli, odholowując go zgrabnie na bok.Ja oczywiście poszedłem za nim.— Proszę pójść do małego pokoju na górze — odezwała się lady Chatterton zdyszanym szeptem, kiedy pozostali goście nie mogli już nas słyszeć.— Pan wie, gdzie to jest, monsieur Poirot.Czeka tam na pana pewna osoba, bardzo potrzebująca pańskiej pomocy.I pan jej pomoże, jestem przekonana.To jedna z moich najlepszych przyjaciółek, więc proszę nie odmawiać.Zaprowadziwszy nas szybko na górę, lady Chatterton otworzyła z impetem drzwi i powiedziała:— Mam go, Margtieritto, kochanie.Zrobi wszystko, co zechcesz.Pomoże pan pani Clayton, nieprawdaż?I nie czekając na odpowiedź, lady Chatterton wypadła z pokoju z energią, jaka cechowała wszystkie jej ruchy.Pani Clayton siedziała na krześle przy oknie.Gdy weszliśmy, wstała i podeszła do nas.Czarny żałobny’ strój był świetnym tłem dla jej blond włosów.Była wyjątkowo piękną kobietą, a na dodatek biła od niej jakaś dziecięca wręcz szczerość, która sprawiała, że nie sposób było oprzeć się jej urokowi.— Alice Chatterton jest taka uprzejma — rzekła.—To ona zorganizowała to spotkanie.Powiedziała, że na pewno mi pan pomoże.Nie wiem, czy zechce pan to zrobić, czy też nie, ale mam nadzieję…Wyciągnęła rękę, a Poirot ją ujął i trzymał przez dłuższą chwilę, badawczo przyglądając się pani Clayton.Nie było w tym nic grubiańskiego.Przypominało to raczej uważne spojrzenie, jakim sławny lekarz obdarza swego nowego, dopiero co wprowadzonego pacjenta.— Czy jest pani pewna, madame, że potrafię pani pomóc?— Alice twierdzi, że tak.— Ale ja pytam panią… Zaczerwieniła się lekko.— Nie bardzo rozumiem, co pan ma na myśli.— Czego pani ode mnie oczekuje?— Czy… czy pan wie, kim jestem?— Oczywiście.— Więc może się pan domyślić, o co mi chodzi, monsieur Poirot.I pan także, kapitanie Hastings.— Poczułem wdzięczność, że mnie rozpoznała.— Major Rich nie zabił mojego męża.— Dlaczego?— Słucham?Poirot uśmiechnął się, widząc jej zmieszanie.— Spytałem: „Dlaczego nie?” — powtórzył.— Nie jestem pewna, czy dobrze pana zrozumiałam.— Ależ to proste.Policja, prawnicy… wszyscy pytają, dlaczego major Rich zabił pana Claytona.A ja panią pytam: dlaczego major Rich nie zabił pani męża?— To znaczy, dlaczego jestem tego taka pewna? No cóż, po prostu wiem.Bardzo dobrze znam majora Richa.— Bardzo dobrze go pani zna — powtórzył Poirot bezbarwnym głosem.Policzki pani Clayton ponownie nabrały czerwonej barwy.— Tak, oni tak właśnie mówią… tak właśnie myślą! Och, wiem o tym!— C‘est vrai*.Tak właśnie myślą i o to będą panią pytać: jak dobrze zna pani majora Richa.Może powie im pani prawdę, a może skłamie.Kobieta musi umieć kłamać.Kłamstwo to dobra broń.Lecz są trzy osoby, którym kobieta musi powiedzieć prawdę.Pierwszą jest jej spowiednik, drugą — fryzjer, a trzecią — prywatny detektyw.Oczywiście, jeżeli mu ufa.Czy ufa mi pani, madame? Margueritta Clayton wzięła głęboki oddech.— Tak — odparła.— Ufam.Muszę panu zaufać.— A więc, jak dobrze zna pani majora Richa? Przez moment przyglądała mu się w milczeniu, po czym wyzywająco uniosła podbródek.— Odpowiem na pańskie pytanie.Kocham Jacka od dnia, kiedy go poznałam, to jest od dwóch lat.Od pewnego czasu… myślę… jestem niemal pewna… on także mnie kocha.Lecz nigdy się do tego nie przyznał.— Épatant!* — odparł Poirot.— Zaoszczędziliśmy dobry kwadrans dzięki temu, że zdecydowała się pani powiedzieć od razu całą prawdę, bez ogródek.To naprawdę bardzo rozsądne… A pani mąż? Czy domyślał się tego uczucia?— Nie wiem — odparła Margueritta Clayton.— Ostatnio wydawało mi się… mógł się domyślać.Zachowywał się jakoś inaczej.Ale mógł to być jedynie wytwór mej wyobraźni.— Czy ktoś jeszcze wiedział?— Nie sądzę.— A czy… przepraszam za to pytanie, kochała pani swego męża?Niewiele jest chyba na świecie kobiet, które na takie pytanie potrafiłyby odpowiedzieć tak prosto.Każda inna próbowałaby wytłumaczyć jakoś swe uczucia.Jednak pani Clayton odparła:— Nie.— Bien.A więc wiemy przynajmniej, gdzie jesteśmy.Twierdzi pani, że major Rich nie zamordował pani męża, lecz zdaje sobie pani sprawę, iż wszystkie zgromadzone dowody wskazują właśnie na niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl