[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obudź się, Rost! - Nie zareagował.Szturchnęła go dwa razy w żebra.- Halo! Rost!Wyglądał jak martwy, musiała więc teraz zrobić to, czego bardzo nie lubiła: chwyciła jego małe ramiona i zaczęła nimi silnie potrząsać, niemal unosząc chłopca nad łóżko.Zawsze miała wrażenie, że to jakby uderzać nim o ścianę.- Pobudka, Rost! Wstawaj! - Chłopiec jęknął boleśnie.Obawiała się, że TLRza chwilę zacznie płakać.Ale przynajmniej się obudził.Otworzył oczy.Nic nie powiedział, zrobił za to kwaśną minę.- Teraz cię ubierzemy - zapowiedziała.Posadziła go na łóżku, podciągając go za ręce tak, że głowa opadła jo tyłu; pomogła mu złapać równowagę, po czym odwróciła go i teraz nogi dodały z boku łóżka.Przez chwilę siedział zgarbiony z zamkniętymi oczami, brodą przyciśniętą do klatki piersiowej i dłońmi zwróconymi do góry, jak marionetka, której odcięto sznurki.Zajmiemy się dzisiaj naszymi sprawami, pomyślała, ubierając syna.A mamy się czym zajmować i o czym myśleć.Tak właśnie zrobimy! Spojrzała na zegar nad łóżkiem.Była prawie dziewiąta trzydzieści, a ona niczego jeszcze nie załatwiła! Zanim Rost zjadł śniadanie, zrobiło się pół do jedenastej, a Sam nie zadzwonił.Istniała możliwość, że jest zajęty.Wieczorem mówił jej, że czeka go ciężki dzień, ale spróbuje załatwić wszystkich pacjentów do czternastej - nie powinna więc zawracać mu głowy.Rost bawiłsię w swoim pokoju, gdy tymczasem ona sprzątnęła salon i kuchnię, wyczyściła na błysk łazienkę dla gości, po czym zeszła do hangaru, żeby go trochę ogarnąć, ale na widok panującego tam bałaganu odwróciła się z niesmakiem.Postanowiła raz jeszcze zatelefonować do szpitala, rozmyśliła się jednak, kiedy chwyciła za słuchawkę.Ukradkiem wypaliła na patio jeszcze jednego papierosa.Zanim wpakowała Rosta do samochodu, żeby jechać po zakupy, zrobiła się jedenasta trzydzieści.Ruszając z podjazdu, uprzytomniła sobie, że nie zabrała listy zakupów.Wróciła do domu, znalazła listę w kuchni, spojrzała na telefon i wykręciła numer.- Znalazłam go - poinformowała ją Donna.- Przekazałam mu wiadomość.- Dziękuję - powiedziała Marylin.Zamknęła oczy i zaczęła szczypać grzbiet swojego nosa.- Czy on jest gdzieś pod ręką?- Wyszedł.Marylin spojrzała na zegarek.-Na lunch?- Nie mówił, po co.Zapanowało milczenie.Ulga, którą poczuła chwilę wcześniej, zniknęła.- No cóż - odezwała się w końcu.- Najważniejsze, że dostał moją wiadomość.- Przekazałam mu ją osobiście.TLR- Mówił, o której wróci?- Powiedział tylko, że się pośpieszy.Jadąc z Rostem do miasta, Marylin uświadomiła sobie, jak niewiele wie o codziennych zajęciach męża - i odwrotnie, jak niewiele on wie o jej rozkładzie dnia.Jeśli wszystko przebiegało zgodnie z jego oczekiwaniami, nawet przez chwilę się nie zastanawiał nad jej codziennymi obowiązkami.Mogłaby teraz pojechać wszędzie, i tak nie wzbudziłaby jego zainteresowania.Zerkała na samochody mknące naprzeciwko niej po Lake Road.Dokąd jechali ci panowie i panie? Czy ich żony i mężowie mieli o tym pojęcie? Czy wszyscy oni byli tam, gdzie mieli być, czy może któreś z nich jechało dokądś potajemnie? A gdyby ona tak zrobiła? Miała o wiele więcej swobody niż Sam.Gdyby tylko chciała, miałaby do dyspozycji dogod-niejsze jeszcze formy oszustwa, ponieważ w przeszłości Sam zdradzał ją zawsze, ilekroć gdzieś wyjeżdżała.W większość romansów w Kalifornii, gdzie mieszkali, dopóki studiował medycynę, wdał się, gdy ona wracała na jakiś czas do Cleveland.Po jej powrocie wymykał się chyłkiem z domu, niby wezwany do pilnych przypadków, albo randkował podczas lunchu czy w drodze z pracy do domu.Zapewne musiał bardzo się śpieszyć, żeby pomieścić kochanki w planie dnia tak, by utrzymywać, że w czasie spotkania z nimi ma jakieś służbowe zajęcia.Ona mogłaby po prostu zostać w domu i robić, co jej się żywnie podoba, bo Sam nie myślał o domu nawet przez krótką chwilę w ciągu dnia.Przyszła jej do głowy ubiegła środa, kiedy siedziała na patio z Dickiem Eberlingiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl