[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy miała w planach wycieczkę na Lazurowe Wybrzeże? Nie, ale za każdym razem wytrzymywała dłużej, być możepo to, aby za sto lat móc o świcie wyjść z nim na spacer.- Furia kazała dać mi nauczkę.- Czy nie mogła nauczyć cię tego w inny sposób? Dzień, w którym dziecko doznaje takiej krzywdy, jest dla klanu dniem SąduOstatecznego.- Jego twarz stężała.Emma zaczerwieniła się, zakłopotana.- Lachlainie, walkirie są.inne.Przemoc nie ma dla nich takiego znaczenia jak dla innych.Ich mierzenia bardzo różnią się odwaszych.Siła i walka jest tym, co cenią sobie najwyżej.- Pominęła zakupy, bo to mogło ją sprowadzić ze ścieżki, którą zamierzałapodążać aż do końca.- A więc dlaczego ty jesteś taka łagodna, dziewczyno? Przygryzła wargi, zastanawiając się, dlaczego chce, żebyon dalej tak o niej myślał.Ale dzisiaj w nocy powie mu o swoich snach i decyzji, którą podjęła.- Lachlainie, jeżeli wyruszysz na wyprawę beze mnie, wiedz, że ja podejmę pewne kroki.Znów potarł twarz.- Myślałem, że chcesz wracać do zgromadzenia.- Zdałam sobie sprawę, że przecież nie muszę myśleć o swoim życiu przez pryzmat ciebie czy moich ciotek.Zaczęłam pewnąsprawę i zamierzam ją skończyć.- Nigdy, Emmo.- W jego oczach zapłonął błękit.- Nie ma mowy, u diabła, żebyś wróciła sama do Paryża i szukała jakiegośwampira, kiedy mnie tu nie będzie.Uniosła brwi.- Skoro ciebie tu nie będzie, nikt mi tego nie zabroni.Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.- Więc zrobię to samo, co mężczyzni robili w dalekiej przeszłości, kiedy na dłuższy czas opuszczali swoje żony.Zanim wyjadę,zamknę cię na cztery spusty, i wypuszczę dopiero, gdy wrócę.Otworzyła usta ze zdumienia.Czy on mówi poważnie? Najwyrazniej śmiertelnie poważnie.Dwa tygodnie wcześniej starałaby sięwytłumaczyć jego postępowanie, stawiając siebie w jego sytuacji.Przekonywałaby samą siebie, że przeszedł tak wiele i zasługuje nawyrozumiałość.Ale teraz rzuciła mu tylko mroczne spojrzenie, wyrwała się z jego uścisku i po prostu odeszła.***Lachlain patrzył, jak odchodzi, zastanawiając się, czy powinien za nią pobiec.Czasami czuł, że za bardzo ją osacza, nawetprzytłacza swoją osobą, więc postanowił zostawić ją samą na jakiś czas.Wiedział, że to z powodu uwięzienia, a w dodatku ciągle przerażał go ogień.Chociaż radził sobie coraz lepiej, kiedy stał obokkominka, czuł się strasznie.Ona nigdy nie może się o tym dowiedzieć.Dlatego nigdy nie pojmie, czemu Lachlain nie może pozwolićDemestriu żyć.Usłyszał długi, przeciągły jęk.Skoczył na równe nogi.Nieznany dzwięk znów rozległ się w powietrzu i odbił echem po okolicy.Przechylił głowę, próbując ustalić jego zródło.Po chwili.go rozpoznał.Skoczył naprzód niczym strzała wypuszczona z łuku i pobiegł przez las, rozglądając się za nią.- Lachlainie! - krzyknęła, kiedy złapał ją na ręce i ruszył w kierunku zamku.Kilka minut pózniej wepchnął ją do ich pokoju.- Zostań tutaj! - Przebiegł przez pokój, sięgając po miecz.- Nie wychodz pod żadnym pozorem! Obiecaj mi to.Ktoś wdarł się na tereny Kinevane.I sądząc po okrzykach, jękach i szczęku stali, udało mu się pokonać masywną bramę.Jeżeli to mu się udało.- Ale, Lachlainie.- Niech to, Emmo.Zostań tutaj.- Kiedy nadal protestowała, warknął: - Czy przyszło ci może do głowy, że bywają sytuacje, kiedynaprawdę powinnaś się bać?Zatrzasnął przed nią drzwi i pobiegł do frontowego wejścia, ściskając miecz w dłoni.Drzwi do zamku Kinevane po raz pierwszy w historii świata zostały wyważone kopniakiem z zawiasów.Popatrzył na napastnika.Była to kobieta o blond włosach, lśniącej skórze i szpiczastych uszach.Skierował spojrzenie na rozwalonedrzwi, a potem znów na nią.-Pilates - wyjaśniła ze wzruszeniem ramion.-Pozwól, niech zgadnę.Regina?Uśmiechnęła się i w tej chwili do zamku weszła kolejna walkiria; ominęła ją i podeszła do Lachlaina, obrzucając go wnikliwymspojrzeniem.- No, no - warknęła, mrużąc jedno oko.- Emma złapała sobie niezłego wilka.- Jej wzrok przykuł ślad kłów Emmy na szyimężczyzny.Przechyliła głowę.- Hmmm.Nosisz ślady jej zębów niczym order, na który zasłużyłeś.- A ty musisz być tą wróżbitką.- Wolę raczej określenie zdolna do logicznego myślenia".- Jej dłoń wystrzeliła w kierunku jego klatki piersiowej.Ruch był takszybki, że niemal niezauważalny.Oderwała guzik od koszuli, który był najbliżej serca, jakby chciała dać mu do zrozumienia, żerównie łatwo może sięgnąć po jego serce.Potem otworzyła dłoń i westchnęła ze zdumieniem - O, guzik! - Uśmiechnęła się z zado-woleniem.- Tych nigdy nie jest za dużo!- Jak udało wam się odnalezć to miejsce? - zapytał.- No wiesz, telefon, nasłuch satelitarny, parapsychiczne medium - powiedziała i natychmiast zmarszczyła brwi.-A jak tyodnajdujesz różne miejsca?- A bariera?- To było naprawdę solidne celtyckie cacuszko.-Pokazała kciukiem za siebie, gdzie stał ich samochód.-Ale my też zabrałyśmy ze sobą nasze cacko, najpotężniejsze, jakie mamy, po prostu na wszelki wypadek.- Jakaś obca kobietapomachała mu z przedniego fotela pojazdu.- Wystarczy - warknął Lachlain i podszedł do Reginy.- Wynocha z naszego domu.Już.- Uniósł miecz i w tej samej chwili poczułprzemykającą obok niego jakąś rozmytą smugę.Odwrócił się i zobaczył jeszcze jedną walkirie przycupniętą na zegarze dziadka.Wylądowała tak delikatnie i z taka gracją, że nawet nie poruszyła łańcuchów.W dłoniach miała napięty łuk ze strzałą na cięciwie.Tobyła Lucia.Nieważne.Chciał, żeby te istoty zabrały się stąd.Przybyły przecież w jednym określonym celu.Zaatakował tę przy drzwiach.Strzała przeszyła jego ramię niczym kula z karabinu i wbiła się na głębokość trzydziestu centymetrów w kamienną ścianę.Pozrywane ścięgna i mięśnie odmówiły posłuszeństwa i miecz potoczył się z brzękiem po posadzce.Czuł, jak krew spływa ponadgarstku na podłogę.Odwrócił się na pięcie i zobaczył, że Lucia nałożyła na cięciwę trzy strzały.Teraz trzymała łuk poziomo icelowała w jego szyję, jakby chciała oderwać mu głowę.- Wiesz, po co tu jesteśmy - powiedziała Regina - więc nie rób nic głupiego, bo tylko pogorszysz sprawę.Zciągnął brwi i powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem w dół, gdzie między swoimi nogami zobaczył ostry niczym brzytma miecz.Kolejna walkiria, której wcześniej nie widział, weszła do dworu z ciemnego dziedzińca.- Lepiej módl się, żeby Kaderin Zimne Serce nie kichnęła w tym momencie - zachichotała Mx.- Kad, kotku, czy ty jesteśalergiczką? No, nie wiem, na moje oko wyglądasz na mocno roztrzęsioną.Lachlain przełknął ślinę i odważył się zerknąć przez ramię.Oczy Kaderin były puste, nie widział w nich żadnego uczucia.tylkopełne skupienie.Wiedział, że walkirie potrafią być okrutne, ale teraz, kiedy tego doświadczył, kiedy dostał strzałą w ramię i miał miecz międzynogami.Nigdy nie pozwoli, żeby Emma się z nimi zadawała.W tej właśnie chwili weszła Cassandra, przypatrując się uważnie walkiriom.- Co ty tu robisz? - warknął Lachlain.- Usłyszałam o tych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Crais Robert Elvis Cole i Joe Pike 12 W pogoni za ciemnoœciš
- Cole Martina Kate Burrows 01 George Rozpruwacz [MR]
- Cole Allan & Bunch Chris Księga wojowników t.1
- Martina Cole Uwikłani
- Claire Cook Seven Year Switch (epub)
- Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 6 Jego prawda PDF
- Whitiker Gail Rozważna i czarująca
- Smith Joan Nie ta siostra
- § Długi wrzeÂśniowy weekend Maynard Joyce
- Krantz Judith Bez skrupułów(2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rozszczep.opx.pl