[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągle patrzyła na nieznajomych, i naglespuściła wzrok.Zamarła.Palce jej stóp zwisały z krawędzi półki, a pod nimi klif opadałpionowo w dół jeziora.Kilometry w dół, a głazy wystawały z jeziora jakzęby.Gdyby spadła.Odwróciła głowę, kiedy usłyszała cichy szept:- Chodz, kochanie, chodz - to był głos jej matki.Matki!275RS Z oczami szeroko otwartymi i wpatrzonymi w świetliste postaci,Tasya dalej szła po wąskiej, solidnej skalnej półce wokół brzegu jeziora.Jej matka.Rodzice.Modliła się, a jej rodzice przyszli zabrać ją zesobą.Albo pomóc jej wyjść z jaskini.Nie wiedziała.W tej chwili było jejto obojętne.Po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat mogła zobaczyćtwarz matki, jej jasnoniebieskie oczy, tak podobne do jej własnych.Widziała twarz ojca, jego mocno zarysowaną szczękę.Taką samą szczękęco rano oglądała, patrząc w lustro.To była najpiękniejsza chwila w jej życiu.W tym momencie zrozumiała, jak wiele straciła.I jak wiele miała.- Mamo - szepnęła, powoli posuwając się do przodu.- Tęsknię zatobą.Matka uśmiechnęła się.Wiem.Tasya jej nie słyszała.Te słowa były niczym oddech w jej głowie.- Tato.Wiem.Półka skalna, po której szła, stała się szersza.Poruszała się terazbardziej pewnie.- Czy on tam z wami jest?Ale jej nie odpowiedzieli.Zaczęła iść szybciej, próbując zobaczyć ich wyrazniej.- Proszę.Rurik.Kochałam go.Mogę go zobaczyć?Kiedy podchodziła bliżej, rodzice oddalali się od niej.Otaczało jąciepło ich miłości, prowadząc ją do przodu.Uśmiechnęli się, uradowani.Półka skalna stawała się coraz szersza, aż zamieniła się w ścieżkę, aTasya szła coraz szybciej i szybciej, w końcu zaczęła biec.276RS Ale oni nie odpowiadali.- Proszę, bardzo proszę.- Blask stawał się coraz jaśniejszy isilniejszy.- Gdybym mogła go zobaczyć jeszcze jeden raz.Kiedy wybiegła za róg, oślepił ją blask słońca.Zasłoniła dłońmi oczyi cofnęła się.- Mamo?Ale ich już nie było, rozpłynęli się w świetle dnia.Zaprowadzili ją kuwolności.Ku życiu.Znowu była sama.Poczucie straty zabolało ją jak uderzenie.Ale nie mogła się zachwiać.Nie mogła upaść.Znalazła się tutaj, w tej jaskini, żeby się czegoś nauczyć, i tak sięstało.Będzie iść do przodu i zrobi to, co należy.Jeżeli jej rodzice byli tak blisko, zaczęła wierzyć, że kiedyś znowuzobaczy Rurika.Kiedyś znowu będą razem.277RS Rozdział XXXIKonstantine popchnął swój balkonik, opierając się ciężko o kraty.Właśnie skończył jedno z trzech okrążeń wokół domu.Ubranie wisiało nanim, jakby był starcem, a nie sześćdziesięciosześciolatkiem, do tegoVarinskim w kwiecie wieku, liderem swojego pokolenia.W nosie miałjakąś głupią rurkę i był słaby.Bardzo słaby.Mimo to z każdym dniem chodził trochę więcej i zmuszał się, by iśćodrobinę szybciej.Codziennie Zorana robiła wokół tego zamieszanie izłościła się.Chodziła z nim i ciągnęła za nim butlę z tlenem na kółkach iprzenośną kroplówkę, ale nie lubiła tego i jasno dawała temu wyraz.Jego żona niewiele się zmieniła w ciągu trzydziestu pięciu lat.Wciążbyła drobna, metr pięćdziesiąt wzrostu, ciemne włosy i oczy, które jakopierwsze go zafascynowały.Jej skóra była gładka i opalona, lekkozwisająca na podbródku.Ale który mężczyzna zwraca uwagę napodbródek kobiety?278RS Jej usta wciąż były odurzające.To one zmieniły jego świat.Tysiącerazy widział już to jej spojrzenie, kiedy dzieci zle się zachowywały.Zeszczęką wysuniętą do przodu i skrzyżowanymi na piersi rękomawyglądała, jakby go prześladowała, a nie z nim szła.Nie była z nim szczęśliwa.Zazwyczaj spełniał jej zachcianki.Ale nie tym razem.Nie spędzi ostatnich dni swojego życia jakinwalida przykuty do wózka.Spróbuje odzyskać przynajmniej częśćswojej dawnej siły.Musiał to zrobić.Czy Zoranie się to podobało, czy nie, zapowiadałosię na bitwę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl