[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Bardzo romantyczna historia”, przyznał, kiedy skończyłem.„Doktorze, niech pan będzie ze mną szczery”, powiedziałem.„Chcę wiedzieć.Niech pan mi powie, czy ma pan teraz u siebie albo kiedykolwiek miał pacjentkę nazwiskiem Jane Finn?” „Jane Finn?”, powtórzył.„Nie”.Zmartwiło mnie to bardzo i było to po mnie widać.„Jest pan pewny, doktorze?” „Jestem pewny, panie Hersheim—mer.Jest to bardzo osobliwe nazwisko i nigdy bym go nie zapomniał”.No i tak.W każdym razie byłem chwilowo wytłumaczony.A już myślałem, że osiągnąłem cel.„Trudno, doktorze — powiedziałem.— Mam jeszcze jedno pytanie.Kiedy tak siedziałem na tej cholernej gałęzi, to mi się wydawało, że widzę przez to oświetlone okno dawnego znajomego.Rozmawiał z jedną z pańskich pielęgniarek”.Specjalnie nie wymieniłem nazwiska, gdyż Whittington mógł tutaj występować pod innym.Ale doktor odpowiedział bez wahania: „Może panu chodzi o pana Whittingtona?”.„Tak, tak, właśnie! Ale cóż on tu robi? Czyżby cierpiał na rozstrój nerwowy?”Doktor Hall roześmiał się.„Skąd! Przyjechał w odwiedziny do mojej pielęgniarki.Do Edyty.To jego siostrzenica”.„Coś podobnego!”, wykrzyknąłem.„Jest jeszcze tutaj?” „Nie, wrócił zaraz do Londynu”.„Jaka szkoda!”, powiedziałem.„A może mógłbym porozmawiać z siostrą Edytą?” „Niestety, wieczorem siostra Edyta wyjechała z pacjentką”.„Ale pech”, stwierdziłem.„Może pan ma adres pana Whittingtona w Londynie? Chętnie bym go tam odwiedził!” „Nie, nie znam jego adresu, ale mogę napisać do Edyty, żeby mi przysłała, jeśli tak panu na tym zależy”, odparł.Bardzo mu podziękowałem.„Tylko niech jej pan nie mówi, kto o to pyta.Chcę sprawić niespodziankę Whittingtonowi”.Cóż więcej mogłem zrobić? Jeśli ta siostra Edyta jest rzeczywiście siostrzenicą Whittingtona, to pewnie nie da się złapać na list Halla.Ale warto było próbować.Następnie wysłałem telegram do Beresforda, informując go, gdzie jestem, i prosząc, żeby przyjechał, jeśli ma czas, bo ja leżę ze zwichniętą nogą.Oględnie wszystko formułowałem.Nie otrzymałem od niego żadnej odpowiedzi, a ponieważ z nogą było lepiej, niż początkowo przypuszczano, mogłem wkrótce wstać.Pożegnałem się z moim doktorem, zostawiłem mu adres, żeby mógł przesłać ewentualną wiadomość od siostry Edyty, i wróciłem do Londynu… Co się stało, panno Tuppence? Jest pani strasznie blada!— Martwię się o Tommy’ego.Co się mogło z nim stać?— Nie ma się co martwić.Chłopak da sobie radę.Poszedł za tym z cudzoziemska wyglądającym facetem.Może gdzieś pojechał za nim za granicę — do Polski czy coś takiego.Tuppence potrząsnęła głową.— Nie mógł bez paszportu i wiz.Poza tym ja widziałam tego człowieka, za którym poszedł Tommy.Borysa.Był gościem na kolacji u pani Vandemeyer.— Vande–kto?— Zapomniałam, że nic o tym pan nie wie.— A więc słucham.Proszę mnie wtajemniczyć!Tuppence opowiedziała szczegółowo wszystkie wydarzenia ostatnich dwu dni.W oczach Juliusa wdziała zdumienie i podziw.— Sto razy brawo! Nie myślałem, że z pani taka spryciara, panno Tuppence! Niech mnie kule biją! — Następnie twarz mu spoważniała.— Ale bardzo mi się to wszystko nie podoba.Jest pani obrotna i odważna, jednak poszła pani za daleko.Ci dranie się nie patyczkują.Dziewczyna, nie dziewczyna, mogą zrobić krzywdę.Jak im będzie potrzeba, to nawet zabiją.— Ja się ich nie boję — odparła dumnie Tuppence, usiłując wytrzebić ze świadomości groźne, przeszywające spojrzenie pani Vandemeyer.— Powiedziałem, że pani jest odważna, ale to nie zmienia faktu, że tamci ludzie są niebezpieczni.— Nie mam zamiaru się tym martwić.Znacznie ważniejsze jest to, co się stało z Tommym.Napisałam w tej sprawie do pana Cartera.— Pokrótce streściła mu list.Julius poważnie pokiwał głową.— Dobrze pani zrobiła.Musimy jednak coś jeszcze przedsięwziąć.— Tak, ale co?— Trzeba odnaleźć Borysa.Był u tej pani Yande, czy jak tam, na kolacji.Czy przyjdzie znowu?— Może tak, może nie.Nie mam pojęcia.— Hmm.Już wiem, co zrobię! Kupię samochód, przebiorę się za szofera i będę się kręcił przed pani domem.Jak się Borys pojawi, to da mi pani jakiś znak, i ja się nim wtedy zajmę.Dobry pomysł?— Cudowny, tylko że Borys może się nie pojawić przez kilka tygodni.— Na to już nic nie poradzimy.Trzeba mimo wszystko zaryzykować.Cieszę się, że mój plan pani się spodobał.— Wstał.— Dokąd pan idzie?— Kupić samochód, oczywiście! — odparł Julius zdziwiony pytaniem.— Jaka marka pani odpowiada? No bo przecież na pewno pani nim trochę pojeździ, nim zakończymy całą sprawę.— Ooo! Ja lubię rolls–royce’y, ale one…— Niech będzie — odparł Julius.— Pani życzenie jest dla mnie rozkazem.Będzie rolls.— Ależ nikt nie może tak od razu kupić rolls–royce’a! — wykrzyknęła Tuppence.— Trzeba złożyć zamówienie i czekać całe wieki!— Mały Julius nigdy na nic nie czeka! — oświadczył pan Hersheimmer.— Niech się droga panna Tuppence nie martwi! Za pół godziny wrócę.— Bardzo to pochopna obietnica.Tym razem przeliczy się pan.Nie zna pan Brytanii i jej obyczajów.Wolę liczyć na pana Cartera niż na rollsa!— Ja bym na niego nie liczył — odpowiedział.— A niby dlaczego?— Po prostu tak uważam.— Ale przecież pan Carter musi coś poradzić! Tylko on jeden może nam pomóc.Zaraz, zapomniałam powiedzieć o dziwnym spotkaniu, jakie miałam dziś rano.I opowiedziała mu o sir Jamesie Peelu Edgertonie.Julius słuchał z wyraźnym zainteresowaniem.— Co on chciał przez to powiedzieć? — zapytał.— Naprawdę nie wiem.Wydaje mi się, że chciał mnie po prostu ostrzec przed czymś.Ale uczynił to w taki dwuznaczny sposób… prawniczy.— Ale właściwie przed czym chciał ostrzec?— Nie mam pojęcia.Widziałam jednak w jego oczach i wyczuwałam w słowach życzliwość.On jest bardzo sprytny i przebiegły.Świadczy o tym także ten sposób ostrzegania.Nawet sobie pomyślałam, żeby do niego iść i wszystko mu powiedzieć.Tuppence zdziwiła się, kiedy Julius ostro wystąpił przeciwko temu pomysłowi.— Tylko nie adwokatowi! Nie mieszajmy w to adwokatów! Ten gość nic a nic nam nie pomoże.— A ja uważam, że mógłby — upierała się Tuppence.— No to się pani myli.Chwilowo żegnam.Będę z powrotem za pół godziny.Julius wrócił po trzydziestu pięciu minutach.Wziął Tuppence pod rękę i zaprowadził do okna.— Proszę, to ten!— Ooo! — Spojrzała z szacunkiem na olbrzymie auto.— Niezły samochodzik, co? — powiedział z dumą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl