[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasemłaskawie pozwolisz, by najpiękniejsze damy w kraju czekały w kolejce do ucałowania twejdłoni i by cię pokochały.Dopełniwszy obowiązku, z czystym sumieniem powrócisz do ladyPole i do mnie.- Nagle dżentelmen urwał i popadł w zadumę (co było dla niego raczejnietypowe), po czym dodał: - Muszę przyznać, że mój zachwyt nad piękną lady Pole nie jesttak bezgraniczny jak niegdyś.Spotkałem pewną damę, którą od niej wolę.Jest umiarkowanieładna, lecz braki w urodzie nadrabia energicznym usposobieniem i elokwencją.Dama ta mawielką przewagę nad lady Pole.Jak obaj wiemy, Stephenie, gdy lady Pole odwiedza mójdom, zawsze musi wrócić do siebie, zgodnie z umową, którą zawarłem z magiem.Wprzypadku tej damy nic mnie jednak nie wiąże.Gdy ją zdobędę, pozostanie u mego boku nazawsze!Stephen westchnął.Myśl o następnej biednej niewieście na wieki uwięzionej wUtraconej Nadziei była doprawdy przygnębiająca.Wiedział dobrze, że nie zdoła temuzapobiec, mógł jedynie spróbować obrócić sytuację na korzyść lady Pole.- A może - zaczął z respektem - w takim wypadku uwolniłby pan lady Pole odzaklęcia? Wiem, że jej mąż i przyjaciele chętnie by ją odzyskali.- Och! Zawsze będę uważał lady Pole za niezwykle pożądaną ozdobę naszych przyjęć.Piękna kobieta wszędzie znakomicie się prezentuje i szczerze wątpię, czy w Anglii są innerównie urodziwe damy.Nawet w Faerie niewiele pań może się z nią równać.Nie, to, cosugerujesz, jest wykluczone.Musimy obmyślić plan, jak przenieść tę drugą damę doUtraconej Nadziei.Wiem, Stephenie, że tym chętniej mi pomożesz, kiedy ci powiem, żezabranie jej z Anglii jest moim zdaniem niezbędne do tego, byś został królem.To będziestraszliwy cios dla naszych wrogów! Pogrąży ich w czarnej rozpaczy! Wywoła wśród nichniesnaski i zasieje ziarno niezgody.O tak! Będzie dobre dla nas i złe dla nich!Zaprzepaścilibyśmy nasze wysiłki, nie czyniąc tego!Stephen prawie nic nie rozumiał.Czy dżentelmen mówił o jednej z księżniczek zzamku Windsor? Wszyscy dobrze wiedzieli, że król oszalał, gdy zmarła jego najmłodsza,ukochana córka.Może dżentelmen o włosach jak puch ostu przypuszczał, że utrata następnejksiężniczki wpędzi go do grobu albo pomiesza zmysły innych członków rodziny królewskiej?- Drogi Stephenie, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak sprowadzić tę damętak, by nikt niczego nie zauważył.Zwłaszcza by nie zauważyli tego magowie! - Dżentelmenzastanawiał się przez chwilę.- Wiem! Przynieś mi dębinę torfową! - Słucham?- Ma być szeroka jak ty i sięgać mi do obojczyka.- Przyniósłbym z rozkoszą, panie, ale nie wiem, co to takiego.- Stare drewno, które przez niezliczone stulecia tkwiło w torfowisku.- Obawiam się, panie, że raczej nie znajdziemy go w Londynie.Brak tu torfowisk.- Co prawda to prawda.- Dżentelmen odchylił się na krześle i wbił wzrok w sufit,rozważając ten problem.- Może nada się inne? - spytał Stephen.- Na Gracechurch Street jest handlarzdrewnem, który moim zdaniem.- Nie, nie - przerwał dżentelmen.- Wszystko musi.W tym samym momencie Stephen doświadczył bardzo dziwnego uczucia: coś nimszarpnęło i postawiło go na nogi.Jednocześnie kawiarnia zniknęła - zastąpiła ją czarna jaksmoła, lodowata pustka.Choć Stephen nic nie widział, czuł, że znajduje się w otwartejprzestrzeni.Ostry wiatr gwizdał mu w uszach, a gęsty deszcz zdawał się padać ze wszystkichstron naraz.-.pójść zgodnie z planem - ciągnął dżentelmen tym samym tonem co wcześniej.- Tuw okolicy jest piękna dębina torfowa.Wydaje mi się, że pamiętam.- Jego głos, którydobiegał z okolicy prawego ucha Stephena, był coraz cichszy.- Stephenie, masz z sobąłopotnik, koleinnik i ciośnik?- Co takiego? Nie, panie.Nie przyniosłem tych rzeczy.Szczerze mówiąc, niesądziłem, że dokądś się wybieramy.Stephen odkrył, że tkwi po kostki w zimnej wodzie.Spróbował wyjść na brzeg, ale wtym samym momencie ziemia usunęła mu się spod stóp.Zanurzył się w wodzie po łydki.Krzyknął.- Hm? - mruknął pytająco dżentelmen.- Nie chciałbym przeszkadzać, ale chyba ziemia mnie wciąga.- Bo to bagno - wyjaśnił dżentelmen uprzejmie.- Zdecydowanie przerażający teren.Stephen usiłował naśladować spokojny, obojętny ton dżentelmena.Wiedział aż nazbytdobrze, że przywiązuje on wielką wagę do zachowania godności w każdej sytuacji, więcobawiał się, że jeśli okaże strach, zdegustowany dżentelmen pójdzie sobie, a jego pochłonietrzęsawisko.Usiłował się poruszyć, ale nie znalazł pod nogami gruntu.Zamachał ramionami,by odzyskać równowagę, zamiast tego jednak nieomal runął na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl