[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak zwyciężców zwyciężył w końcu sen, brat śmierci.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG178KSIGA DZIEWITABITWATreść:O niebezpieczeństwach wynikających z nieporządnego obozowania Odsiecz niespodziana  Smutne położenie szlachty  Odwiedziny kwe-starskie są wróżbą ratunku  Major Płut zbytnią zalotnością ściąga nasiebie burzę  Wystrzał z krócicy, hasło boju  Czyny Kropiciela, czynyi niebezpieczeństwa Maćka  Konewka zasadzką ocala Soplicowo Posiłki jezdne, atak na piechotę  Czyny Tadeusza  Pojedynek dowód-ców przerwany zdradą  Wojski stanowczym manewrem przechyla sza-lę boju  Czyny krwawe Gerwazego  Podkomorzy zwyciężcawspaniałomyślny.A chrapali tak twardym snem, że ich nie budziBlask latarek i wniście kilkudziesiąt ludzi,Którzy wpadli na szlachtę, jak pająki ścienneNazwane k o s a r z a m i na muchy wpółsenne:Zaledwie która bzyknie, już długimi nogiObejmuje ją wkoło i dusi mistrz srogi.Sen szlachecki był jeszcze twardszy niż sen muszy:%7ładen nie bzyka, leżą wszyscy jak bez duszy,Chociaż byli chwytani silnymi rękomaI przewracani jako na przewiąsłach słoma.Tylko jeden Konewka, któremu w powiecieNie znajdziesz równie mocnej głowy przy bankiecie,Konewka, co mógł wypić lipcu dwa antały,Nim mu splątał się język i nogi zachwiały,Ten, choć długo ucztował i usnął głęboko,Dawał przecie znak życia; przemknął jedno okoI widzi! istne zmory! dwie okropne twarzeTuż nad sobą, a każda ma wąsów po parze;Dyszą nad nim, ust jego tykają wąsamiI czworgiem rąk wokoło wiją jak skrzydłami;Zląkł się, chciał przeżegnać się: darmo rękę chwyta,NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG179Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;Ruszył lewą, niestety! czuje, że go duchySpowiły ciasno, jako niemowlę w pieluchy;Zląkł się jeszcze okropniej, wnet oko zawiera,Leży nie dysząc, stygnie, ledwie nie umiera!Lecz Kropiciel zerwał się bronić się  po czasie!Bo już był skrępowany we swym własnym pasie;Przecież zwinął się i tak sprężyście podskoczył,%7łe padł na piersi sennych, po głowach się toczył,Miotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca.A ryczał jako niedzwiedz, bo miał silne płuca.Ryczał:  Zdrada! Wnet cała zbudzona gromadaChorem odpowiedziała:  Zdrada! gwałtu! zdrada!Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali,Kędy Hrabia, Gerwazy i dżokeje spali;Przebudza się Gerwazy, darmo się wydziera,Związany w kij do swego własnego rapiera;Patrzy, widzi przy oknie ludzi uzbrojonych,W czarnych, krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych;Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadęI ostrzem jej kierował swych drabów gromadę,Szepcąc:  Wiąż! wiąż!Dokoła leżą jak baranyDżokeje w pętach, Hrabia siedzi nie związany,Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołemi bagnetyStoją drabi. Poznał ich Gerwazy, niestety!Moskale!!!Nieraz Klucznik był w podobnych trwogach,Nieraz miewał powrozy na ręku i nogach,A przecież się uwalniał; wiedział o sposobieRwania więzów, był silny bardzo, ufał sobie.Przemyślał ratować się milczkiem; oczy zmrużył,Niby śpi, z wolna ręce i nogi przedłużył,Dech wciągnął, brzuch i piersi ścisnął co najwężej;Aż jednym razem kurczy, wydyma się, pręży,Jak wąż, głowę i ogon gdy chowa w przeguby,Tak Gerwazy z długiego stał się krótki, gruby;Rozciągnęły się, nawet skrzypnęły powrozy,Ale nie pękły! Klucznik ze wstydu i zgrozyNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG180Przewrócił się i w ziemię schowawszy twarz gniewną,Zamknąwszy oczy, leżał nieczuły jak drewno.Wtem ozwały się bębny, naprzód z rzadka, potemCoraz gęstszym i coraz głośniejszym łoskotem;Na ten apel rozkazał oficer MoskaliDżokejów z Hrabią zamknąć pod strażą na sali,Szlachtę wieść na dwór, kędy stała druga rota.Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.Sztab stał we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele:Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele,Wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl